Relacja wolontariuszy z Tywrowa
Większość wakacyjnych wyjazdów mamy już za sobą, ale wspomnienia nadal są żywe. Oto kilka słów od Basi, która wraz z Eweliną i Piotrkiem rozpoczęła tegoroczną pomoc w Tywrowie jeszcze na samym początku lipca.
Większość wakacyjnych wyjazdów mamy już za sobą, ale wspomnienia nadal są żywe. Oto kilka słów od Basi, która wraz z Eweliną i Piotrkiem rozpoczęła tegoroczną pomoc w Tywrowie jeszcze na samym początku lipca.
Wolontariat misyjny jest wspaniałym czasem. Zbliża do Boga i drugiego człowieka. Pomaga nam lepiej poznać siebie. Oczywiście nie zawsze jest łatwo, a nawet często jest ciężko, ale dla każdego uśmiechu jest warto. Gdyby ktoś mnie zapytał, czy polecam wyjazdy misyjne – bez zastanowienia odpowiedziałabym, że TAK!
Nasza przygoda w Wolontariacie rozpoczęła się na początku lipca. Okres pakowania i stres oraz lęk przed nowym krajem, kulturą, językiem i ludźmi. Oczywiście bez podstaw, gdyż już drugiego dnia czułam się w Tywrowie jak w domu.
Pierwszym i najwspanialszym wydarzeniem była peregrynacja obrazu Matki Bożej Kodeńskiej. Pochodzę z Kodnia i świadomość takiej bliskiej obecności Maryi dodawała mi każdego dnia sił.
Podczas pierwszych dni coraz lepiej poznawaliśmy Tywrów oraz klasztorne zwyczaje. Pierwszego dnia pracy pomagaliśmy przerabiać smorodynę – 60 kg czarnej porzeczki, 100 słoików i 300 litrów soku. Wszystko i wszyscy byli brudni. W kolejnych dniach głównie pomagaliśmy w przygotowaniu posiłków na kuchni oraz dbaliśmy o porządki w klasztorze. Nie obyło się oczywiście bez mycia okien, które pomagały lepiej patrzeć na świat. Mieliśmy również okazję przebywać z dziećmi z Murafa, które odbywały w Tywrowie swoje wakacje, oraz z młodzieżą z okolicznych miejscowości, która przebywała na wakacyjnych rekolekcjach. Wspaniała była możliwość codziennego uczestnictwa w Mszy świętej oraz adoracji Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.
Zobacz galerię zdjęć z Tywrowa >>
Największe przygody zorganizował nam ojciec Adrian – obecnie przebywający na placówce we Wrocławiu (serdecznie pozdrawiam!) – który przyjechał odwiedzić parafian w trakcie wakacyjnego urlopu. Zaczęło się od robienia bukietów z kwiatów przed ołtarz. Słoneczniki i takie piękne fioletowe małe kwiatuszki rosnące nad rzeką. Ale była przygoda! Po kwiatki trzeba było jechać przez pola i doliny – droga nie zawsze, a nawet bardzo często nie sprzyjała. Ojciec zorganizował nam również ognisko nad Bugiem oraz wycieczkę do Gniewania i Peczary. Na Ukrainie jest całkiem inaczej niż w Polsce. Piękne zabytkowe budynki – stoją i się marnują całe zarośnięte, drogi dziurawe, że aż strach jechać.
Pod koniec naszego pobytu liczba wolontariuszy wzrosła dwukrotnie, gdyż przyjechała następna ekipa i już było dwa razy więcej rąk do pracy oraz pomocy. Mieliśmy również wspólnie okazję pojechać do Winnicy, zwiedzić miasto oraz podziwiać piękny pokaz fontann.
Oczywiście najsmutniejszym czasem były nasze ostatnie chwile w Tywrowie. Okres pożegnań i smutek opuszczania miejsca, gdzie na zawsze zostaje część serca. Ostatniego dnia śpiewałyśmy piosenkę Chcę tu zostać, która do dnia dzisiejszego wywołuje w moich oczach łzy. Wolontariat Misyjny był wspaniałym czasem. Nigdy nie zapomnę tych przeżyć i emocji, które mi wtedy towarzyszyły.
Dziękuję Ewelinie za to, że właśnie z nią mogłam ten czas spędzić. Za piosenkę Jedna z Gwiazd oraz za każdą wspólną chwilę. Wyjechałam z domu do innego kraju i poczułam się w nim jak w domu, zostawiłam w Polsce rodzinę i znajomych a poznałam nowych wspaniałych ludzi, wszystko robiłam bezinteresownie, a dostałam za to najcenniejszą zapłatę. Dziękuję Bogu za ten czas!
Marcin Szuścik
Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.