unsplash.com
10 listopada| Artykuły

Miłość i wiara bez uczynków są martwe

Paweł powiada: łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, […]

Paweł powiada: łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił. Ef 2, 8-9. Ten sam Paweł dorzuca: jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. Rz 10, 9

Jakub natomiast uważa tak: wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. Jk 2,17 A sam Jezus w temacie ma do powiedzenia to: nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie! wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Mt 7,21. To jak to jest?

Naiwny katolik

Broń cię Panie Boże nie chcę ironizować i robić żadnych personalnych wycieczek. Chcę się tylko przyjrzeć pewnym stereotypom jakie grasują po Kościele i po swojemu (inaczej nie potrafię) opierając się o Słowo Żywota do nich się odnieść. Każdy z nas pewnie pamięta jak na religii uczono sześciu głównych prawd wiary. A jak ktoś nie pamięta bo ma słabą pamięć albo na religię nie chodził, to można zajrzeć do pierwszego lepszego katechizmu. Druga główna prawda wiary stawia sprawę jasno: Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Kropka. Taki obraz Boga od stuleci fundowany jest na lekcjach religii, katechezach i grzmiących kazaniach z wysokiej ambony. Skutki są fatalne. Tak zrodziła się wiara ulepiona z lęku przed Bogiem, a nie z miłości do Niego. Miliony gorliwych katolików łyknęło posłusznie ten komunikat i stanęło przed problemem moralnej kwadratury koła.

Autozbawienie

Możecie mi wierzyć, albo nie, ale wiele lat temu na pewnych rekolekcjach poznałem człowieka, który był ogarnięty obsesją bezgrzeszności. Serio. Chciał tak żyć, by nie musieć chodzić do spowiedzi (sic!). Nigdy potem go nie spotkałem, ale nie byłbym zdziwiony gdyby się okazało, że został pastafariańskim kapłanem albo pacjentem szpitala psychiatrycznego. To oczywiście skrajny, odosobniony przypadek, ale pokazuje istotę problemu. Skupia jak w soczewce ten nieprawdziwy do granic nieprawdziwości stereotyp: do nieba idzie się za dobre uczynki. Zgadza się, Bóg jest sędzią sprawiedliwym. Do takiej wizji Boga mogli być przywiązani zwłaszcza starotestamentalni Żydzi. Oni jeszcze nie znali Jezusa i mieli prawo nie zdawać sobie sprawy z tego jakie pokłady miłosierdzia drzemią w Bogu. Ale dla nas, chrześcijan, druga główna prawda wiary jest tak naprawdę pół-prawdą wiary. Bo o ile Bóg jest sędzią sprawiedliwym, to przede-wszystkim jest Ojcem miłosiernym.

Jestem grzesznikiem

Kiedy chrześcijaństwo przestaje być dla nas moralizatorską groźbą, a staje się dobrą nowiną, świadomość własnej grzeszności jest lekka i uwalniająca. Bo odkrywamy, że to Ktoś inny postanowił rozwiązać jej problem. I go rzeczywiście rozwiązał. Przed tym epokowym odkryciem brzemię grzechu wpędzało nas w samopotępienie i żałośnie bezskuteczne próby wyeliminowania go z naszego życia. Po tym odkryciu czym prędzej chcemy nasz grzech oddać Temu, który ma moc go zutylizować.

Sprytny protestant

Tutaj też możecie mi nie wierzyć, ale natknąłem się kiedyś na krótkie świadectwo jakiejś protestantki (denominacji nie pomnę), która powiedziała, że po uznaniu Jezusa swym Panem niebo ma już w kieszeni. Bez względu na to jak dalej będzie żyła. Hmmm. Wchodzimy w drugi, nie mniej szkodliwy stereotyp chrześcijaństwa. To tutaj mniej więcej przebiega główne pęknięcie jakie kilka wieków temu spotkało Kościół. Czyli: zbawienie z uczynków kontra zbawienie przez wiarę. Dzisiaj, choć katolicyzm i protestantyzm to wciąż dwa odrębne światy, wydaje się, że to pęknięcie trochę zostało zaszpachlowane. W 1999 roku Światowa Federacja Luterańska i Kościół Katolicki podpisały Wspólną deklarację w sprawie nauki o usprawiedliwieniu. Tak, bez wątpienia oba Kościoły zbliżyły się do siebie znacznie. To dobrze. Ale echa różnych stereotypów będą sobie i tak żyły własnym życiem. Być może nawet aż do końca świata.  

