Wyprawa przygotowawcza – „Bóg ma dla Ciebie cudowny plan”
Po trzech dniach wyprawy przygotowawczej okazało się, że „kiedyś będzie dobrze, tylko nie wiadomo kiedy” może oznaczać, że cały czas jest dobrze tylko tego nie dostrzegamy. Mieliśmy wrażenie, że jesteśmy cały czas w odpowiednim miejscu i czasie.
Ważne to jest dobrze zacząć wyprawę, dlatego na pierwszym dystansie mieliśmy mały chrzest bojowy. Niedaleko Góry św. Anny zrobiliśmy skrót przez błoto – od tego momentu przełamane pierwsze lody, nie trzeba już dbać o rowery czy ubrania. U babci Anny zdjęliśmy zabłocone buty przed wejściem do kościoła – wyglądało to jak przed meczetem. Szybka przerwa, zmiana pogody co 5 min, kółko na modlitwę podczas, którego niektórzy uczestnicy grzali się się zniczami – tak mija dystans 1 dzień 1.
Później to już tylko z górki grad, deszcz, trochę słońca, grill w parku, znowu deszcz i grad… Na szczęście udało znaleźć się bezpieczny nocleg. Mogliśmy się tu napić gorącej herbaty! O. Tomek odprawił Mszę Świętą przy dźwiękach ukulele, a po kolacji udaliśmy się na spokojny sen w stodole w namiotach na sianie.
Całą noc budził nas nietypowy „kogut” (szczekający pies). Następnego dnia po obfitym śniadaniu, za które bardzo dziękujemy, i pamiątkowych zdjęciach ruszyliśmy w drogę. Jadąc kolejnym „skrótem” na szczycie Kocierzu ku naszemu zdziwieniu spotkaliśmy aktualną mistrzynię Polski w kolarstwie szosowym Martę Lach, która jak się okazuje, ma pięciu braci w tym jednego księdza – Wojtka, do którego zostajemy zaproszeni.
Po drodze mamy kilka problemów technicznych: zerwana linka przerzutek, problemy z hamulcami, spadające sakwy itp. Pierwsza grupa dzięki temu ma 40 min dodatkowej przerwy, druga grupa kręci z przerwami co 5 min na awarie.
Ostatnie kilometry jedziemy bardziej zgrani, niestety tym razem zamknięto nam drogę przed nosem, a skoro po prawej piękna polana i pogoda dopisuje to czas na Mszę Świętą. Nawet dołączył się do niej miejscowy burek, który chyba najbardziej polubił Basię.
W drodze do Milówki wyprzedza nas Marta Lach tym razem samochodem i z radosnym uśmiechem krzyczy „Szczęść Boże”.
Robimy jeszcze jedną przerwę, która kończy się złamaniem przerzutek jednego z uczestników, ale i tutaj znajduje się rozwiązanie. Marta pożycza rower na dojechanie z powrotem do domu. W parafii mamy ognisko, słuchamy opowieści, a na koniec dostajemy bidony z dedykacją i autografami mistrzyni.
Noc… ciągnie się… na dworze temperatura minusowa – w końcu celem wyprawy głównej miał być Nordcapp… to i spanie na mrozie trzeba trenować.
Niedzielę zaczynamy Mszą Świętą w parafialnym kościele, gdzie o. Tomek głosi kazanie. Plan był taki ,by szybko zebrać się po Mszy Świętej i jechać w stronę Kokotka, no ale kolejna awaria to i o. Tomek głosi kazanie na drugiej Mszy, a my mamy dłuższą przerwę. Ostatecznie wyjeżdżamy o godz. 9.00 – marzenie wyprawowe. O 12.00 pierwsza przerwa na kawę, kolejna o 15.00. Po drodze dołącza do nas Dawid Koza na ostatni dystans i tak ok. 18.00 jesteśmy w Kokotku. Niedziela była nagrodą – jechało się z górki, z wiatrem i było ciepło. Jak zaczęło nam się już razem dobrze jechać, okazało się, że to koniec wyprawy i trzeba wracać do domu. Ostatnie kółko w Kokotku na podsumowanie i każdy pojechał w swoją stronę.
Nauczyliśmy się jednego – warto czasem pobłądzić.
Ks. Wojciech Lach na dobranoc powiedział nam takie słowa: „Bóg ma dla Ciebie cudowny plan” i tak też było na pierwszej przygotowawczej.
Marcin Szuścik
Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.