15 sierpnia| NINIWA Team

Dzień 3 – O zabawie w kotka i myszkę oraz o niemieckiej gościnności…

Punktualnie o godzinie 5.00 ekipa budzikowych rozpoczyna swoją akcję budzenia, która dodatkowo jest wspierana przez Górnika puszczającego z dwóch głośników muzykę na cały regulator.

Dobra nuta wpada w ucho tylko przez krótką chwilę, która zostaje przerwana poleceniem ojca: Wyłączyć to, barany! Skąd taka reakcja, czyżby ojciec chciał sobie pospać dłużej? Bynajmniej! Nocowaliśmy blisko plebanii i innych zabudowań, więc puszczenie głośnej muzyki wynikało w pewnym sensie z egoizmu i niemyślenia w tym momencie o ludziach, którzy nie jadą z NINIWĄ do Santiago i nie muszą przecież wstawać tak wcześnie rano :).

Jesteśmy już na nogach. Teraz pakowanie, śniadanie i z lekkim poślizgiem, ok. 10-minutowym, jesteśmy w komplecie. Tuż przed zbiórką parafianin księdza Dawida – Kamil – przywozi po wczorajszej niedyspozycji Karolinę Madej i Marcina Mazura, dzięki Bogu w jednym kawałku i gotowych do jazdy. Wczorajsza niedyspozycja Karoliny okazała się zwykłym przemęczeniem, na które cudownym lekarstwem okazał się sen. Z kolei Marcin, po wizycie w szpitalu i prześwietleniu barku, które wykluczyło złamanie, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Złapał za oparcie krzesła, szarpnął i poczuł, że bark wrócił na swoje miejsce. Potem zaliczył jeszcze szybką wizytę w aptece po stabilizator oraz tabletki przeciwbólowe. Odpoczynek, dobra strawa i supermiejsce noclegowe, które zagwarantował ks. Dawid, sprawiły, że dzisiaj mogą stać z nami w pełni sił. Czas goni. W kółku wspólna modlitwa i Ewangelia z dnia, a także przypomnienie ojca o przypadającej uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Panny oraz 450. rocznicy śmierci św. Stanisława Kostki z Rostkowa – patrona młodzieży, którego relikwie towarzyszą nam w drodze.

Ruszamy i po kilku kilometrach mijamy granicę polsko-niemiecką na Odrze. To pierwszy dzień wyprawy poza granicami naszej ojczyzny. Każdy z nas zastanawia się, jak zostaniemy przyjęci przez naszych zachodnich sąsiadów i jak będzie wyglądać reszta drogi szlakiem Camino do grobu świętego Jakuba Apostoła w hiszpańskim Santiago de Compostela. Już w trakcie przejazdu przez Görlitz, po niespełna 10 kilometrach naszej drogi, tracimy drugą grupę. Na kilku skrzyżowaniach coś poszło nie tak, chociaż w miejscach zmiany kierunku trasy pierwsza grupa zawsze kogoś zostawiała. Okazuje się, że wskutek pomyłki druga grupa musi „wykręcić” dodatkowe 10 kilometrów. W tym czasie grupa pierwsza oczekuje na przymusowej przerwie ok. 20 minut, aż dojedzie reszta. W komplecie ruszamy dalej. Mija kilka kilometrów i na małym podjeździe Paulinie Godlewskiej spada łańcuch. Techniczni robią, co mogą, żeby szybko usunąć usterkę, ale te kilka minut sprawia, że druga grupa mija pierwszą i znika za horyzontem. Nie trzeba czekać długo, a znowu gubimy się wśród ścieżek rowerowych, ot taka zabawa w kotka i myszkę :). Po kilku telefonach i straconych kolejnych kilkunastu minutach znowu jesteśmy w komplecie. Pierwsze 50 kilometrów mija w słonecznej aurze, choć wiatr coraz bardziej daje się we znaki. W trakcie jazdy możemy podziwiać rozległy krajobraz pól, które, niestety, podobnie jak w Polsce, dotknęła susza.

Nareszcie nadszedł czas na pierwszą przerwę. Robimy szybkie zakupy na śniadanie i obiad. Szybko coś przegryzamy i po wspólnej modlitwie za młodych ruszamy w dalszą drogę.

Wiatr się wzmaga, a kolejne kilometry zdobywamy z dużą trudnością. Do tego zaczynają się pierwsze podjazdy, które są łagodną zapowiedzią tego, co czeka nas w kolejnych dniach. Jedzie się ciężko, to już trzeci dzień wyprawy, więc niektórzy przeżywają swoje pierwsze kryzysy. Poczucie wspólnoty oraz rzeczywiste wspieranie się nawzajem dodają sił i pozwalają przezwyciężać chwilowe zwątpienia. Czasem zwykły uśmiech i dobre słowo potrafią zdziałać cuda. Po 35 kilometrach nierównej walki z wiatrem i doskwierającym upałem zjeżdżamy na parking, aby przeżyć Mszę Świętą, zjeść obiad i przeczekać upał. Na naszą prośbę życzliwy Niemiec przestawia samochód i ustępuje nam zacienionego miejsca pod dużym drzewem.

Nadszedł czas na Eucharystię. Ojciec Tomek podkreśla, że świętujemy dzisiaj w Kościele piękną uroczystość wzięcia Maryi z ciałem i duszą do nieba. W Ewangelii mowa jest o tym, że Maryja udała się z pośpiechem w góry do swojej krewnej Elżbiety, aby podzielić się z nią radością zwiastowania. Ojciec wspomina wyprawę do Jerozolimy i trudną drogę w góry, do Jerycha, którą przemierzała Maryja, i którą on razem z NINIWA Team pokonał na rowerze. Górnik potwierdza z uśmiechem, że łatwo nie było.

Maryja, po przełamaniu ludzkiego lęku i wypowiedzeniu słów: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego”, podejmuje trud, by dawać światu Jezusa. Za ten trud otrzymała największą nagrodę – niebo. Bóg naprawdę chce wziąć każdego z nas do nieba. Tutaj nasuwają się słowa Starego Testamentu: „(…) kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli (…)” (por. Pwt 30,19). Jednak wszystko zależy od nas samych – czy zdołamy przełamać swój egoizm i lęk i podjąć trud dobrej walki ze złem, ze swoimi słabościami. Wzorem i umocnieniem w naszym wyborze niech będzie Maryja.

Patron dnia dzisiejszego św. Stanisław Kostka zwykł mawiać: „Do wyższych rzeczy jestem stworzony”. W swojej świadomości miał zapisaną prawdę, że człowiek jest sobą, gdy gotów jest siebie przewyższać. Siły do tego są we wnętrzu człowieka, w jego duchu. W nim działa też miłość, która jest z Ducha Świętego. Należy zatem podjąć to, co każdy z nas ma w sobie z ducha i z Ducha Świętego, zacząć żyć „życiem wewnętrznym”, a nie wyłącznie żyć zewnętrznie, zmysłami i odruchem instynktów. „Jeżeli będziecie żyli wedle ciała, czeka was śmierć” (Rz 8,13). Ciało samo nie ma innej perspektywy – tylko duch ją ma. Módlmy się za przyczyną świętego Stanisława Kostki, aby młodzi umacniali swoje życie wewnętrzne i z niego czerpali siły oraz motywację do działania, do podejmowania trudności codziennego życia.

Po uczcie dla ducha nadszedł czas na ucztę dla ciała. Rozpalamy kartusze, z sakw wyciągamy smakołyki i wśród rozmów rozpoczynamy wspólny obiad. W pobliżu znajduje się budynek warsztatu, którego pracownicy udostępniają nam łazienkę. Przerwę kończy gwizdek i wspólna modlitwa.

