memy.pl
28 listopada| Artykuły

Budda vs Jezus. Więcej podobieństw niż różnic?

Z Buddą nie jest mi za bardzo po drodze. Ale jest on autorem przynajmniej jednej myśli, którą kupuję: źródłem naszego […]

Z Buddą nie jest mi za bardzo po drodze. Ale jest on autorem przynajmniej jednej myśli, którą kupuję: źródłem naszego cierpienia jest przywiązanie.

Budda i jego nauki bywają w wielu miejscach zaskakująco zbieżne z chrześcijaństwem. Ktoś może powiedzieć, że mamy do czynienia z plagiatem. Ja uważam, że to dowód na wspólne dla wszystkich ludzkich stworzeń źródło duchowej intuicji. Wszak wszystkich nas stworzył ten sam Bóg.

Jakie przywiązanie jest źródłem cierpienia? Czy da się żyć bez przywiązania do czegokolwiek? Czy da się uwolnić od cierpienia?

Podobieństwa

Jest ich sporo. Pradawne przekazy powiadają, że Buda zstąpił z nieba jako istota duchowa i narodził się w ludzkim ciele. Brzmi znajomo, prawda? Jego matką była (też na M) Mai Devi. Jakiś mędrzec przepowiedział, (przypominam, że Symeon też był mędrcem), że Budda będzie świętym mężem o wielkiej sławie. Ale ojca Buddy wcale to nie cieszyło. On chciał, by jego syn został politycznym strategiem, który stanie na czele narodu. Dokładnie takiego Jezusa życzyli sobie Żydzi!

Budda pewnej nocy opuścił pełen przepychu królewski pałac swojego ojca i poszedł do miasta, gdzie doświadczył biedy, bólu i śmierci. Tak bardzo go to dotknęło, że postanowił znaleźć ścieżkę uwolnienia od cierpienia. Zupełnie jak Jezus, który zstąpił z niebieskiego pałacu Ojca w ludzką nędzę. Też nocą! I zrobił to po to, by człowieka z tej nędzy uwolnić. Budda jako dorosła osoba oddał się 49 dniowej ascetycznej medytacji. Jezus pościł przez 40 dni. Budda dał swoim uczniom Cztery Szlachetne Prawdy. My mamy sześć prawd wiary. Budda dał nam siedem życiowych lekcji. My mamy siedem cnot głównych. Wystarczy. Wracamy do cierpienia.

Karma czyli zasiew

Stare powiedzenie o tym, że tak się wyśpisz, jak sobie pościelisz, ma wyjaśniać jedną z tajemnic cierpienia. Buddyjskie prawo karmy mówi jasno – każdy czyn ma swoje konsekwencje. Jednym ze źródeł naszego cierpienia są konsekwencje naszych wyborów. Czasem świadomie wybieramy zło. Grzesząc. Czasem wybieramy po prostu jedną z dwóch dróg nie mając świadomości, że za zakrętem czai się niebezpieczeństwo. Prawo Karmy paradoksalnie działa i w chrześcijaństwie, gdzie konsekwencją grzechu jest śmierć i gdzie św. Paweł powiada:

Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne. Ga 6, 8

Autoprzywiązanie

Ale z tym, że człowiek nie posiada własnego JA i nawet duszy, to ja się nie zgadzam. Egzystencjalne doświadczenie każdej istoty to przede wszystkim bolesna świadomość własnego JA. Im większa tym bardziej boli. To egocentryzm. Jądro grzechu. Ścieżka śmierci. Cierpimy, bo oczekujemy od życia konkretnych gratyfikacji, spełnień i rozkoszy. Oczekujemy by koncepcja świata, w którym zajmujemy centralne jego miejsce działała dokładnie tak, jak to sobie uroiliśmy. Ale nie działa. I nie będzie. Z najbardziej naturalnego porządku rzeczy wynika to, że nie jesteśmy pępkiem świata. I kiedy gwałcąc ten porządek za wszelką cenę chcemy tym pępkiem być, musi zgrzytać i boleć. Zatem można śmiało powiedzieć, że za wszelkimi oczekiwaniami naszego ego czai się ból i zawód. Jak to powiedział ktoś mądry – nie ma nic bardziej rozczarowującego, niż spełnione marzenia. Czy to znaczy, że nie mamy niczego oczekiwać? Nie. To znaczy, żeby oczekiwać na rzeczy tak, jak one na to zasługują. Na cóż więcej zasługuje marność, niż na zignorowanie?

