Cel życia. Czy jest i jak odnaleźć sens życia?
Jaki jest cel życia człowieka? Obok pytań o to kim jesteśmy i skąd przychodzimy, jest jednym z trzech najbardziej fundamentalnych pytań w dziejach ludzkości. I jednym z najtrudniejszych. Jeśli nie najtrudniejszym.
Cel życia, inaczej sens życia lub powołanie, jest tym co uzasadnia istotę życia i co pozwala przeżyć je w sposób satysfakcjonujący. Pytanie o sens życia jest jednym z najczęściej zadawanych pytań przez ludzkość.
Próba udzielenia przekonującej i niebanalnej odpowiedzi na nie graniczy z szaleństwem. Odpowiedzi jest tyle, ilu jest ludzi, religii, nurtów filozoficznych, kultur, światopoglądów, mentalności i prywatnego widzimisię. Innej odpowiedzi udziela chrześcijaństwo, innej buddyzm, innej New Age, innej samozwańczy szaman z YouTube, innej Richard Dawkins. I wszyscy są przekonani, że mają rację. Jeżeli odpowiedzi na to fundamentalne pytanie szukamy w internecie, spodziewajmy się w naszej głowie wielkiego kołtuna myśli, z którego nic dobrego raczej nie wyniknie.
Jak znaleźć sens życia?
Jako przedstawiciel licznej grupy wyznawców cieśli z Nazaretu będę tendencyjny. Sorry. Choć postaram się pokazać różne punkty widzenia. Pytanie o sens życia powinno być zadawane indywidualnie. Odpowiedź powinna być udzielana też indywidualnie. Pewna teoria głosi, że wszystko w co człowiek uwierzy i wszystko do czego się wewnętrznie przekona zawsze będzie iluzją. Że poznanie jakiejś ostatecznej prawdy jest nierealne, a każda, w którą człowiek uwierzy to jedynie kolejne, uwiarygodnione rzekomymi dowodami kłamstwo. Nie trzeba znać prawdy o świecie, aby w nim żyć. Zwierzęta tak mają. Człowiekowi się wydaje, że jest mądrzejszy od zwierząt i że poznał prawdę. I wyprodukował tysiące różnych prawd ostatecznych. A co jak każda z nich jest złudzeniem? Ciężko się żyje ze świadomością, że nie wiemy, o co w tym wszystkim chodzi. Ale może po prostu nie mamy wyjścia i jesteśmy skazani na niewiedzenie, wmawiając sobie jedynie, że wiemy? Wtedy życie jest bardziej znośne…
Pierwsze rozstaje dróg w tej rozkminie pojawiają się wraz z postawieniem kultowego pytania: czy Bóg istnieje? Od odpowiedzi na nie zależy odpowiedź na pytanie tytułowe. Widzę trzy możliwości: a. Bóg istnieje, b. Bóg nie istnieje, c. waham się pomiędzy dwoma pierwszymi odpowiedziami. Kiedy ateista żąda od wierzącego dowodów na istnienie Boga, wierzący w drodze rewanżu żąda od ateisty dowodów na jego nie-istnienie. I obaj są w tej samej kropce. Bo ani jednego, ani drugiego nie da się udowodnić. Jeden z muszkieterów neoateizmu Victor J. Stenger (pozostali dwaj to oczywiście Dawkins i Hitchens) popełnił książkę o rozbrajającym tytule: Jak nauka wykazuje, że Bóg nie istnieje. Nawet zdeklarowany ateista Miłosz Markiewicz w bardzo obszernej i wyczerpującej recenzji pisze:
Sam jestem ateistą, jednak – choć dostrzegam wiele negatywnych cech, jakie niosą ze sobą religie – nie uznaję się za ich wroga. Nie mam zamiaru niczego udowadniać ani prowadzić żadnego rodzaju świeckiej krucjaty, której celem będzie obalenie religijności. Odwrotnie, potrafię docenić gorliwą wiarę, która wytrzymuje najróżniejsze próby. Zbliża się chrześcijańskie święto Wielkiej Nocy. Wyznawcom nowego ateizmu poleciłbym w związku z tym próbę odrzucenia okularów, przez które patrzą, odróżnienie wiary od religii jako instytucji i próbę przyjrzenia się temu, co ludzie wierzący przeżywają w tym okresie. Być może pozwoli to zrozumieć, co daje im na co dzień wiara i dlaczego wszelkie próby udowadniania nieistnienia kolejnych bogów są raczej ciosem samobójczym niż wymierzonym w konkretne religie.
