Duende i masalai, czyli w co wierzą ludzie w Ekwadorze i Papui

W Ekwadorze w karła porywającego dzieci wierzą... nie tylko dzieci. Z kolei w Papui-Nowej Gwinei nawet siostry zakonne i księża chcą składać ofiary duchom.

Zapewne każdy z nas w dzieciństwie słyszał różne historie na temat duchów bądź innego rodzaju potworów, które przychodzą do niegrzecznych dzieci. Czasami mówili nam o nich rodzice, czasem starsze rodzeństwo, a wszystko po to, aby nas uspokoić i przywołać do porządku. Niejednokrotnie zdawało nam się, że opowiedziane historie są prawdziwe, a nieznane odgłosy spod szafy czy też szelest wiatru to właśnie znaki przybycia tych baśniowych postaci. Wiedzieliśmy wtedy, że to nie żarty i lepiej być grzecznym dzieckiem. Podobne historie, zdawać by się mogło – całkowicie nieprawdziwe, krążą po Ekwadorze i Papui-Nowej Gwinei. Czy można jednak z całą stanowczością stwierdzić, że są one nieprawdziwe?

Karzeł w kapeluszu

Pewnego popołudnia sprawowałem Mszę Świętą w kościele parafialnym w Valladolid w Ekwadorze. Wtem do świątyni wbiegło kilkanaście przerażonych osób. Nie wyglądali na spóźnialskich, a raczej na szukających pomocy u księdza katolickiego. Nic nie mówili, a ich twarze zdradzały, że zdarzyło się coś niepokojącego. Podczas ostatnich momentów Eucharystii kątem oka zauważyłem małego chłopca, który przyszedł z nimi. Był on cały roztrzęsiony i blady. Intuicja mnie nie myliła i po przyjściu do zakrystii wraz ze służbą liturgiczną osoby te niemalże natychmiast do niej wbiegły. „Czyżby ktoś umarł?” – pomyślałem. Wtedy usłyszałem opowieść o ekwadorskim duende.

Duende.

Duende to postać mitologiczna, która przychodzi porywać dzieci. Historię tę do Ameryki Południowej przywieźli Hiszpanie. W wolnym tłumaczeniu duende oznacza duszę, ducha przywołania. Jest to karzeł, który twarz ma zasłoniętą dużym kapeluszem i z tego powodu nie wiadomo, jak wygląda. Jak się dowiedziałem, postać ta przemierza ekwadorskie Andy i tropikalną Amazonię, a szczególne upodobanie ma ona w małych dzieciach. Niekoniecznie chodzi tylko o dzieci niegrzeczne.

Postać ta przychodzi do dzieci, które z reguły zostają same bez opieki bądź bawią się samemu. Próbuje ona dać im jakiś prezent i zachęca do podążania za sobą. Dzieci, które zdecydują się iść za duende, już nigdy nie wracają do swoich domów i są określane mianem zaginionych. Blady i roztrzęsiony chłopiec miał być nawiedzony przez karła. W pierwszej chwili nie chciałem w to wierzyć. Właściwie to do dzisiaj trudno mi to zrobić. Popytałem jednak w niektórych wioskach o duende i usłyszałem wiele podobnych historii. Wszyscy stali na stanowisku, że to nie fikcja.

Świnia za odnalezienie topielca

W Papui-Nowej Gwinei również istnieje bardzo wiele „duchów” nazywanych masalai. Istnieje masalai od drzew, od wody, od roślin, od kamieni, od słońca… Z reguły duch ten ma być niegroźny, ale należy go co jakiś czas udobruchać.

Pewien polski misjonarz opowiadał mi, że przed kilkunastu laty w prowincji Simbu w rzece Waghi utonął brat zakonny z Indii. Przez kilka dni nie można było znaleźć ciała topielca. Wtedy w siedzibie diecezji Kundiawa miejscowi papuascy księża wpadli na pomysł, aby… złożyć ofiarę masalaiowi rzeki.

Papuaska chata.

W planach było zabicie świni. Zadowolony masalai miałby zwrócić zaginione ciało brata zakonnego. Potem jeszcze do tego pomysłu przyłączyły się niektóre siostry zakonne z Indonezji oraz Indii. Polski misjonarz zaprotestował, bo przecież nie ma czegoś takiego jak duchy rzeki, które żądają ofiar. W dodatku nie miało to nic wspólnego z chrześcijaństwem. Wywiązała się prawdziwa kłótnia, którą ostatecznie wygrał Polak.

Po kilku dniach odnaleziono ciało zaginionego i wydawać by się mogło, że sprawa została zamknięta. Nic takiego jednak się nie stało, ponieważ na polskiego misjonarza za blokowanie ofiary dla masalaia została złożona skarga do ówczesnego biskupa. Pochodzący z Holandii hierarcha również nie rozumiał, jak można było powstrzymać świniobicie.

Ta historia pokazuje, że mimo przyjęcia chrześcijaństwa, pewne wierzenia przodków w dalszym ciągu są bardzo mocno zakorzenione w Papui-Nowej Gwinei. Sam zresztą byłem świadkiem, jak moi parafianie ścięli drzewo, a potem je zostawili na kilka dni, aby uspokoić masalaia.

A Ty jak myślisz? Czy duende i masalai istnieją naprawdę? 😉


Przeczytaj również:

Zapiekana świnka morska i karaluchy w pokoju, czyli czym wita Ekwador

Kup ziemię w Papui-Nowej Gwinei i zbuduj dom, a po 40 latach pobiją cię i wygnają

To plemię zabiło pierwszego misjonarza na swojej ziemi. 90 lat później dało Kościołowi biskupa

ks. Łukasz Hołub

Od dziecka czuł, że ma zostać misjonarzem. W 2013 r. przyjął święcenia kapłańskie i został księdzem archidiecezji przemyskiej. Na pierwsze misje wyjechał w 2016 r. do Ekwadoru, gdzie spędził cztery lata. Od 2021 r. pracuje w Papui-Nowej Gwinei. Obecnie jest proboszczem parafii Koge w diecezji Kundiawa.