Melodia zaklęta w płaszczu, czyli fenomen Guadalupe
Czy da się pojechać na wypasioną pielgrzymkę do Guadalupe za free? Dlaczego płaszcz Juana Diego jest bardziej tajemniczy niż Całun Turyński? Czy odzież może być nośnikiem muzyki nie z tego świata? Czy turystyczna komercja może współistnieć z transcendentną tajemnicą?
O Guadalupe napisano już niemal wszystko. I gdyby nie to, że mój przyjaciel niedawno wrócił z tej Krainy Cudownego Płaszcza, nie brałbym się za to. Splot wydarzeń, który doprowadził do powstania tego tekstu jest conajmniej zastanawiający. Osoba religijna w takich sytuacjach używa określenia: opatrznościowy. Ale po kolei.
Telefon
Pijemy sobie kawę i nagle do Maćka dzwoni telefon, którego odebranie wywróci jego najbliższe tygodnie do góry nogami. Odbiera. Widzę jak z każdą chwilą rozmowy twarz mojego przyjaciela zalewa radość i niedowierzanie. To zadzwonił jego kumpel z pytaniem:
– Chcesz jechać na kilkunastodniową pielgrzymkę do Guadalupe?
– Kiedy?
– Za trzy dni.
– Za ile?
– Za free, ale są dwa warunki: na decyzję masz godzinę i musisz sobie dokoptować osobę niepełnosprawną, której będziesz opiekunem.
Burza w mózgu. Maciek dzwoni do żony:
– Mogę jechać na pielgrzymkę do Guadalupe?
– Za ile?
– Za darmo.
– Jedź.
Standardowa cena takiego tripu w ramach profesjonalnie zorganizowanej pielgrzymki to okolice kilkunastu tysięcy złotych, więc…
Maciek werbuje Bawera i tym samym powstaje jeden z najbardziej szalonych duetów pielgrzymkowo-turystycznych w historii.
Kryzys x3
To pierwszy zastanawiający wątek tej opowieści. Maciek jest w kryzysie. Wielkim. Skrajne przemęczenie nierówną walką o realizację swoich pięknych i szlachetnych wizji. Maciek jest artystą podejmującym trudne tematy, więc o wizje artystyczne chodzi. A system, w którym żyjemy, takim wizjom akurat nie kibicuje za bardzo.
W kryzysie jest też Bawer. Osobistym. Bawer to wyjątkowa osoba, ale to nie miejsce, by szerzej o tym pisać. Musicie mi uwierzyć na słowo. I wreszcie Michaela. Okazuje się, że ten litewski anioł miłosierdzia jest na tej samej pielgrzymce. Znają się z Maćkiem bardzo dobrze, ale to, że przypadkiem tak zwanym spotykają się w Meksyku, graniczy z cudem. Ona też w kryzysie. Jadą po cud, bo wierzą, że się zdarzają.
Ayate
Tak nazywa się płaszcz Juana Diego, który pięćset lat temu spotkał Matkę Boską. Można mu wierzyć lub nie, ale seria niewyjaśnionych faktów temu płaszczu towarzyszących potrafi zakłopotać niejeden kuty na cztery nogi sceptycyzm.
Pierwszy rzut oka
Matka Boże z Guadalupe objawiła się Aztekowi św. Juanowi Diego na wzgórzu Tepeyac w Meksyku. Zgodnie z przekazami w ostatnim dniu objawień, 12 grudnia 1531 roku, doszło do powstania obrazu Matki Bożej z Guadalupe. To najstarsze objawienie maryjne uznane oficjalnie przez Kościół katolicki. Na pierwszy rzut oka płaszcz z wizerunkiem wygląda jak zwykły kawałek starej szmaty. Ale tylko na pierwszy.
Drugi rzut oka
Płaszcz Juana Diego utkany jest z grubych i szorstkich włókien agawy (kaktusa rosnącego w obu Amerykach). Jest to materiał bardzo nietrwały. Może przetrwać najwyżej 30 lat. Ayate po 500 latach jest w doskonałym stanie i stanowi jedyny tego typu przypadek na świecie.
W 1787 niejaki Jose Ignacio Bartolache namalował dwa takie wizerunki na identycznym materiale wykonanym z agawy. Oba rozpadły się przed upływem 10 lat…
Trzeci rzut oka
Także sam wizerunek po tylu latach powinien ulec wyblaknięciu, zniknięciu. Teraz co prawda tkwi za szybą, ale przez co najmniej 100 lat wisiał kompletnie bez żadnego zabezpieczenia. Dotykały go tysiące rąk, pocierały go różne przedmioty, oddziaływały na niego kadzidła i świece. I nic.
