Podjarani. Łogiń w internecie
Afera w Gdańsku! Palenie książek i gadżetów w inkwizycyjnym stylu! Do przeczytania tego artykułu zachęcam wszystkich tych, którzy nie chcą jak typowy Janusz tylko ślizgać się po hejterskiej i prześmiewczej powierzchni tematu.
Afera w Gdańsku! Palenie książek i gadżetów w inkwizycyjnym stylu! Do przeczytania tego artykułu zachęcam wszystkich tych, którzy nie chcą jak typowy Janusz tylko ślizgać się po hejterskiej i prześmiewczej powierzchni tematu.
Internet żyje od niedzieli akcją koszalińskiej Fundacji SMS z Nieba, na czele której stoi ks. Rafał Jarosiewicz, aktywny i innowacyjny ewangelizator. Czy najnowsza akcja również była sukcesem? Wydaje się, że nie, bo takiej fali krytyki i wytykania palcami podjaranych hejterów w newsach i memach, organizatorzy raczej się nie spodziewali. Co więcej, sporo negatywnych ocen inicjatywy wyrazili sami katolicy, nie tylko księża i biskupi, ale też aktywni wierni. Właściwie temat powinien zamknąć komentarz samego ks. Jarosiewicza, który napisał po akcji: „Fakt spalenia książek i innych przedmiotów był niefortunny. Nie miał on jednak charakteru prześmiewczego wobec jakiejkolwiek grupy społecznej czy religii, nie był też wymierzony w książki jako takie czy kulturę. Jeśli ktokolwiek moje działanie odebrał w ten sposób, chciałbym w tym miejscu go bardzo serdecznie przeprosić”. Jednak poprzestanie na tym pozostawiłoby spory niedosyt, bo niewyjaśnione zostają odpowiedzi na pytania, po co w ogóle ta akcja się odbyła i jak interpretować reakcje ludzi. Spróbujmy rozłożyć temat na trzy punkty.
Cel
Głównym problemem akcji była dezinformacja. Na fanpage’u fundacji pojawiły się zdjęcia z palenia książek i przedmiotów wątpliwego wpływu na duchowość (materiał został już usunięty). Reakcja internautów była natychmiastowa: inkwizycja, porównania do propagandy rodem z III Rzeszy, cenzura, obrażanie uczuć religijnych (figurki bóstw wschodnich) czy nawet ekologiczne argumenty (palenie parasolki z Hello Kitty). Brak wyjaśnienia, zapowiedzi czy sensownego komentarza spowodowały, że ognisko przed gdańskim kościołem wywołało falę krytyki. Sami organizatorzy chyba też nie chcieli już jątrzyć sprawy, dalej zajścia nie komentowały, mimo że różne środowiska co raz przepychały się argumentami za i przeciw inicjatywie. Potrzeba tu nie kłótni, a wyjaśnienia.
Cel akcji był dobry, chodziło o usunięcie z naszego otoczenia rzeczy (w tym książek), które nie budują naszej chrześcijańskiej duchowości, a mogą wręcz zaszkodzić. W pierwszym liście do Tesaloniczan św. Paweł pisze: „Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła”. Organizatorzy akcji z kolei powoływali się na inny fragment „Posągi ich bogów spalisz, nie będziesz pożądał srebra ani złota, jakie jest na nich, i nie weźmiesz go dla siebie, aby cię to nie uwikłało, gdyż Pan, Bóg twój, się tym brzydzi”. Dla ateistów tak samo jak nie istnieje Bóg, tak samo nie istnieje szatan i duchowość, zatem nie znajdą oni w takim działaniu żadnego sensu, bo nie widzą zagrożenia. Chrześcijanie wiedzą, że szatan istnieje, działa i na różne sposoby może docierać do człowieka. Pozostaje spornym, czy Harry Potter albo Zmierzch szkodzą naszej duchowości. Podobnie jak inne środki – muzyka rockowa, gry fabularne itp., wrzucane często do jednego worka. Znajdą się przykłady zarówno druzgocącego wpływu takich czynników, jak i zupełnie neutralne ich działanie dla człowieka, a pewnie są i tacy, którzy powiedzą, że ich rozwinęły, poszerzyły horyzonty i nawet pobudziły wzrost wiary czy duchowości chrześcijańskiej. Dlaczego tak jest? Kiedyś odpowiedział mi na to pytanie ksiądz: „Człowiek jest jak płócienna szmata. Jedna zamoczona w wodzie, inna w benzynie. Dla kogoś ogień będzie zagrożeniem dramatycznym – spłonie w sekundę, a innemu nie wyrządzi żadnej krzywdy”. Powiemy, że to nie fair, że mamy różną podatność na duchowe wpływy. Ale przecież tak samo jest z talentami, wyglądem i wszystkimi innymi cechami – różnimy się fizycznie i psychicznie, więc czemu nie w sferze duchowej? To naturalne.
Metoda
„Palenie książek? Ja rolę dorosłych widzę inaczej. Chciałbym żebyśmy uczyli młodych radzenia sobie (interpretowania, kontrargumentowania, weryfikowania,…) z treściami pisanymi.” – komentuje zdarzenie na Facebooku dr. Tomasz Rożek – „Wrzucanie w ognisko nośników nieodpowiednich treści (żeby było jasne, wcale nie uważam, że Harry Potter jest nieodpowiedni) jest wyjątkowo krótkowzroczne. Nie mówiąc już o tym, że nie najlepiej świadczy sile argumentacji inicjatorów akcji.” Dobre postulaty i sensowny komentarz. Tym bardziej, że nie wszystkie nośniki można obiektywnie nazwać zagrożeniami, więc dobór tak ostatecznego środka wydaje się mocno na wyrost. Dochodzą do tego skutki PR’owe dla Kościoła, a także słuszne roszczenia w zakresie obrazy cudzych uczuć religijnych, wrażliwości czy nawet skutków ekologicznych. Słowem – wtopa.
Jaką mamy zatem alternatywę? Wydaje się, że dla chrześcijanina ścieżka działania powinna być zgoła inna. Po pierwsze modlitwa, sakramenty, życie w łasce uświęcającej… Jeśli mówimy o zagrożeniach duchowych, to trzeba powiedzieć jasno, że to potężna batalia i choćbyśmy spalili cały świat, nie wyeliminujemy ich źródeł własnymi siłami. Jedyna sensowna linia obrony to sam Bóg. Trzymanie się blisko Niego, to tworzenie swoistego, duchowego pola siłowego, niewrażliwego na zewnętrzne wpływy. Św. Marek Ewangelista pisze „węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić.” Krzyżyki, medaliki, różańce, szkaplerze, czy praktyki wiary związane z modlitwą (tzw. sakramentalia) to dodatkowe wsparcie naszego pola siłowego. Do tego wszystkiego rozsądek, racjonalna chrześcijańska argumentacja, zrozumienie zagrożeń oraz poznanie siebie i wpływu różnych czynników na własną duchowość, to kolejne mądre metody obrony przed złem.
Reakcje
W toku dyskusji u doktora Rożka pojawił się komentarz, że takie akcje Kościoła pokazują intelektualny poziom duchowieństwa. W odpowiedzi na to p. Tomasz przypomniał, że chodziło o jednego księdza, a nie całe duchowieństwo. Kolejna słuszna uwaga, bo mamy często tendencję do uogólniania naszych sądów. Nawet jeśli w przypadku wybranej sytuacji są one słuszne.
Rozumiem jednak często dramatyczne formy obrony wiary i wartości w Kościele, bo ataki z drugiej strony są dziś bardzo silne i dotykają nas na tak wielu frontach, że czasem wręcz nie wiadomo jak się przed nimi wszystkimi bronić. To pewna forma desperacji, której przeciwdziałamy odpowiednio dramatycznymi środkami. Tu jednak apel zarówno do inicjatorów różnych akcji jak i szerokiego grona odbiorców – nie bądźmy typowymi Januszami, myślmy szeroko i świadomi różnej wrażliwości ludzi starajmy się nie zaogniać dzielących nas emocji.
Krzysztof Zieliński
Krzysztof Zieliński
Od 2008 roku współtworzy Oblackie Duszpasterstwo Młodzieży NINIWA, co jest jednocześnie pracą i życiową misją. Współorganizuje i animuje wydarzenia, pisze artykuły, redaguje treści książek i robi znacznie więcej. Człowiek orkiestra.