3 dni w drodze
Trzy dni w drodze pełnej przeszkód i przeciwności – ponad 40 kilometrów, po błocie, pod górę… Było dużo argumentów na […]
Trzy dni w drodze pełnej przeszkód i przeciwności – ponad 40 kilometrów, po błocie, pod górę… Było dużo argumentów na „nie” i tyle pokus by poddać się gdzieś na trasie: ciężki plecak (wciąż nie wiem, dlaczego aż tak ciężki, skoro wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy), odpadająca od butów podeszwa, spanie w namiocie na nierównym podłożu, kiedy noce były zimne, a co najgorsze – brak możliwości wzięcia prysznica po długiej, męczącej drodze…
Wędrówka rozpoczęła się 8-kilometrowym „spacerem” z Węgierskiej Górki do Abrahamowa. Już wtedy musieliśmy się zmierzyć z pierwszymi niewygodami, jak długie podejście pod górę w błocie, a następnie rozbijanie namiotu po zmroku i nocleg na nierównym zboczu. Byliśmy jednak świadkami przepięknego zachodu słońca i mieliśmy okazję podziwiać cudowne, rozgwieżdżone niebo, co zrekompensowało nam wszelkie trudy.
Wypoczęci następnego dnia, pod przewodnictwem Ojca Dominika Ochlaka z rana wyruszyliśmy w dalszą drogę. Do przodu pchała nas przede wszystkim wizja odpoczynku i drugiego śniadania na Hali Rysiance. Nie obyło się oczywiście po drodze bez przeciwności – tu ofiarą padła jedna z uczestniczek naszej wyprawy, której odkleiła się podeszwa od buta. Jednak na szczęście znalazł się wśród nas MacGyver, który za pomocą trytytek i worka foliowego wzmocnił i uszczelnił rozpadające się obuwie, które udało wymienić się w schronisku na hali na inną, jeszcze nie dziurawą parę butów.
Idąc przez Trzy Kopce i Palenicę dotarliśmy do schroniska na Hali Miziowej, gdzie mogliśmy spożyć wyczekany obiad. Stamtąd po dłuższej przerwie zeszliśmy szlakiem, a następnie drogą do Korbielowa, gdzie liczyliśmy na nocleg. Wioska już na wejściu powitała nas Żabką, gdzie każdy miał możliwość zaopatrzyć się w zapas cukru i kalorii, a także orzeźwić się chłodnym napojem lub lodami. Siedząc wymęczeni pod sklepem poznaliśmy lokalne „gołębie” w postaci dwóch kur, żebrzących o okruszki. Idąc dalej przez Korbielów doszliśmy w końcu do kościoła Ojców Dominikanów, którzy chętnie udostępnili nam kawałek trawnika, gdzie mogliśmy się rozbić, a także skorzystać z małej kuchni oraz łazienek (co prawda bez pryszniców, ale były umywalki!). Po kolacji mieliśmy okazję podziękować Bogu za przebytą trasę i powierzyć mu cały nasz trud w wieczornej Eucharystii. Jeszcze zanim wszyscy udaliśmy się spać, skorzystaliśmy z możliwości wspólnej integracji, opowiadając żarty, dzieląc się wrażeniami i grając w mafię. Radościom nie było końca.
Niedziela była dla nas dniem odpoczynku – rozpoczęliśmy ją Mszą Świętą, po której zjedliśmy śniadanie i spędzaliśmy czas grając i rozmawiając. Dopiero koło południa, zostawiając plecaki w samochodach, wybraliśmy się pobliskim szlakiem na parokilometrowy spacer po górach. Myślę, że każdemu z nas ta weekendowa wędrówka wskazała nasze mocniejsze, ale co najważniejsze, także słabsze strony. „Moc bowiem w słabości się doskonali” – to mówi do nas Chrystus, zachęcając nas do dalszej walki o siebie. Jesteśmy różni, idziemy każdy w swoim tempie, a także wnosimy coś innego do naszej małej wspólnoty, którą stworzyliśmy w te trzy dni. Rozstaliśmy się z nadzieją, że wkrótce znów się spotkamy – na sierpniowej wyprawie z Sybina do Prymorskiego.
Marcin Szuścik
Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.