12 stycznia| Artykuły

Co będzie skutkiem rosnącej liczby apostazji?

Licznik apostazji bije. Mniej więcej od grudnia zeszłego roku. Wybił już grubo ponad tysiąc zbuntowanych sztuk. To nowy pomysł tych, co chcieliby Kościół Katolicki wyrzucić do kosza na śmieci. Przesadzam? Zobaczcie logo kampanii zbiorowej apostazji w Hiszpanii, to zrozumiecie, że wcale nie przesadzam. Ludzie uciekają z Kościoła, bo są nim zgorszeni. Najgorsze jest to, że mają czym.

W pierwotnym znaczeniu apostazja to całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej. Słowo pochodzi z greki. Przetłumaczyć je można jako odnowa. Albo zdrada. Apostazja dotyczy wszystkich wyznań. W Kościele Katolickim pojęcie rozumiane bardziej jako odejście. W Islamie z kolei już bardziej jako zdrada.

Kiedy Kowalski znad Wisły bez żadnych konsekwencji (tak mu się tylko wydaje) ogłasza na FB, że olał czarną mafię, porzucający Islam Ahmed z Iraku kończy z obciętą głową. Co kraj to obyczaj.

Apostazja w Polsce

Doczesne konsekwencje jakie za apostazję w Polsce nakłada na buntownika Kościół to ekskomunika z automatu. A jak wiemy, ekskomunika to wydalenie poza wspólnotę Kościoła. Szlaban na wszystkie sakramenty, brak miejsca na parafialnym cmentarzu, odarcie z wszystkich kościelnych tytułów i zakaz pełnienia jakichkolwiek kościelnych funkcji. Ale akurat apostacie to zupełnie powiewa. W zasadzie o to mu chodziło, prawda?

Są jeszcze konsekwencje wieczne. Łacińska maksyma głosi, że poza Kościołem nie ma zbawienia. W epoce Franciszka to brzmi jak herezja. Ale nią nie jest. Żeby wejść do nieba trzeba być dobrym, a nie kościelnym. Zgadza się. Jeżeli jesteś dobry, to ani Kościół, ani Jezus nie są ci do niczego potrzebni. Ale pokażcie mi chociaż jednego dobrego? No właśnie. Albo będziesz dobry, albo dobrze przylgniesz do Jezusa. Pierwsze – niewykonalne. Drugie – wykonalne. Ale w Kościele.

Chrzest nie podlega apostazji

Największym zmartwieniem polskich apostatów jest to, że Chrztu Świętego nie da się unieważnić. Wymazać. Zutylizować. Chrzest jest niezatartym znamieniem. To boży tatuaż. Nosisz go w sobie cały czas. Bez względu na to jak bardzo go zapomniałeś, zdeptałeś albo zakleiłeś grubą, czarną folią. Nieopacznie swojej twarzy oburzonym tym faktem apostatom udzieliła Joanna Senyszyn, która w Komisji Europejskiej domagała się prawa do wyrywania kartek z ksiąg parafialnych. Chyba się nie udało.

To tak, jakby próbować unieważnić fakt własnych narodzin. Nawet jeśli twoje życie będzie koszmarem zakończonym samobójstwem, nie zmienisz tego, że się urodziłeś. A skoro się urodziłeś, to znaczy, że zaczęła się historia, która nie ma końca. Nie da się tego odkręcić. Chrzest to nowe narodziny. Dla nieba. Bez chrztu to tak, jakby dla nieba cię nie było. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Mk 16, 16. Ja tego nie powiedziałem.

Gałązka

Odcięcie od sakramentów to z duchowego punktu widzenia najdotkliwsza konsekwencja apostazji. Oczywiście jeżeli ktoś nie patrzy na to oczami wiary, duchowości i ten transcendentny wymiar po prostu dla niego nie istnieje, to rzeczywiście może mu to wszystko swobodnie powiewać. Oczywiście, że tak. Można być gałązką, która ma dosyć swojego drzewa! Bo liście okropnie hałasują i wydają brzydki zapach. Bo chodzą po niej ptaki i za przeproszeniem srają na nią.

Można być gałązką, która chciałaby uwolnić się od tego przytłaczającego towarzystwa innych gałązek i mieć dla siebie więcej przestrzeni. Można być gałązką, która dobrowolnie odcina się od swojego drzewa. I taka odcięta gałązka może zachłysnąć się nowym życiem i przez jakiś czas czuć się świetnie. Może. Tylko wcześniej czy później uschnie. Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. J 6, 53. Ja tego też nie powiedziałem.

