Piesza wyprawa do Gruzji – dzień 13
Gruzja nie przestaje zaskakiwać. Miasto Omalo do którego dzisiaj mieliśmy się dostać, zamiast okazać się polskim Zakopanem, okazało się Gruzińskim westernem...
Dzieci zamiast jeździć na rowerach, jeżdżą na jednym koniu, wiele opuszczonych domów, leniwie przemijające popołudnie.
Przez 4 godziny żadne auto nie przejechało, jedynie 4 panów przyjechało do knajpy w której siedzieliśmy, aby zagrać w kości. Przygoda z tym miejscem zaczęła się od samej podróży do tego miejsca. Pierwszy pan złapany na stopie zafundował nam colę, drugi na co dzień pracuje w Nowym Jorku, a trzeci służył w jednostce w Legnicy. Czwarty nie był rozmowy, ale za to auto po prawej stronie nie miało szyb. Piąty podrzucił nas do samego Omalo najbardziej niebezpieczną drogą jaką kiedykolwiek jechałem. Jeszcze nigdy tak wiele odczuć nie pojawiło się w moim życiu.
Zachwyt nad naturą i dziełem Boga mieszał się z obawą utraty życia na widok wąskich dróg. Kapliczki zmarłych osób na tej drodze nie pomagały w uspokojeniu się. Obok jednej się zatrzymaliśmy. Stała przy niej butelka czaczy (odmiana gruzińskiego bimbru). Prawdopodobnie ojciec kierowcy wysiadł, wypił zdrowie kolegi i odjechaliśmy uczciwszy pamięć zmarłego. Usłyszeliśmy jeszcze kilka ciepłych słów o Rosji, która nadal okupuje 20% terenu Gruzji. Na miejscu w Omalo walczyliśmy z czasem, aby rozłożyć namioty przed burzą, która nieubłagalnie nadchodziła. Mamy nadzieję że dzikie konie, które kręcą się wokół naszych namiotów nie będą zbytnio nami zainteresowane.
Kamil