Piesza wyprawa do Gruzji – dzień 10
5:15 pobudka. Nie ruszam się. Rozważam wszystkie za i przeciw wygrzebania się ze śpiwora. Mija 5 minut, 10 minut, 15 minut. Rodzi się rozpaczliwe pytanie czy bardziej kocham góry czy sen. Zostało 45 minut na zrobienie śniadania, zwinięcie namiotu, umycie zębów i spakowanie. Po głowie zaczynają chodzić słowa wczoraj wieczorem śpiewanej piosenki ,,jest już za późno, nie jest za późno". Leżę dalej. Po co wychodzić ze śpiwora jak na dworze 4 stopnie?
Jakimś cudem zdążyłem. Idziemy doliną, co do śpiewania, to jest go bardzo dużo, szczególnie wieczorami, ale i w trasie też. Fenomenem dla mnie w tej kwestii jest Kacper. Idzie i śpiewa. Jak był trzeci dzień, wszyscy przemarznięci, przemoczeni, a Kacper niczym się nie przejmuje i śpiewa. Zna wszystkie teksty świata, a playlistę piosenek do śpiewania ma ustawioną na 2 lata do przodu. Wróćmy do dnia dzisiejszego. Dzisiaj doszliśmy najwyżej na szczyt na wysokości około 3360m n.p.m. Na szczycie z jednej strony górska panorama, z drugiej morze chmur przez które przebijało się tylko kilka szczytów. Gruzja generalnie składa się z gór, krowich placków i pięknych widoków, ale ten widok był wybitny nawet jak na Gruzję. Jedyną rzeczą której tam ewentualnie brakowało był czekoladospad, nic więcej.
Schodzimy w te morze chmur. Najwyżsi u nas są dwaj Marciny. Widoczność w tych chmurach taka mała, że jak stoją to im głów nie widać. W ogóle to są tak wielkie chłopy, że dobrze, że nie mają lęku wysokości, bo bali by się stać prosto. Zejście było bardzo ciężkie. Musieliśmy iść po sypkich kamieniach. Czasem zjeżdżało się kilka centymetrów, a czasem kilkadziesiąt. Widziałem jak Tomek stojąc w miejscu przemieścił się o ponad metr (zbocze było dosyć strome). Na szczęście potem się poprawiło, wyszliśmy z chmury i znów mieliśmy widoki w dechę.
Na dole na postoju jako, że byłem jeden z pierwszych, to położyłem się na krótko spać, zanim przyjdzie reszta. Czuję nagle, że ktoś mnie obkłada kamieniami. Kicham to i leżę dalej, bo wygodnie. Obłożyli mnie kamieniami i wbili obok flagę Polski. Dzień wędrówki składa się z reguły z trzech etapów. Najpierw maszerujemy, potem idziemy, a na koniec jak już nikt nie ma siły to człapiemy. Człapiemy do wioski Roshka. Nocleg na polu u jakiegoś Gruzina, który nie ma o tym pojęcia. Mam nadzieję, że nas w środku nocy stąd nie wywali.
Wojciech Sontag