Czwarty rzut oka
Odporność na uszkodzenia mechaniczne. W 1795 jacyś konserwatorzy niechcący oblali lewą stronę wizerunku kwasem azotowym. Ale kwas nie dał rady. A w 1921 r. ktoś chcący włożył do wazonu z kwiatami stającego tuż obok wizerunku bombę zegarową (sic!). Bomba wybuchła i też nie dała rady.
Piąty rzut oka
W 1936 laureat nagrody Nobla w dziedzinie chemii, Richard Kuhn, wziął się za badanie wizerunku. Nie stwierdził istnienia jakichkolwiek farb, pigmentów czy barwników. Ani pochodzenia roślinnego, ani syntetycznego. Inne badania wykazały, że kolorystyka Madonny z Guadalupe ma cechy ubarwienia ptaków i owadów! Na płótnie nie znaleziono żadnych śladów gruntowania, szkicu ani werniksu. Krótko mówiąc, z punktu widzenia chemii podobizna Maryi po prostu nie istnieje!
Oczy Matki
To nie wszystko. Kolejne badania odkryły, że w źrenicach Matki Bożej występuje zjawisko potrójnego odbicia, właściwe jedynie źrenicom organizmów żywych, a krzywizna wizerunków postaci w obu oczach (przy 2500-krotnym powiększeniu dostrzeżono ich 12) odpowiada krzywiźnie rogówki.
W tych samych źrenicach utrwaliła się z detalami scena z XV wieku, w której Juan Diego prezentuje biskupowi Zumarradze płaszcz z cudownym Wizerunkiem. Widać́ dostojników Kościoła, księży, służących, a nawet czarnoskórą niewolnicę.
Konstelacja
Na płaszczu Maryi z Guadalupe są gwiazdy. Dużo gwiazd. Okazuje się, że ich ułożenie również jest nieprzypadkowe. Jak udało się ustalić, są one odzwierciedleniem rzeczywistych gwiazdozbiorów w układzie, jaki miał miejsce 12 grudnia 1531 roku o 6:45 nad stolicą Meksyku. Zachowane są nawet proporcje w odległościach między gwiazdami.
Co ciekawe, układ gwiazdozbiorów na płaszczu Maryi jest lustrzany, a to oznacza, że nie są one widziane z perspektywy ziemi, ale nieba. Czyli to tak jakby Bóg przesłał nam zrobione przez siebie zdjęcie. Sceptyk powie, że to satelita. Tylko, że wtedy jeszcze nawet samolotów nie było.
Muzyka z płaszcza
Wątek muzyczny musi być. I jest. Według relacji Juana Diego, jego pierwsze spotkanie z Matką Bożą zaczęło się od tego, iż usłyszał piękny śpiew. Profesor Fernando Ojeda, wybitny meksykański naukowiec, postanowił zbadać, czy z tego śpiewu coś pozostało. Przez środek wizerunku, gdzie biegnie szef tilmy, poprowadził komputerowo pionową linię, a następnie przez 46 gwiazd, umieszczonych na płaszczu, poprowadził kolejne linie, po 23 z każdej strony wyznaczonej osi. Przekształcił je następnie na pięciolinie, a tam, gdzie były gwiazdy i kwiaty wpisane zostały nuty.
Tutaj do akcji wkracza zawodowy muzyk Ernest Cortazar Duckner. Poszczególnym liniom pionowym przyporządkował dźwięki z klawiatury fortepianu i odtworzył na instrumencie. Efekt? Kompozycja niebiańska można by rzec. Próbowano ten sam eksperyment przeprowadzić na kopiach wizerunki, gdzie gwiazdy były ułożone ciut inaczej, albo z ułożeniem gwiazd na 5 minut przed albo 5 minut po objawieniu. Tutaj efektem zawsze była kakofonia. Posłuchajmy zatem arii Matki Bożej z Guadalupe.
Cuda dzieją się
Maciek opowiadał, że w Guadalupe zobaczył patologię turystyki religijnej. Przez to miejsce w ciągu miesiąca potrafi przewinąć się 20 milionów ludzi. Wielu z nich traktuje to miejsce jak katolicki Disneyland albo Laponię z Mikołajem i stadem reniferów. Jest klimacik, kulturowy cios i miliony wydanych/zarobionych dolarów. Ale jest coś jeszcze.
Przyjaciel mówi, że jego życie po powrocie nie zmieniło się ani trochę. To zewnętrzne, codzienne. Nie zniknęły ograniczające uwarunkowania i dołujące kłopoty. Ale zmieniło się coś w środku. Uzyskał pokój, jakiego było mu bardzo potrzeba. Jeśli zmienisz swoje nastawienie do świata – zmienisz cały świat. Bardzo nam tego trzeba. Zwłaszcza dzisiaj.

Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.