Wiara bez uczynków jest martwa

To jak to jest? Bardzo prosto. Weźmy przykład z życia. Jeśli kogoś na-prawdę kochamy, czyli na-prawdę chcemy z tym kimś być i na-prawdę chcemy by ten ktoś był szczęśliwy, trudno sobie wyobrazić, by okazywanie tej miłości ograniczyć jedynie do wyartykułowania słów KOCHAM CIĘ. Zgadza się? Prawdziwa miłość domaga się działania. Jeżeli mówisz, że kochasz, a nie masz w związku z tym wyznaniem potrzeby jakiegokolwiek działania, to znaczy, że nie kochasz. Puste słowa i nic więcej. Jeżeli za słowami kryje się w sercu prawdziwa miłość, to ta miłość po prostu nie pozwoli ci bezczynnie siedzieć! Miłość to akcja. Chłopak, który kocha dziewczynę z automatu ma potrzebę by ją przytulić, kupić kwiaty, zaprosić na kolację, odwiedzić w szpitalu, podwieźć gdziekolwiek sobie zażyczy, pomóc w czymkolwiek poprosi. Chłopak, który kocha jest gotowy dla swojej dziewczyny umierać. Po prostu. Relacja miłości nie toleruje bezczynności. Jeżeli wierzysz w Boga i na-prawdę Go kochasz, to automatycznie masz potrzebę by wielbić Jego Imię, nie zabijać, nie cudzołożyć, nie kraść itd. Dlaczego? Bo to co ważne dla osoby, którą kochasz staje się ważne i dla ciebie.

Wartość uczynków

Nasza wiara naturalnie rodzi uczynki. Bez nich jest martwa. Brak uczynków demaskuje jej iluzoryczność. Ale te uczynki nas nie zbawiają. I to trzeba sobie jasno powiedzieć. Nasze tak zwane dobre uczynki są jedynie manifestacją wiary. Naturalną i konieczną, ale absolutnie niewystarczającą. Uczynkami pokazujemy doskonałemu Bogu, jak bardzo staramy się Go kochać. Nic więcej. Jakość tych uczynków jest różna. Raz lepsza raz gorsza. W zależności od tego, jaki potencjał świętości został wlany w nasze serca. Ale zawsze będzie niewystarczająca, by o własnych siłach zasłużyć sobie choćby na minutę nieba. Nasze modlitwy, pobożnościowe akcje i cały ten sztafaż religijnych odruchów to też uczynki wiary. Niedoskonała próba pokazania Bogu, że Go kochamy. Błaganie kruchego stworzenia. Ale zbawienia nie da się wymodlić choćby nawet tysiącem pompejanek leżąc krzyżem w Bazylice św. Piotra. Bóg doskonale wie, jak bardzo jesteśmy niedoskonali. Wie to bardziej od nas. I nie oczekuje tej doskonałości. Pragnie tylko tego, byśmy starali się na tyle na ile potrafimy kochać Go sercem i uczynkiem. Uczynki są dowodem naszej wiary. Oto ich wartość.

Znów ta miłość

Przestańcie składania czczych ofiar! Obrzydłe Mi jest wznoszenie dymu; święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań… Nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości. Nienawidzę całą duszą waszych świąt nowiu i obchodów; stały Mi się ciężarem; sprzykrzyło Mi się je znosić! Gdy wyciągniecie ręce, odwrócę od was me oczy. Choćbyście nawet mnożyli modlitwy, Ja nie wysłucham. Ręce wasze pełne są krwi. Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie! Iz 1, 13-17

Jeżeli Jezus jest dla nas wzorem wiary i miłości to zastanówmy się, kiedy był najbardziej wiarygodny? Nauczał o miłości z mocą z jaką do tej pory nie nauczał nikt. To On po raz pierwszy powiedział co to znaczy kochać nieprzyjaciół i oddawać życie z miłości. To Jezus nauczył człowieka modlitwy, z której dowiedział się, że Bóg jest miłosiernym Ojcem. Jezus okazywał miłosierdzie uzdrawiając, wypędzając złe duchy i czyniąc setki cudów. Ale gdyby na tym poprzestał, prawdopodobnie nikt by dzisiaj o Nim nie pamiętał. Jezus najbardziej skuteczny i wiarygodny to Jezus, który swoją wiarę wyraził czynem. To Jezus, który zawisł na krzyżu.

Jeśli wierzysz, to działasz. Jeśli nie działasz, to znaczy, że nie wierzysz.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: