23 sierpnia| NINIWA Team

Dzień 11 – Połowa

Rano na naszych namiotach nie znajdujemy rosy, noc była ciepła i sucha. Planowo opuszczamy miejsce noclegu i ruszamy w drogę przez budzące się do życia miasto. Poza obszarem zabudowanym nad polami unosi się gęsta mgła. Dobre warunki do jazdy.

Na pierwszą przerwę zatrzymujemy się w pewnej francuskiej wsi, na rozstaju dróg. Nie byłoby to warte odnotowania zdarzenie, gdyby nie przejazd starszej kobiety kierującej ciężkim sprzętem rolniczym. Kobieta ta, z wyglądu przypominająca ciepłą i serdeczną „babcię”, wzbudza zainteresowanie naszej grupy. Wykonywanie prac rolniczych przez osobę w tym wieku skłania nas do refleksji o starzeniu się społeczeństwa i przekazywaniem obowiązków pomiędzy pokoleniami we Francji. Czy to samo czeka i nas?

Spotkany kilka dni wcześniej w Luksemburgu człowiek powiedział nam, że we Francji najpierw jest trochę górek, a potem cały kraj jest płaski jak naleśnik. Chyba każdy, a w szczególności autor niniejszej relacji, lubi naleśniki. Tereny, po których jeździmy, są już faktycznie płaskie i monotonne. Po prostu jedziemy, nie dzieje się nic szczególnego, a czas mija szybko. Dzień jak co dzień. Mijany krajobraz staje się jednostajny, a nasze działania rutynowe.

Po kolejnym dystansie Msza i obiad, zatrzymujemy się nad zacienionym stawem obok drogi. Niestety okazuje się, że jest to teren prywatny i musimy go opuścić. Przenosimy się na drugą stronę drogi. Po przeprowadzeniu mojego roweru orientuję się, że na moim bagażniku zostało puste opakowanie po kupionej wcześniej bagietce. Zostawiam więc rower i wracam się, aby poszukać zaginionej bagietki. Gdy docieram na poprzednie miejsce, nie odnajduję zguby. Wracam więc do roweru i czuję się jak przedszkolak, któremu silniejszy kolega zabrał cukierka, i to nie zwykłego cukierka, lecz takiego wygranego w konkursie recytatorskim utworu „Wlazł kotek na płotek”. Nagle kątem oka zauważam leżącą opodal na trawie bagietkę. Nigdy wcześniej znalezienie czegoś o tak małej wartości nie sprawiło mi tyle szczęścia. Zdarzenie to nauczyło mnie cieszyć się z małych rzeczy.

Osobistą peregrynację przeżywają dziś Ania Kraus oraz Karolina Kurcius. Peregrynacja Ani zbiega się z jej własną Próbą Krzyża, która objawiła się bólem kolan w trakcie jazdy. Doświadcza, że trudności należy pokonywać z Bogiem, a nie samemu. Dzięki wsparciu św. Stanisława szczęśliwie kończy dzień jazdy.

Po południu pogarszają się warunki do jazdy, zaczynamy walczyć z wiatrem. Drobną kolizję tradycyjnie zalicza Karolina Bentkowska. Wiatr momentami spowalnia nawet Górnika, którego flaga udaremnia gonitwę pomiędzy jadącymi grupami. Zaczynamy jeździć pewnie, ale i nieuważnie, na co zwraca również uwagę ojciec Tomek.

Na nocleg zatrzymujemy się w miejscowości Ferrières-en-Gâtinais, gdzie szybko znajdujemy wolny kawałek trawy za opuszczonym magazynem, rzut beretem od pobliskiego sklepu oraz… samoobsługowej myjni samochodowej, gdzie urządzamy sobie kąpiel. Podczas modlitwy wieczornej prowadzonej przez Karolinę Kurcius Górnik dziękuje za odzyskane zęby, jednocześnie stwierdzając, że czasami się do czegoś przydają. A jednak.

Dzisiejszy dzień to też symboliczna połowa wyprawy, przejechaliśmy dotąd około 1500 km. Można świętować, ale przed nami następne wyzwania: zwalczenie monotonii, poprawa bezpieczeństwa jazdy oraz góry, które zaczną się na granicy francusko-hiszpańskiej.

Słowa osób wiozących dziś relikwie św. Stanisława Kostki:

Ania Kraus: Pokora.

Karolina Kurcius: Skupienie, milczenie, rozważanie. Jednym słowem – kontemplacja.

Bilans dnia:

  • 171 km
  • 1015 m przewyższeń
  • 20,6 km/h
  • 1 wywrotka? Nie, chyba raczej ześlizgnięcie się z roweru Karoliny Madej, potrzebne do obudzenia się po długiej przerwie obiadowej

Nocleg: na trawie przy stacji benzynowej z karcherem w miejscowości Ferrières-en-Gâtinais

Przejechanych do tej pory kilometrów: 1579

Marcin Szuścik

Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.