Konie, jedzenie, rozwolnienie – czyli Kirgistan w pełni
Wspomnienia szóstki przyjaciół, którzy w ramach akcji Together 2024 – w jedności z NINIWA Team – przemierzali szlaki Kirgistanu.
Drogi Pamiętniczku! W tym roku zamarzyła nam się nieco odleglejsza wycieczka niż wszystkie poprzednie, więc wybraliśmy się aż do do Kirgistanu. Jak to w życiu, cel jest oczywiście istotny, droga do niego jeszcze ważniejsza, ale nadrzędne jest towarzystwo. Zlecieliśmy się do Biszkeku dwójkami; Kamil i Marysia startowali z Warszawy, Asia i Maciek z Wiednia, a Justyna i Karol – z Krakowa.
Nasz pobyt w Kirgistanie można podzielić na trzy etapy. Pierwszym z nim był trekking niedaleko miejscowości Karakol. Z plecakami wyładowanymi skrupulatnie wyliczonym prowiantem ruszyliśmy ku zatraceniu i przygodzie. Co tu dużo mówić, kirgijskie góry są przepiękne. Wysokie, majestatyczne, ale wcale niegroźne.
Wbrew informacjom zawartym w Wikipedii, nie spotkaliśmy żadnego rysia, pumy śnieżnej ani nawet misia. Przez cały czas trwania trekkingu doświadczyliśmy za to czterech pór roku: od palącego słońca, przez burze, aż po opady gradu.
Każdy z nas bił rekordy wysokości na tej wyprawie, podczas pierwszego trekkingu weszliśmy na ponad 3900 m n.p.m. Na zakończenie pierwszego etapu przygody, po pięciu dniach spania w lesie i schodzeniu do wioski, czekał na nas spróchniały pień, jako forma mostu, oraz dosyć długa podróż różnymi środkami transportu do Kochkor.
Kolejny dzień spędziliśmy na opychaniu się arbuzem, manty, langmanem i plof, do których to dań przygrywał nam na elektrycznych skrzypcach przypadkiem poznany Kirgiz. Dzięki doskonałej znajomości angielskiego (bardzo rzadkie zjawisko w Kirgistanie) opowiedział nam co nieco więcej o tym kraju.
Kolejne trzy dni można by streścić w kilku słowach: konie, pyszne jedzenie, przepiękne widoki, Przez dwa dni jechaliśmy konno nad jezioro Son Kol, po drodze śpiąc i jedząc w jurtach najpyszniejsze jedzenie, jakie spotkaliśmy w całym Kirgistanie. W oba te dni po drodze spotkały nas burze, zgodnie ze starożytnym kirgiskim przysłowiem: „Dzień bez burzy dniem straconym”. Trzeci dzień spędziliśmy na powrocie do miejsca startu.
Trzeci etap podróży to znów powrót w góry. Najedzeni i z odnowionymi siłami ruszyliśmy do parku narodowego Ala-Archa pod stolicę Kirgistanu (Biszkek) w celu zdobycia góry Uchitel (4500 m n p m). Niestety nagłe osłabienie organizmu oraz niespodziewane rozwolnienie u części z nas skutecznie nam te plany pokrzyżowały i koniec końców tylko dwójce udało się zdobyć ten szczyt.
Po trzech dniach w górach musieliśmy się udać ponownie do stolicy, ponieważ Kamil i Maria musieli już wracać do Polski. Asia oraz Maciek zostali dłużej w stolicy, a Justyna oraz Karol ruszyli w region Osh w celu zdobycia pięciotysięcznika!
Po wielu przebojach z taksówkami, dodatkowymi opłatami oraz burzami z gradem po drodze udało im się zdobyć cel i wejść na Yukhinę, na wysokość 5130 m n.p.m. Po czym znów skierowali się do stolicy w celu powrotu do Polski.
Kamil Nocoń