Ruszamy w dalszą drogę. Spotykamy wiele osób, które nas pozdrawiają i życzą dobrej drogi. Przejeżdżające samochody mijają nas z charakterystycznym pulsacyjnym trąbieniem i gestem uniesionego kciuka. W pewnym momencie mija nas samochód, z którego ktoś wyrzuca przez okno małą tęczową flagę. Górnik nie kryje swojego oburzenia i prostymi, mocnymi słowami mówi, co o tym wszystkim myśli. Prowadzi to do refleksji, w którą stronę zmierza kultura europejska. Święty Jan Paweł II już podczas pielgrzymki do Polski w 1991 r. w pełnych pasji słowach mówił o odrzucaniu w Europie wyższych wartości, ideałów, o tej całej „(…) cywilizacji pożądania i użycia, która panoszy się wśród nas i nadaje sobie nazwę europejskości. (…) Czy jest to cywilizacja – czy raczej antycywilizacja? Kultura – czy raczej antykultura? Tu trzeba wrócić do elementarnych rozróżnień. Przecież kulturą jest to, co czyni człowieka bardziej człowiekiem. Nie to, co tylko »zużywa« jego człowieczeństwo”. Przyszłe losy Polski, Europy i świata są w rękach obecnej młodzieży, stąd podjęta została w tegorocznej wyprawie codzienna modlitwa w ich intencji.

Jedziemy dalej. Do kolejnej przerwy i zakupów na kolację i śniadanie brakuje jeszcze ok. 20 km, będzie to ok. 135. kilometra naszej drogi tego dnia. Ta pięćdziesiątka, podobnie jak poprzednie dystanse, nie przychodzi łatwo. Upał, kilka podjazdów i zmęczenie zrobiły swoje. Nareszcie docieramy pod sklep.

Po uzupełnieniu zapasów ruszamy w dalszą drogę. Każdy z nas czuje, że dzień jazdy dobiega końca i czas zacząć rozglądać się za noclegiem. Po przejechaniu 15 km (łącznie ok. 150 km) ojca uwagę zwracają domy z dużym podwórkiem. Czyżby i tym razem nasz przewodnik miał nosa, że tutaj zostaniemy przyjęci i będzie to dobre miejsce na nocleg? Nie mija nawet chwila, jak ojciec w asyście Ani Kraus oraz Ani Szafarczyk, które znają niemiecki, zmierza do pobliskiego domu. Drzwi otwiera młoda Niemka – pani Stefania, która z entuzjazmem zgadza się, abyśmy przenocowali na jej posesji. Udostępnia nam w ogrodzie wąż z wodą oraz toaletę w piwnicy domu. Jednocześnie zaznacza, że właśnie usypia dziecko i prosi o ciszę. Zapewne byłoby o nią trudno, bo na koniec dnia każdy chce sobie pogadać i lepiej się poznać. Na szczęście posesja jest bardzo duża. Lokujemy się na jej tyłach.

Karolina Bentkowska, która cały dzień miała ze sobą relikwie św. Stanisława Kostki, mówi, że było to dla niej duże przeżycie. Przez cały czas czułam obecność świętego. W tym dniu jechało mi się bardzo ciężko i miałam kilka niebezpiecznych sytuacji. Kiedy zahaczyłam sakwą o kogoś lub o coś, święty „przytrzymywał” mnie, żebym nie straciła równowagi, i uchronił od upadku, a w chwilach braku mocy kręcił za mnie pedałami na podjazdach. Trud tego dnia ofiarowałam w intencji grupy pieszej.

Przed rozbiciem namiotów wspólna modlitwa wieczorna w kółku, podziękowanie za miniony dzień i supermiejsce noclegowe. Teraz zostaje nam umyć się, zjeść i pointegrować. Byle tylko nie zapomnieć, że jutro o 6.00 wyjeżdżamy w dalszą drogę i przyda się choć chwila snu.

Bilans dnia:

  • 153 km/162 km, zależy, której grupie kibicujesz 😉
  • 18,8 km/h
  • 797 m przewyższeń

Nocleg:

Bad Liebenwerda, na ogródku u Stefanii

Przejechanych do tej pory kilometrów: 473

Marcin Szuścik

Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.