Zło dobrem zwyciężaj

Okazuje się, że błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko miał buddyjską maksymę życiową. To kolejny ideologiczny punkt styczny. Budda nauczał, że nienawiść i zło, można pokonać tylko i wyłącznie czystą miłością bezwarunkową. No jakby wyjęte Jezusowi z ust. Tu na horyzoncie pojawia się nam nowa odsłona cierpienia. Cierpimy bo:

a. oczekujemy, że inni nam wybaczą,

b. nie potrafimy wybaczyć innym

Tak źle i tak niedobrze. Oczekiwanie tego, by inni nam wybaczyli jest naszym egoistycznym pragnieniem. Pycha nie znosi, gdy ktoś czuje do nas uraz, sądzi nas i przez to skutecznie podważa poczucie naszej wartości. Nie ma sensu oczekiwać, żeby inni nam wybaczali. Bo tak naprawdę, to ci inni tego potrzebują. Ta sama pycha nie pozwala nam wybaczyć tym, którzy nas zranili. Wybaczyć to darować dług. Zrezygnować z zemsty. Podać dłoń i pozwolić, by nasz wróg poczuł się lepiej. Dla wielu z nas nieosiągalne. Ale jeśli nie zrobimy tego, będziemy cierpieć. I to nie z miłości. Z nienawiści.

Źródłem cierpienia jest przywiązanie

Przywiązanie do naszych egoistycznych pragnień dodajmy. Takie cierpienie nie ma sensu. Jest jakąś dziwną formą masochizmu. Uzależniamy swoje szczęście od przedmiotów, osób i sytuacji. To bardzo ryzykowne, bo przedmioty niszczeją albo tracą na wartości, ludzie zdradzają albo odchodzą, a sytuacje są zależne od tych obu. Więc jaki sens ma uzależnianie swojego szczęścia od tych wszystkich niepewności? Nie ma żadnego. Co prawda nie da się nie pragnąć nawet rzeczy drobnych. Cała trudność w tym, by pragnąć ich tak, jak na to zasługują. Finał Mundialu to poważne ciśnienie dla wielu. Piłkarze na boisku pragną wygranej tak, jakby od tego zależeć miało wszystko. Kosmiczne emocje i wysiłek. Gra o wielką kasę, prestiż i marzenia. Widziałem całe drużyny płaczących zawodników, którzy ten finał przegrywali. Cierpieli, bo uzależnili zbyt wiele od wygrania tego jednego meczu. Ciekawe czy są piłkarze, którzy potrafią rozgrywać finał Mundialu jak zwykły mecz na podwórku? Grać, żeby wygrać. Ale w przypadku porażki pełny luz. Jeśli tacy są, to zazdroszczę wolności.

Jezus vs Budda

Ok, są podobieństwa. Ale to jednak nie to samo. Budda mówi, że nie ma czegoś takiego jak własne JA. A ja widzę, że tam jest nieustanne skupianie się na sobie. Na swoim życiu, na swoim szczęściu, swojej nirwanie, oświeceniu i swojej drodze do szczęścia. On siedzi sam, dziwnie spokojny, zanurzony w swoim bezosobowym świecie. Ręce ma zwrócone do siebie. Jakby nie miał nic do zaoferowania. Jezus wisząc na krzyżu miał ręce rozpostarte do granic możliwości. Jakby chciał nimi ogarnąć cały świat. Tam nie było spokoju. Uciekania od cierpienia. Tam było szaleństwo bólu. Jezus wygrywa. Cierpienie ma sens. Ale tylko wtedy, gdy jest przeżywane z miłości.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: