Piesza wyprawa do Gruzji – dzień 6
Po powrocie ze szlaku z przełęczy po całkiem dobrze przesypanej nocy w namiotach na polu jednego z gospodarzy, rozpoczęliśmy wcześnie rano podróż autostopem do Gori.
Z racji tego, że Gruzini nie są rannymi ptaszkami i nie wstają zbyt wcześnie, większości z nas ciężko było złapać stopa, bo ruch był niewielki. Jeden z mieszkańców wioski zaproponował nam podróż do Kutaisi marszrutką (lokalnym, tanim busem) – większość z nas skorzystała z tej opcji. Kierowca często jechał szybko i to lewym pasem, ale mimo to czuć było jego pewną rękę.
Dojechaliśmy do Kutaisi. Rozdzieliliśmy się – część z par autostopowych wybrała się na pociąg, a ja wraz z kilkoma osobami udałem się do gruzińskiej restauracji na obiad. Jedzenie było, jak to w Gruzji – bardzo pyszne i zachwycało swoją prostotą. Po obiedzie wyruszyliśmy na wylotówkę Kutaisi, aby udać się autostopem do naszego dzisiejszego celu – Gori. Jeden z kierowców podrzucił nas do drogi prowadzącej bezpośrednio do Tbilisi przez Gori, ale mimo to złapanie autostopa w tym miejscu nie było najprostsze.
Ostatecznie pojechaliśmy kolejną marszrutką do Gori, w której czas upłynął bardzo szybko na rozmowie z Gruzinami w języku polsko-rosyjsko-angielsko-gruzińsko-migowym. Po przyjeździe do Gori okazało się, że nocujemy w katolickiej parafii pw. św. Józefa. Było to miejsce, w którym mieliśmy możliwość wyspać się w bardzo komfortowych warunkach, odprawić Mszę Świętą oraz zrobić pranie w pralce. Po kilku dniach intensywnego wysiłku tak proste i zwyczajne czynności były prawdziwym luksusem, choć w Polsce ich nie docenialiśmy. Na koniec dnia część z grupy wybrała się na nocny spacer do centrum Gori. Tak upłynął wieczór i poranek, dzień szósty.
Marcin Horczak