Spojrzeć na ślimaka
Zawsze rozczulała mnie ta scena z "Jasminum", w której Gajos przykleja na drzewie obok ślimaka odrobinę twarogu. Jak to po co? Na pierogi, to przecież oczywiste. Albo świnki, które podnosił do góry, żeby zobaczył niebo, bo przecież mają tak ukształtowany kręgosłup, że w górę głowy nie zadrą, nic, tylko ryć w ziemi. Pomyśleliście kiedyś jakie to szczęście, że możemy podnieść głowę do góry i zobaczyć niebo? W dodatku jak jest się w górach to niebo wydaje się jakby większe, ale też bliższe. Ale dość, chciałam o tym pierwszym stworzonku.
Zawsze rozczulała mnie ta scena z „Jasminum”, w której Gajos przykleja na drzewie obok ślimaka odrobinę twarogu. Jak to po co? Na pierogi, to przecież oczywiste. Albo świnki, które podnosił do góry, żeby zobaczył niebo, bo przecież mają tak ukształtowany kręgosłup, że w górę głowy nie zadrą, nic, tylko ryć w ziemi. Pomyśleliście kiedyś jakie to szczęście, że możemy podnieść głowę do góry i zobaczyć niebo? W dodatku jak jest się w górach to niebo wydaje się jakby większe, ale też bliższe. Ale dość, chciałam o tym pierwszym stworzonku.
„Piękny świat przemierzasz po maleńku” (Małe TGD)
Tak naprawdę to rozprawa o świecie, który przemierzam, a czasem jego fragment przemierza mnie. Obudziłam się przed świtem, tutaj to nie problem, bo słońce leniwie wychodzi gdzieś przed ósmą. Spojrzałam na swój namiot i stwierdziłam, że w nocy musiały przemierzyć go całe hordy ślimaków. Może nieopatrznie rozbiłam się na ich szlaku tranzytowym. Jeden nie ukończył biegu. Po śladzie widzę dokładnie skąd przybył i dokąd zmierza. Teraz zmęczony schował się do skorupki. W pierwszym odruchu chciałam go przenieść kawałek dalej, pomogę mu, posunę go naprzód. Potem pomyślałam, że ja na swoim camino wcale nie chciałabym niepotrzebnej podwózki. Ślimak też zadał sobie niemały trud, żeby wgramolić się na mój namiot, a przecież mógł przejść po płaskim bokiem. To trochę tak, jak widzę dwie drogi: jedna wydeptana, druga taka, że bez maczety nie podchodź albo jedna w dół, druga w górę, jedna słoneczna, a druga z tym wiecznie niewysychającym, nawet przy 20 stopniach Celsjusza, błotem. Praktycznie nigdy nie muszę wyciągać GPSa, w 99% jest to ta druga opcja. Mam więc ze ślimakiem coś wspólnego, nie idziemy na łatwiznę. Wybieram jakiś największy kamień, który jestem w stanie przenieść, ustawiam go na ziemi na wysokości miejsca, w którym na moim namiocie smacznie śpi ślimak i po cichutku go tam przenoszę. Może jak się obudzi, pomyśli, że „ta wielka góra lęku” tylko mu się przyśniła.
Efekt świeżości
Czasami jak tak idę drogą (nadążacie? Cały czas jestem na camino) to rozkładają mnie najprostsze rzeczy. Zapach prania – nieosiągalne. Brzęk kluczy – odruchowo sięgam do kieszeni. Nie ma. Nie ma kluczy, ale też przede wszystkim nie ma na ten moment domu zamykanego na klucz. Może zachowuję się jak dziecko, które pierwszy raz wyszło z domu, a przecież to nie prawda. Może to po prostu zdolność do odczuwania tego wszystkiego ciągle na nowo, do świeżego spojrzenia. To, czego czasami brakuje nam, gdy słyszymy po raz kolejny znaną nam Ewangelię. Czy potrafimy się nią zadziwić i zachwycić, jak światem, którego też nie oglądamy od wczoraj, bo trochę lat na karku jest. Prawdę mówiąc teraz każdego poranka, od przeszło tygodnia, odkrywam na nowo tę samą rzecz – jestem na camino. I to wcale nie jest oczywiste. To nie było planowane. Wręcz przeciwnie, coś musiało nie wyjść, nie udać się, jakiś plan musiał obumrzeć, by mogła narodzić się myśl o camino.
A jednak znowu sama
Wejście na drogę samemu oznacza m. in. konieczność podejmowania wszystkich decyzji na bieżąco. Może to nie są decyzję o życiu czy śmierci. Zwykłe spanie, jedzenie, kierunek, droga, kilometry. Decyzje, które albo cię przybliżą do celu albo od niego oddalą. Czasem wiem, że muszę być silna. Wtedy jestem. Czasem czuję, że potrzebuję być słaba. Pozwalam sobie na to.
Naprawdę cud
Jak się było na trzech wyprawach rowerowych z NINIWA Team, to w pewnych momentach kazania ojca mówi się w głowie razem z nim. Znane ojco-Tomkowe zdania o tym, że to cud, że dziś wstaliśmy, że zgina nam się palec, że bije nam serce. W grupie jakoś efekt tego cudu czasem mi umykał, na zasadzie – patrzysz na innych uczestników i mówisz eee… tam, im też się zgina, eee… tam, im też bije, żaden cud. A właśnie, że cud. I może czasem potrzeba bycia samemu, żeby to odkryć. Zgina się. Znaczy, że nie jest jeszcze aż tak spuchnięty, można iść dalej :).
Myślę że do końca drogi to będzie raczej dzielenie się typu: co mi w głowie siedzi, czyli ślimaki, mrówki, bijące serce i takie tam. Nie wiem, jaki jest odbiór kogoś, kto mnie nie zna, jeżeli oczekujecie czegoś więcej możecie się zawieść albo po prostu nie czytać… ale czasem warto ślimakowi poświęcić trochę uwagi.
Katarzyna Wiesia Wasilewska
To trzeci artykuł z cyklu refleksji z podróży drogą Camino “pod prąd”. Poprzedni przeczytasz tutaj.
Katarzyna Wasilewska
Z pozoru cicha, ale z dużą dawką wewnętrznego szaleństwa. Uczestniczka czterech wypraw rowerowych NINIWA Team, na których odkryła w sobie zdolność do bycia z drugim człowiekiem. W 2015 r. samotnie odbyła podróż, pielgrzymując pieszo z Polski do Santiago de Compostela.