Przyznać muszę uczciwie, że ateiści potrafią być bardzo błyskotliwi i wygadani. I wiele z obejrzanych przeze mnie debat zdominowali właśnie oni. Ale kto powiedział, że inteligentny i wygadany zawsze musi mieć rację? Niczego tu, podobnie jak pan Markiewicz, nie mam zamiaru udowadniać. Rozgrzebię tylko trochę to tytułowe pytanie: jaki jest cel naszego życia? Bo jakiś być musi.
Sens życia według Buddyzmu
Buddyści za cel życia uznają osiągnięcie pełnego Oświecenia. Czyli stanu świadomości, w którym żegnamy się z poczuciem własnego ja. Stan ten osiąga się dzięki kroczeniu po Szlachetnej Ośmiorakiej Ścieżce, wyprowadzającej każdą istotę z domu własnego ja płonącego od nienawiści, pożądania i iluzji, by ostatecznie dojść do kresu cierpienia. Brzmi znajomo. Tyle tylko, że buddyzm zakłada osiągnięcie tego oświecenia o własnych siłach, bez pomocy żadnego zbawcy czy Boga. No, to już brzmi znacznie mniej znajomo. Ktoś na jakimś forum pytał o sens życia ateisty: jaki jest obiektywnie sens życia człowieka, który nie wierzy w Boga? Po co taki ktoś żyje? Po co się codziennie zmaga z życiem? Po co się co rano budzi? Żeby się codziennie logować na forum i pisać głupawe posty? Jaki jest sens bytowania ateisty? Rozmnażanie się? Produkowanie dóbr konsumpcyjnych i konsumowanie ich a następnie wydalanie… Nie wiem. Pytam…
Jedna z odpowiedzi:
Dla rodziny, dla przyjaciół, dla innych ludzi. Dla samego siebie – bo kochają życie. Może ciężko to zrozumieć komuś kto jedyny swój sens w życiu widzi w istocie wyższej, która ma go zabrać do siebie. Można żyć dla świata, tak samo jak Wy żyjecie dla Boga (nie ważne już jakiego). Nie muszę upatrywać jakichś wyższych celów mojej egzystencji, kiedy mam możliwość widzenia ich w tym co dzieje się „teraz”.
Z drugiej strony mamy najtwardszego ateistę jakim jest Woody Allen, który niedawno oświadczył: Wszystko, co robimy za naszego życia, jest w ostateczności iluzją. Nie będzie już nic z istnienia. Zupełnie nic. Chciałbym się mylić, ale zdrowy rozsądek się temu sprzeciwia. Słońce zgaśnie. Czy nam się to podoba, czy nie. Nawet moje filmy przetrwają tylko kilka lat i nie daje mi to więcej radości niż kolonoskopia.
Na pytanie o cel życia, w trakcie sondy ulicznej Polacy odpowiadali: sukces w sztukach walki KSW, zdrowie, samorozwój osobisty, dobra praca, zostanie żołnierzem, rodzina, seks. Jedną odpowiedź zostawiłem sobie na koniec. Bo różniła się od pozostałych. Pewien bezdomny, zapytany o cel życia, powiedział po chwili namysłu: Chciałbym mieć pieniądze. A gdybym już miał, pomagałbym biednym. Łezka mi się zakręciła. Poczułem, że złapałem właściwy trop.
Zadaj sobie pytanie o sens życia
Postanowiłem zostawić zasoby sieci i mądre rady mądrych głów. Pytam się sam siebie. Co jest moim celem życia? W każdym tego słowa znaczeniu. Od momentu, kiedy każdego ranka otwieram oczy. Tych najdrobniejszych i oczywistych nawet sobie nie uświadamiam. Oddycham, korzystam z toalety, piję kawę i jem śniadanie. Ubieram się, wsiadam do samochodu, jadę do miasta. Od celu do celu. Mam swoje plany. Te na najbliższy dzień. Miesiąc. Rok. Na resztę życia. Przyglądam się im i pomału zaczynam je wyodrębniać. Dokonuje się we mnie naturalny podział na trzy podstawowe grupy życiowych celów.
Cele egoistyczne
To wszystkie cele dotyczące bezpośrednio mnie. Mojego zdrowia, mojego samospełnienia, realizacji osobistych marzeń. Cele z tej grupy są najbardziej powszechne. Dzisiejsza cywilizacja wzmacnia je do bólu, karmiąc nas obficie komunikatami typu: spełnij się, zrealizuj swoje marzenia, bądź szczęśliwy. Oczywiście łykamy to, bo kto by nie chciał być szczęśliwy. Ja tak. Dobrze zjeść, komfortowo mieszkać, spełniać się zawodowo i rodzinnie. Przy okazji zachowując idealne zdrowie i nienaganną sylwetkę. Raj na ziemi. Egoizm jest naszą pierwszą naturą. Nie uciekniemy od tego. Nie ma nic złego w tym, że chcemy dla siebie dobrze. Źle jest wtedy, gdy na tym poprzestajemy. Wtedy w zasadzie nie różnimy się wiele, od zwierząt.
Cele hedonistyczne
Tutaj celem jest szczęście nie moje, ale drugiego człowieka. Przenikliwi nazywają to zakamuflowaną formą egoizmu. Jeśli powiedzenie im więcej dajesz, tym więcej otrzymujesz jest prawdą, to przenikliwi trochę racji mają. Matka, która poświęca się dla swojego dziecka robi to też dla siebie. Ostatecznie jego szczęściem jest ona zainteresowana nie mniej niż ono samo. Ale to śliski kierunek rozumowania. Myślę, że narodził się w ultra egoistycznych sercach, które nie są w stanie uwierzyć w istnienie bezinteresownej miłości. Ja w taką wierzę.
Jasne, że nie myślę tutaj o wielkich, medialnych akcjach charytatywnych, w których wiadomo kto daje i wiadomo, kto odbiera chwałę. Jestem wielkim fanem starej biblijnej mądrości, o której mówią te słowa: Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Mt 6, 1-4. Dorzucę jeszcze to: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich J 15,13. I wszystko staje się jasne. Umierać za innych to życiowe cele z wyższej półki. To ich posiadanie definiuje nasze człowieczeństwo. To właśnie anonimowi, szarzy ludzie, którzy bez rozgłosu oddają swoje życie za rodzinę, przyjaciół albo ojczyznę są prawdziwymi bohaterami. Im mniej znanymi i mniej nagradzanymi, tym większymi.
Ostateczny sens życia człowieka
Chwała Boża. Zaskoczenie? Jeśli przyjąć, że Bóg jednak istnieje (co wbrew pozorom wcale nie jest takie trudne), to oddanie Mu chwały okazuje się podstawowym celem życia człowieka. A wydaje się, że o ile pamiętamy o celach egoistycznych czy filantropijnych, o tyle oddawanie chwały Jedynemu Bogu idzie w odstawkę. Nawet w chrześcijańskich wspólnotach. Powód? Przeprogramowanie naszego systemu wartości z teocentrycznego na antropocentryczny. Bóg przestaje być dla nas rzeczywistym centrum życia, najwyższym dobrem i szczęściem. Zamiast traktować Go jako jedynego Pana, którego chwała jest najwyższą wartością i którego wola ma być respektowana, traktujemy Go jako rodzica, który ma spełniać wszystkie nasze zachcianki.
W centrum życia znalazł się człowiek i jego wizja świata. Coraz bardziej dalecy jesteśmy do pełnych bojaźni słów Samuela: mów Panie, bo sługa Twój słucha. Coraz częściej mówimy: słuchaj Panie, bo sługa Twój mówi. To co teraz napiszę może oburzyć. Bóg jest Stwórcą wszechświata i całej historii. On naprawdę jest Panem. I jest Jego wielką tajemnicą, dlaczego będąc kimś tak absolutnym i wszechmocnym pozwala, by człowiek żył tak jakby Go nie było. Bóg w swoim zamyśle stworzenia, przewidział człowieka i pełną miłości relację z Nim. Ale to paradoksalnie, nie dla człowieka Bóg go stworzył i zbawił. Oczywiście plan Boga przewidywał motywacje drugorzędne, jakimi było pragnienie szczęścia i zbawienia człowieka. Ale jest to jedynie środek służący do zrealizowania celu ostatecznego, jakim jest Boże chwała. Powtórzę, Bóg jest prawdziwie Panem. Nie istniejemy dla siebie, ale ze względu na Niego i dla Jego chwały. Chwała Boża jest podstawowym celem życia człowieka. Reszta potem. Jeśli ta kolejność jest zaburzona to klops. Bo jak mawiał Święty Augustyn: jeśli Bóg jest na właściwym miejscu, to wszystko inne też jest na właściwym miejscu.
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.