Muzyka etniczna świata – Australia i Oceania
Kolejny przystanek w naszej etnicznej wycieczce dookoła świata. Jedyny kontynent, który jest państwem. Jedyne państwo, które jest kontynentem. Dla niektórych to trochę peryferie globu. Ale jak na peryferie, to naprawdę zaawansowana sytuacja.
Żyje tu zaledwie 25 milionów osób. Przypomnę, że w samej Polsce jest nas prawie 40 milionów. A obok Australii leży przecież Oceania, z którą ta pierwsza tworzy jedyny w swoim rodzaju duet kontynentalny. Do Oceanii też zajrzymy. Ale najpierw Australia.
Dawno, dawno temu…
Nazwa Australia pochodzi od określenia Terra Australis, co po łacinie oznacza Ziemia Południowa. W Europie dawno, dawno temu domyślano się, że na półkuli południowej znajduje się spory kawał lądu. Ostatecznie okazał się mniejszy niż zakładano. Ale nazwa została.
Człowiek po raz pierwszy w dziejach postawił swoją stopę na tym lądzie około 40 tysięcy lat temu. Historia podobna jak z Ameryką. Najprawdopodobniej był to ktoś z Azji Południowo-Wschodniej. Zapytacie – JAK? Otóż miał wtedy istnieć pomiędzy tymi kontynentami lądowy pomost, po którym pierwsi mieszkańcy dzisiejszej Australii przedreptali po prostu.
Oko w oko z Aborygenem
W każdym razie nie ma wątpliwości, że potomkowie tych pierwszych, rdzennych autochtonów Australii to Aborygeni. Reszta to oczywiście kolonizatorzy. Krzysztofem Kolumbem Australii jest holender Willem Jonszoon, który zawinął do brzegu tego kontynentu w 1606 roku.
Potem był słynny jak nie wiem co James Coock – naczelny przodownik w kolonizowaniu Australii i Oceanii. Za co zresztą zapłacił życiem. No i był pierwszym białym, który stanął oko w oko z Aborygenem. I do dzisiaj biali z Aborygenami oko w oko stawają. Dokładnie tak, jak Amerykanie z Indianami.
Nurty dwa
Jak już się pewnie domyślacie, australijska muzyka składa się zasadniczo z dwóch nurtów. Tego pierwotnego, rdzennego, za którym stoją Aborygeni, i tego egzogenicznego, za którym stoją imigranci. Zobaczymy też, co ciekawego można usłyszeć na okolicznych wyspach – w Papui-Nowej Gwinei czy na Fidżi. Ale od początku. Aborygeni na start!
Didgeridoo
Pieśni są bardzo ważną częścią ich kultury. Instrument, który jest ikoną aborygeńskiej kultury to didgeridoo. Drewniany z rodziny aerofonów. Taka tęga fujara, krótko mówiąc. Ma starożytne pochodzenie. Niektórzy twierdzą, że jego korzenie sięgają epoki kamienia i że jest to najstarszy instrument dęty na planecie. Badania archeologiczne aborygeńskich malowideł skalnych w północnej Australii sugerują, że mieszkańcy rejonu Kakadu używają didgeridoo od przynajmniej 1500 lat.
Oto Aborygen na didgeridoo:
Jest jeszcze jeden ważny dla Aborygenów instrument. Nie tak ikoniczny jak didgeridoo, ale jednak ważny. To yidaki. Jednak yidaki to po prostu jakaś tam mutacja didgeridoo. Tak jak Fender Stratocaster jest jedną z mutacji gitary elektrycznej.
Czy Aborygeni poza dmuchaniem w didgeridoo i jego odmiany robią coś jeszcze? Oczywiście. Tańczą i śpiewają.
Fuzja nieunikniona
Ciekawym wątkiem aborygeńskim jest ich mezalians z rozrywkową muzyką anglosaską. Zresztą jest to mezalians obustronny. To przenikanie się kultur jest nieuniknione, skoro od stuleci żyją obok siebie ich przedstawiciele. Aborygeni pokochali dźwięki współczesnej rozrywki. Współcześni rozrywkowcy pokochali dźwięki aborygenów.
Tutaj wyjątkowy przykład tej miłości wzajemnej. Geoffrey Gurrumul Yunupingu – aborygeński piosenkarz i muzyk, tworzący w języku Yolngu. Urodził się niewidomy. Grał na gitarze, bębnach i instrumentach klawiszowych oraz śpiewał. Tak, nie ma go już wśród nas. Swoje piosenki wykonywał zarówno w językach rdzennych mieszkańców Australii, jak i w języku angielskim. Z drugiej strony biały australijski pieśniarz, songwriter i gitarzysta Paul Kelly. I oto jak w interkulturowym duecie wykonują jedną z największych pieśni amerykańskich Amazing Grace.
Muzyka poimigracyjna
Skoro urzędowym językiem Australii jest angielski i skoro 80% tego społeczeństwa to katolicy i protestanci, nietrudno się chyba domyślić, jaki charakter ma ludowa muzyka Australii – ta, która swój żywot rozpoczęła wraz z Wielką Imigracją. To muzyka euroamerykańska. Przede wszystkim na masową skalę zaczęły rodzić się ludowe i narodowe pieśni – a to o podróżach brytyjskich skazańców do Australii, a to o przywoływaniu różnych duchów (np. ducha buszrangerów) albo takie opowiadające historię kowbojów czy opisujące bitwy I wojny światowej.
W 1895 roku jeden z największych poetów Australii, Banjo Paterson napisał najpopularniejszą pieśń ludową swojego kontynentu. Ta pieśń to Waltzing Matilda, a brzmi tak:
Country i kangury
Pan, który przed chwilą zaśpiewał nam Waltzing Matilda to Slim Dusty, legenda australijskiego country folku. Pierwszy artysta na świecie, który nagrał 100 solowych albumów.
Country w Australii zawsze było popularne. W szerokiej gamie stylistycznej – od bluegrass i jodłowania po bardziej popowe. Pierwszymi prawdziwymi piosenkarzami kowbojami Australii byli Tex Morton i Smoky Dawson. Tutaj mamy tego pierwszego.
Widać i słychać, że z racji na korzenie australijska muzyka rozrywkowa leży bardzo, bardzo blisko tej amerykańskiej. Żeby nie powiedzieć światowej. Piszę to z lekkim przekąsem, ale globalna, amerykańska hegemonia współczesnej rozrywki jest faktem. Czy się to komuś podoba czy nie.
Wiele współczesnych gwiazd światowej popkultury to właśnie Australijczycy. Kto? Na przykład Olivia Newton John, Keith Urban, Nick Cave czy wreszcie legendarny AC/DC. Ci ostatni w swoim rockowym łojeniu miewali małe romanse z brzmieniami folkowymi. Jak na przykład tu. OK, te dudy to szkockie chyba są, ale nie bądźmy drobiazgowi… 😉
Oceania, czyli wysyp wysp
Powiem Wam, że gdybyśmy zechcieli choćby na chwilę zajrzeć na jedną z wszystkich wysp Oceanii – ugrzęźlibyśmy na miesiące. Oceania to ponad 25 000 wysp. Słownie: dwadzieścia pięć tysięcy! Zatem wybaczcie, ale zajrzymy tylko gdzieniegdzie.
Oceania to przede wszystkim Nowa Zelandia, Papua-Nowa Gwinea oraz trzy grupy wysp: Melanezja, Polinezja i Mikronezja. W sumie 16 milionów osób. Dla nas istotne jest to, że tam żyją głównie autochtoni, a to znaczy, że muzyka jest stosunkowo korzenna.
Papua-Nowa Gwinea
Nową Zelandię odpuszczam. Tam królują głównie pieśni ludowe w języku angielskim, czyli takie, które są owocem przybycia na ten ląd w początkach XIX wieku łowców fok i wielorybów. Te klimaty mniej więcej znamy. Jeśli chodzi o korzenną muzykę Papuasów, to stosunkowo niewiele o niej wiemy.
Ale jest ktoś taki jak Ragnar Johnson. To wielki pasjonat korzennych dźwięków, który wraz z Jessicą Mayer w 1979 roku wbił z mikrofonem do Papui-Nowej Gwinei i dokonał niezwykle cennych nagrań. Odkrywa on przed nami świat świętych fletów i bębenków, które w tamtejszej kulturze pełnią kluczową rolę.
Ragnar natknął się na muzykę rytualną, graną przez dorosłych mężczyzn w regionie Madang (kobiety i dzieci nie mogą grać), którą najczęściej można spotkać w trakcie rozmaitych uroczystości w przybrzeżnych wioskach w pobliżu rzeki Ramu. Mamy fragment tych nagrań.
Fidżi
Państwo wyspiarskie. Czyli dużo różnych wysp (około 332) i wysepek (około 500). Część Melanezji. Pierwsi byli tu oczywiście Azjaci. Potem Europejczycy z Jamesem Cookiem na czele. Muzyka Fidżyjczyków w charakterze jest zdecydowanie polinezyjska, choć geograficznie Fidżi należy (jak już pisałem) do Melanezji.
Dominuje wokalna muzyka kościelna. Ale jest też dużo pieśni ludowych, które współcześni Fidżyjczycy wykonują przy akompaniamencie mandoliny, gitary i gitary hawajskiej. Do tej ostatniej jeszcze wrócimy. Bardzo istotnym elementem kultury Fidżi są bębny Lali, używane nie tylko do celów muzycznych, ale i komunikacyjnych, typu ogłoszenie urodzin, śmierci czy wojny.
Taki oto przykład fidżijskich dźwięków znalazłem. Pachnie Hawajami, co nie? Ostatecznie to stosunkowo niedaleko. 😉
Hawaje
Skoro wywołałem Hawaje, niech na koniec będą Hawaje. Część Polinezji. Same wyspy. Ale politycznie to najmłodszy stan USA. W IV wieku jako pierwsi dotarli tu Polinezyjczycy. Dla reszty świata Hawaje zostały odkryte przez (a jakże) Jamesa Cooka, który właśnie tutaj w wojnie z tubylcami dokończył żywota.
Muzyka Hawajów ma głównie charakter religijny i obejmuje śpiewy i tańce. Wywarła znaczący wpływ nie tylko na muzykę innych wysp Polinezji stając się czynnikiem jednoczącym w rozwoju współczesnej muzyki Pacyfiku. Wielki jest też jej wpływ na muzykę USA, a co za tym idzie na muzykę świata. Gdyby nie Hawaje, amerykańskie country nie znało by swojego sztandarowego instrumentu, jakim jest gitara hawajska, a Elvis Presley nigdy nie założył by naszyjnika Lei.
Tutaj hawajska nutka w wersji uwspółcześnionej.
Opuszczamy Australię i Oceanię. Im bardziej podróżuję po świecie, tym bardziej odkrywam jak niewyobrażalnie wiele jest w nim treści. Tyle ludzi, kultur, historii, przeciętych dróg, dźwięków i słów. Nie do ogarnięcia przez jeden mózg. Ale przecież pisałem na początku, że zaledwie dotykamy wierzchołka góry. Więc dotykam. Spadam i do zobaczenia gdzieś na Ziemi!
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.