Zgorszenie

Najgorsze jest to, że gałązki drzewa Kościoła mają powody, by mieć go dosyć. Liczba odcięć rośnie lawinowo. Serce współczesnego człowieka jest bombardowane głównie z dwóch stron: zgorszenie Kościołem i pycha żywota. Jeśli zrozumiemy, że ktoś w ukryciu walczy o nasze dusze, łatwiej będzie to wszystko poskładać w jedną całość.

Jezus mówił o jednym i drugim. O zgorszeniu, które będzie pustoszyć Kościół mówił tak: Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie! Łk 17, 1-2.

Albo tak: Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Mt 23, 1-7.

Pycha żywota

Fala apostazji nie byłaby tak wielka, gdyby świat nie miał dzisiaj do zaoferowania tylu fajnych rzeczy. Pokusa by rzucić gorszącym i wiecznie wtrącającym się w twoje życie Kościołem jest spora. Tym bardziej, że istnieje atrakcyjna alternatywa. Kupujemy to. A ja nie potrafię uciec od przeświadczenia, że mamy do czynienia z bardzo przemyślaną strategią – zniechęcić do Kościoła, w którym jest życie i zachęcić do świata, w którym jest śmierć. Sprytne. Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata. Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki. 1 J 2, 16-17.

Jezus jak Kościół

Kiedy widzę Judasza śliniącego się na widok garści srebrników i gotowego dla nich wydać Jezusa na śmierć, widzę dzisiejszy świat, który ślini się na widok bogactwa i władzy. Świat gotowy dla tych świecidełek zabić Kościół. A ci, którzy zabijają Kościół są wszędzie. W jego sercu też. Może to nawet oni zabijają go najbardziej. Kiedy widzę ogłupiały z wściekłości tłum wrzeszczący: UKRZYŻUJ GO! – widzę dzisiejszy świat, który chciałby ukrzyżować Kościół. Kościół, który kiedyś był znakiem sprzeciwu, dzisiaj stał się znakiem zgorszenia.

Spod dywanu wymiata się coraz więcej zamiatanych tam przez lata śmieci. Pasterze tracą orientację. Owieczki wiarę. Coś ważnego się dzieje. Jezus też był zgorszeniem. Dla tego tłumu był wichrzycielem i buntownikiem. Obłąkanym kaznodzieją. Siewcą zamętu. Zbroczonym krwią szaleńcem. Takich ludzi się eliminuje. Ale skoro jest napisane, że Kościół będzie cierpiał tak samo jak jego Pan, to nie dziwmy się. Bo chyba dzieje się to, co ma się dziać. Oczyszczenie. Uzdrowienie. Powrót do źródła. Wszystko wskazuje na to, że to ten czas. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie. Łk 21, 28

Licznik apostazji

To propagandowy gniot. Apostatometr ma tyle wspólnego z rzeczywistością co liczenie głosów na Białorusi. Możesz wpisać co chcesz lub nic nie wpisywać. Nikt nie zweryfikuje prawdziwości podesłanych tam papierów, bo nikt nie ma takiego zamiaru. Licznik ma bić i tyle. Nie wiem czyim danym wierzyć bardziej – tym spod znaku krzyża czy błyskawicy? Nie jestem za żadną propagandą. Ani za kościelną, ani za antykościelną. Jestem za prawdą. Niech podadzą ile jest naprawdę apostatów. I szczerze mówiąc, nie za bardzo mnie to obchodzi. Obchodzi o tyle, że smutno mi z powodu kolejnych gałązek dobrowolnie odcinających się od drzewa. Im jest to gałązka bliższa memu sercu, tym smutek większy. Ale nie obchodzą mnie statystyki apostazji w sensie sensacji czy walki ideologicznej.

Dzieje się to co ma się dziać. Wbrew całemu chaosowi i cierpieniu w jakim zanurzony jest świat wierzę uparcie, że Bóg jednak nie stracił nad nim kontroli. Wierzę, że wszystkie moje włosy są policzone i w to, że bramy piekielne mojego Kościoła jednak nie przemogą. I w to, że kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Apostatów nie sądzę. Kimże jestem, by to robić. I nawet w jakimś sensie, po ludzku ich rozumiem. Tak jak rozumiem tych, którzy przerażeni uciekli spod ociekającego krwią Krzyża tracąc resztki wiary. Sam bym pewnie zwiał. Apostatom chciałbym tylko dać radę Jezusa: Uważajcie na siebie! Łk 17, 2.

Pewnie żaden z nich się nią nie przejmie. Pewnie nawet żaden nie przeczyta tego tekstu. A może przeczyta? Duch wieje kędy chce.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: