Dzień 22
Jeszcze nie przystojny MieszkoJuż nie tajemnicza Justyna,Lecz drogi koleżko,Ofiara Kupidyna!
Jak dobrze wszyscy wiedzą… strzała Kupidyna połączyła naszych śmiałków z jednośladami na czas, co najmniej Tour–de–Mazenod–owski… dostało się także autorowi niniejszego tekstu, dawnego uczestnika wyprawy X. Nie mógł się powstrzymać, wkradł się do redakcji i niepokornie zasiadł na tronie przed monitorem.
Na początek…. ekipa rowerzystów, która w międzyczasie została przetransportowana do redakcji za pomocą sieci komórkowej (nie wszyscy… wszyscy się nie zmieścili 😉 ), chce bardzo, ale to bardzo serdecznie podziękować Redaktor Justynie za każdą literkę (szczególnie za spację i enter’y, których nie widać 😉 ), która została stosownie przemyślana, a później postawiona w tych oto homerycko opisanych relacjach wyprawy Tour de Mazenod. W ramach podziękowania ekipa przesyła rower specjalnie dla redaktor Justyny i… zaprasza do Maroka! 🙂
Wydawać by się mogło, że nasi śmiałkowie zrobili przed wczorajszym noclegiem… małe kółeczko (dla utrzymania formy), ponieważ znowu trafili na plac zabaw… w miejscowości Paniza… ten jednak nie był tak wspaniałomyślnie zaprojektowany. Nie chodzi o brak grupowej huśtawki, piaskownicy, czy foremek w kształcie rowerka, ale… nie było kranika… ani łopatki, dzięki której mogliby się dokopać do wody! Noc była bardzo zimna… dlatego te ostatnie dni i noce są najtrudniejsze pod względem psychicznym. Śmiałkowie muszą w nocy myśleć o gorącym dniu, żeby było im cieplej, a w dzień o zimnej nocy!
O 8.00 rano w poniedziałek śmiałków obudziło słońce, którego o tej godzinie pragnęli, ale które kilka godzin później stało się przekleństwem. Śniadania właściwie nie mieli, dlatego że poprzedniego dnia, pewien głodny kotek (pradopodobnie… w butach), o szklistych oczach, delikatnie opróżnił ich zapasy. Kto jeździ na rowerze, to dobrze wie, że bez śniadania daleko pojechać się nie da. Pierwszy sklep okazał się… zamknięty. Drugi też… i trzeci, i czwarty, i piąty, i szósty… i tak do około setki – dlatego, że było święto Wniebowzięcia NMP (och… jakże świątecznie się zaczął ten dzień 😉 ). Śmiałkowie przejechali przełęcz o łącznej sumie wzniesień równej 944m. Matka Boża nie zapomniała jednak o swoich dzieciach i wstawiła się za nimi – za pomocą szprychy Marcela. Szprycha pękła akurat, kiedy przejeżdżali niedaleko ogromnej gruszy. Jednośladowi gruszkożercy ruszyli dalej i po przejechaniu 30 km dotarli do miejscowości Daroca.
Była godzina 12.01… słońce świeciło tak mocno, że wydawało się jakby cień nie miał cienia, rośliny chowały się pod ziemię albo, po prostu… nigdy nie wyrosły, choć z pewnością bardzo chciały. Promienie słoneczne wydawały się ciężko chodzić po głowach naszych bohaterów. Wszyscy marzyli o tym, żeby znaleźć się w Polsce i poczuć odrobinę umiarkowanego klimatu, wejść pod ścianę deszczu. Postanowili więc… rozbić obóz pod wiatą przy drodze. Tam też o. Tomek odprawił Mszę świętą. W kazaniu nawiązał do wyprawy sprzed 4 lat, kiedy razem z diakonem Krzysztofem Machelskim OMI wybrali się do Wilna. Diakon wówczas (teraz już ojciec), 15 sierpnia, w święto WNMP, określił Maryję jako Tą, która jest zawsze przed nami, wskazuje nam drogę i robi tunel powietrzny do nieba. Każdy rowerzysta wie, jak trudno być z przodu kolumny i walczyć z nieraz silnym wiatrem, by reszta mogła spokojnie jechać. Po Eucharystii wszyscy położyli się spać…
…o 18.03 wyruszyli w niedaleką podróż do stacji benzynowej, która była 0,5 km dalej. Kupili zapasy żywności i o godzinie 19.02 wyruszyli w trasę. Podczas następnych 50 km przejechali przez kolejną przełęcz na wysokości 1151 m i zrobili przystanek. Pokusa rozbicia obozu i przenocowania była ogromna, ale świadomość tego, że jeszcze jest szansa dojazdu na czas, a także obecność „Maryi na przodku” zachęciły ekipę do dalszej rowerowania.
Ekipa pozdrawia :
- Maję z okazji urodzin! 100 lat ! 100 lat ! 100 lat niech żyje nam! (Redakcja dołącza się do życzeń 🙂 ),
- z okazji dnia Wojska Polskiego ekipa (z Wiolą na czele) pozdrawia chłopaków z BSR – szczególnie sierżanta Gerarda,
- Mieszka, który w tej chwili uroczyście bawi się na weselu.
Hasło dnia:
„Jazda po byku!”
Bilans dnia :
- 124 km w sumie od niedzieli po 22.30 do poniedziałkowego, późnego wieczoru
- przełęcz 944 m
- przełęcz 1151 m
- kilku chłopaków (Kamil, Max, Robert, Łukasz) zaczęło robić pompki – tyle, ile kilometrów
- Przyjęcie na siebie milionów ołowianych, słonecznych promieni
- 1 sposób na policję: „Wszyscy! Razem! Viva Espańa!”
- 1 niewdzięczny kot, który w zamian za dokarmianie pozbawił grupę jedzenia 😉
- Łącznie przejechane ponad 3000 km! To prawdziwa heca! 🙂
Przejechanych do tej pory kilometrów: 3005
Marcin Szuścik
Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.