Kajaczki zakończone
Oto relacja ze spływu kajakowego, który zakończył się w zeszłym tygodniu :)
Dzień pierwszy spływu kajakowego rozpoczęliśmy od spotkania z Bogiem o wschodzie słońca. Wraz z rowerzystami przeżywaliśmy Mszę Świętą nad jeziorem. Potem wspólnie zjedliśmy śniadanie i pożegnaliśmy jadących na wyprawę rowerową. Sami wyruszyliśmy w długą podróż w Bieszczady, sowicie okraszaną śpiewaniem starych hitów i dobrym humorem. Zaraz gdy dotarliśmy, złapaliśmy za wiosła i przepłynęliśmy wodami Soliny, mijając lasy spomiędzy których wyłaniały się skały piaskowca. Na koniec pływania zaskoczyła nas ulewa. Nie popsuła nam ona humoru, a w strugach deszczu jeszcze bardziej rozkręciliśmy imprezę. Wieczorem skorzystaliśmy z gościny proboszcza: wysuszyliśmy się i wypoczęliśmy w domu parafialnym.
Drugiego dnia wyjazdu zgodnie zdecydowaliśmy nie chwytać za wiosła naszych kajaków. Dzień wyjątkowy ponieważ z obawy przed deszczem postanowiliśmy… zwiedzać co się da :). Pieszo ruszyliśmy do zjawiskowych Ruin Klasztoru Karmelitów Bosych w Zahutyniu. Kolejny punktem dnia był wyjazd naszym wesołym busem do Komańczy, który ku naszemu zdziwieniu, zakopał się w podmokłej trawie. Ostatecznie po nieskutecznej walce własnymi siłami, bus został uwolniony dzięki pomocy mieszkańców. Zmierzając do Klasztoru Nazaretanek, gdzie internowany był kardynał Stefan Wyszyński, tym razem to nasza męska grupa wykazała się zręcznością i siłą przy wydobywaniu samochodu turystów z rowu. Resztę dnia spędziliśmy równie godnie na wspólnym gotowaniu oraz leżakowaniu. Następnie udaliśmy się na Mszę Święta, po której dalej przy wspólnym stole cieszyliśmy się swoją obecnością. Ten dzień pełen radości i niezaplanowanych zwrotów akcji zakończyliśmy najlepiej jak się dało – adoracją Pana Jezusa w ciszy. Oczywiście jak to zwykle bywa z prognozami tego dnia nie spadła na nas kropla deszczu 🙂
Trzeci dzień przyniósł nam wyczekiwane kajakowanie. Mimo przewagi chmur wszyscy ochoczo rozpoczęliśmy spływ, tym razem już z bagażami na pokładzie. Tego dnia mieliśmy do pokonania najdłuższy odcinek, bo ponad 30 km. Pomimo dużego dystansu nie zabrakło chwil relaksu podczas wspólnego dryfowania. Z biegiem dnia niebo się rozpogodziło, zaskoczyła nas też wyjątkowa obfitość otaczającej przyrody – myślę, że nigdy nie byłam na spływie w tak bogatym w faunę miejscu. Dzień zakończyliśmy Eucharystią i rozbiciem obozowiska w Dynowie – celu podróży na tym odcinku.
Dnia czwartego wstaliśmy rano po pierwszej nocy w namiotach zjedliśmy śniadanie. Marlena zrobił ekstra rozgrzewkę, płynąc kajakami śpiewaliśmy a mi do kajaka wyskoczyła ryba. To był łatwiejszy dzień niż poprzedni bo na obiad już popłynęliśmy do miejsca docelowego. Na miejscu odkryliśmy ekstra huśtawkę, a później rozpaliliśmy ognisko. Wzięliśmy pełen wrażeń prysznic na myjni samochodowej i resztę wieczoru spędziliśmy w miłej atmosferze przy ognisku. Było super.
Piąty dzień kajakowania zaczęliśmy niedaleko miejscowości Dubiecko. Poranek około 8.00 zastał nas zachmurzonym niebem. Niespieszne śniadanie, pakowanie, modlitwa i spływaliśmy dalej. Każdy miał jeszcze w świeżej pamięci wczorajsze ognisko, poezję śpiewaną i dobry wieczór. Ostatni raz losowaliśmy składy w kajakach i popłynęliśmy w stronę Przemyśla. W czasie spokojnego przedpołudnia odkryłem w sobie naturę pirata i wtedy wszystko się zmieniło. Zabieraliśmy wiosła, robiliśmy uczestnikom przymusowy prysznic, sialiśmy postrach wśród pozostałych kajakarzy.
Gdy dopłynęliśmy do mostu w Chyrzynie, wyciągnęliśmy kajaczki z wody i przeżyliśmy Mszę świętą na zakończenie. Kuba, który zabierał kajaki nadjechał szybko i sprawnie znaleźliśmy się przy naszych busach, by po następnej godzinie zabrać ludzi czekających nad rzeką. Udaliśmy się w podróż powrotną na Śląsk.
Bilans:
- 15 kajakarzy
- 2 piratów
- mnóstwo odpoczynku
- 1 dzień pauzy w Zahutyniu u oblatów
- Piękna Dolina Sanu
- Pan Bóg w przyrodzie i w adoracji
- Ciekawe osobowości
- Don Carlos
- Deszcz, który nie zepsuł planów
- 1 porysowany bus
Marcin Szuścik
Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.