Ostatnia piosenka Beatlesów, czyli Lennon przewraca się w grobie

Kilka dni temu The Beatles wpuściło do sieci swoją ostatnią piosenkę. Jak to możliwe, skoro zespół nie istnieje od pół wieku? Jak to możliwe, skoro połowa jego składu od lat nie żyje? Ano, możliwe...

Nie mogłem o tym nie napisać. Pewnie dla większości z Was to będzie rozprawka o wymarłych przed wiekami mamutach. Wszak ten zespół nie istnieje od ponad 50 lat! Ale jego wpływ na współczesną kulturę jest większy niż kogokolwiek innego. W DNA każdego mieszkańca naszej cywilizacji są choćby śladowe ilości genetycznego kodu Czwórki z Liverpoolu.

7 lat, które zmieniły świat

Tekst o Beatlesach kiedyś już popełniłem. Teraz tylko w ramach chronologicznego ciągu wydarzeń kilka faktów bazowych. Jako Beatlesi, których znamy i którzy zmienili oblicze świata, działali przez skromnych 7 lat – od 1962 do 1969 roku. John Lennon, Paul McCartney, George Harrison, Ringo Starr. Jeśli pada hasło Czwórka z Liverpoolu, to chodzi o tych właśnie jegomości.

W sumie wydali 13 albumów studyjnych. Reszta to bootlegi, reedycje, wydania w innych językach, składanki, mieszanki i inne takie. Muzyka zawarta na tych 13 albumach jest jak kulturowe dziedzictwo ludzkości. Równie ważne jak obrazy Leonarda da Vinciego czy rękopisy Szekspira.

Dlaczego Beatlesi są tak ważni?

Na przykład dlatego, że stworzyli największą ilość najlepszych piosenek wszech czasów. Z tym się nie dyskutuje. Jak z tym, że słońce świeci. Byli jak zdolni drwale, którzy z solidnymi siekierami wkroczyli do dziewiczego lasu i zaczęli rąbać. A ponieważ byli pierwsi, wyrąbali najwięcej najdorodniejszych drzew. Szczęściarze.

Beatlesi zdefiniowali muzykę rozrywkową jako sztukę. Bo wcześniej to był jazgot szarpidrutów. Mieli wpływ na modę, na sposób bycia milionów, na mentalność całych pokoleń, na politykę, na religię, na rewolucję w technikach nagrań, na rewolucję w show-biznesie (byli pierwszym zespołem w historii, który zagrał na stadionie), na sposób kręcenia klipów… Jako pierwsi połączyli jazz, muzykę klasyczną i etniczną z rock and rollem. O ilości sprzedanych płyt, okupacji pierwszych miejsc na tysiącach list, o coverowaniu ich twórczości przez zastępy innych artystów, od jazzmanów po klasyków nie wspominam, bo klawiaturę bym wystukał.

Pierwszy koncert na stadionie w dziejach? Pierwsza ekstaza tłumu na widok swojego idola? Mamy to!

Co po 1969 roku?

Ano, po 1969 (faktyczna data rozpadu grupy) każdy Beatles rzepkę sobie skrobał. Pozakładali swoje zespoły, mieli swoje życie, swoje przeloty… I tyle.

Wszystko to płynęło, jak gdyby nigdy nic, aż tu nagle stało się coś strasznego. 8 grudnia 1980 roku na klatce swojego domu w Nowym Jorku zostaje zamordowany John Lennon. Świat jest w szoku. Już wiadomo, że szanse na reaktywację największego zespołu świata w oryginalnym składzie zostały bezpowrotnie pochowane wraz z Lennonem. Ale kilka lat później okazało się, że w jakimś sensie ta reaktywacja jednak jest możliwa. Jak?

Anthology, czyli legenda wraca

20 listopada 1995 roku zostaje wydany pierwszy album z przezacnej kolekcji pod wspólnym tytułem The Beatles Anthology. To, co znalazło się na tych płytach, to dla fanów naprawdę nie lada gratka. To po pierwsze wiele, bardzo wiele poukrywanych w starych szufladach wczesnych nagrań zespołu. Często tak wczesnych, że nawet sprzed roku 1962. Często tak wczesnych, że jeszcze nie pod nazwą The Beatles, ale The Quarrymen (to pierwszy band, w którym Lennon z MacCartneyem zagrali razem). To też wiele, bardzo wiele nieznanych, roboczych wersji znanych przebojów zespołu. Musimy wiedzieć, że chłopaki często nagrywali kilka wersji jednej piosenki i potem wybierali tą ich zdaniem najlepszą. I tą ostatecznie dostawał świat.

No i wreszcie The Anthology dało światu zupełnie nowe piosenki Czwórki z Liverpoolu. Ale jak, skoro Lennon nie żyje?

Lennon demówki nagrywał

Całe szczęście. Yoko Ono, wdowa po Lennonie przekazała w ręce Paula, Georga i Ringo stare, ale jakże jare taśmy, na których John zarejestrował swoje ostatnie za życia pomysły. Takie z okolic końcówki lat 70. Z tych taśm wyłuskano trzy konkretne pomysły. W zasadzie gotowe piosenki, ale z akompaniamentem niestrojącego pianina i takie trochę byle jakie. Przynajmniej technicznie. No, ale to piękne piosenki były.

Wtedy Trójka z Liverpoolu podjęła decyzję o reaktywacji całej Czwórki, dogrywając się do Johna. Do akcji wkracza sztab specjalistów i niemożliwe staje się możliwym: Beatlesi wracają w oryginalnym składzie z nowymi piosenkami.

Na warsztat wzięto wtedy trzy pomysły Johna: Free As a Bird, Real Love i Now And Then. Dwa pierwsze w wykonaniu całej Czwórki zasiliły wydawnictwo Anthology. Now And Then jednak się nie załapało. Dlaczego?

Najpierw przypomnijmy sobie te, które się załapały.

Free As A Bird

Oryginalna wersja demo Johna Lennona:

Wersja ostateczna z resztą zespołu:

Real Love

Oryginalna wersja demo Johna Lennona:

Wersja ostateczna z resztą zespołu:

Now And Then

Dlaczego trzeci pomysł Lennona nie wszedł na Anthology? Powodem miało być veto Harrisona. Chłopaki przy okazji dwóch wcześniejszych nagrywali i do niego swoje ślady, ale ostatecznie techniczne ograniczenia sprawiły, że Harrison nie zgodził się na publikację. Więc piosenkę ponownie włożono do szuflady. Choć – i to bardzo ważne jest – jej lennonowa wersja demo akurat na Anthology załapała się.

Czas mijał. Jest rok 2001. Świat żegna kolejnego Beatlesa. Na tamten brzeg odpływa George. Żyją już tylko Paul i Ringo. Technika przez tych kilka lat rozwinęła się niebywale. Dzisiaj techniczne ograniczenia, które w latach 90. uniemożliwiły dokończenie produkcji Now And Then, już nie istnieją. Zatem Dwójka z Liverpoolu wraca do tematu. I dokańcza go.

Dźwięki nieżyjącego Georga wykorzystano oczywiście z sesji do Anthology z lat 90. 2 listopada 2023 roku o godzinie 15 czasu polskiego świat usłyszał ostatnią piosenkę The BeatlesNow And Then.

Lennon przewraca się w grobie?

Dlaczego mam takie podejrzenie? Otóż w oryginalnej wersji demo Lennon wrzucił jeden przeciekawy moment harmoniczno-melodyczny. Taki typowy dla Lennona z jego ostatniego okresu myk. Uwielbiam te jego myki. Niestety, Dwójka z Liverpoolu postanowiła ten piękny myk z piosenki wywalić. Dlaczego? Nie mam pojęcia.

Czy Lennon przewraca się w grobie też pewny nie jestem, ale znając jego przekorną naturę myślę, że tak. O jaki myk chodzi? Już wyjaśniam. Tutaj demo Johna. Ten myk pojawia się w 01:24.

A tutaj oficjalna, pełnobeatlesowa wersja ich ostatniej piosenki Now And Then.

Epilog

Czy piosenka mi się podoba? Czy jest dobra? Czy jest warta tego halo, jakie wywołała? W momencie, w którym piszę ten tekst, ma już ponad 21 milionów wyświetleń. Nieźle jak na zespół, który od ponad 50 lat nie istnieje.

Przyznaję się, że kiedy po raz pierwszy oglądałem klip, płakałem jak dziecko. I w zasadzie to jest najlepsza recenzja. Wartość tej piosenki jest taka, jak wartość starej, zardzewiałej monety z czasów Cesarstwa Rzymskiego znalezionej w ziemi. Jej znacznie znacznie wykracza poza wartości czysto muzyczne. 100 procent lennonowej nostalgii. 100 procent brzmienia The Beatles. Piękne, nostalgiczne zamknięcie najważniejszego rozdziału w historii muzyki rozrywkowej.

Na koniec jeszcze jedno pytanie. Ile roboty przy Now And Them wykonała AI? Bo podobno wykonała. Może większość? Może to właśnie dzięki AI możliwym było to, co było niemożliwe w 1995? Dziwnych czasów doczekałem… Niefajnych trochę.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.