15 stycznia| Artykuły

Królowie muzyki. Kto zabił Michaela Jacksona?

Michael Joseph Jackson. Urodzony 29 sierpnia 1958. Zmarł 25 czerwca 2009. Piosenkarz, tekściarz, kompozytor, tancerz, aktor, filantrop. Jego życie stało się jedną z najważniejszych części masowej kultury. Dla wielu najważniejszą. W historii trudno znaleźć kogoś popularniejszego i bardziej wpływowego. Król Popu. Kiedy wiele lat temu w miejscach publicznych zaczął pojawiać się w maseczce, nikt nie przypuszczał, że to proroctwo.

Czy komuś mogło zależeć na jego śmierci? Mogło. W dziejach planety nikt po śmierci nie zarabiał więcej niż on.

Początki

Jeśli chcemy choć trochę zrozumieć fenomen i zarazem dramat Jacksona musimy zajrzeć do dzieciństwa. A działo się tam. Okazuje się, że przyszły Król Popu urodził się w rodzinie Świadków Jehowy. Był regularnie bity przez ojca. I do tego wielodzietna rodzina, w której się wychowywał była bardzo muzykalna. Już jako ośmioletnie dziecko występował w hardcorowych klubach dla czarnych. Ze striptizem włącznie.

Cóż może wyrosnąć z takiej gleby, jak nie ktoś taki jak Michael Jackson? Moja teoria zakłada, że rozmiary jego kariery ujawniają rozmiar jego osobistego, wewnętrznego nie-szczęścia. Monstrualny apetyt Jacksona na artystyczną dominację świadczy o jego silnej potrzebie zasypywania kolejnymi sukcesami wielkiej pustki i zranień, z którymi bujał się przez całe życie. A ponieważ talent miał nieprzeciętny, miał czym zasypywać.

The Jacksons Brothers

W rodzinnym zespole The Jacksons Brothers zaczął występować już jako sześciolatek. Początkowo na kongach i tamburynie. W końcu zaczął śpiewać. Ze swoim bratem Jermainem dali w tym czasie wiele koncertów w stanie Indiana. W 1966 roku wygrywają lokalny konkurs młodych talentów. Michael zaśpiewał wtedy piosenkę zespołu The Temptations My Girl.

The Jacksons 5

Wkrótce The Jacksons Brothers przemianowuje nazwę na The Jacksons 5 i w 1968 roku podpisują kontrakt z wytwórnią Motown Records. Jak ktoś podpisuje kontrakt z Motown Record to znaczy, że ma potencjał. Oni mieli bez wątpienia. Bardzo szybko zyskują status gwiazdy. Zaczęło się od hitów z czterech pierwszych singli: I Want You Back, ABC, The Love You Save, I’ii be There.

Solo

Jackson ma zaledwie 10 lat. I wtedy właśnie zaczyna działać solowo. Wydaje pierwsze w karierze albumy solowe: Got to Be There i Ben.

Sprzedaż płyt The Jacksons 5 po 1973 roku zaczyna spadać. Firmie Motown Records mówią pa! i wchodzą pod skrzydła CBS Records. Tam jest jakiś konflikt w tle. Motown wytoczył grupie szereg procesów sądowych o złamanie warunków umowy. W efekcie stracili prawo do swojej nazwy i logo. Było The Jacksons Brothers. Potem było The Jacksons 5. I w końcu było po prostu The Jacksons. Grają dalej wydając album za albumem. W latach 1976 – 1984 głównym kompozytorem w zespole jest Michael Jackson. Taki na przykład Shake You Body (Down to the Ground) to jego numer.

Quincy Jones

W 1978 roku Michael gra wróbla w legendarnym Czarnoksiężniku z krainy Oz z Dianą Ross u boku. Piosenki do tego musicalu zaaranżował niejaki Quincy Jones. Oni wtedy jeszcze tego nie wiedzieli. My już wiemy. Spotkanie Michaela z Quincym jest jednym z najbardziej brzemiennych w historii muzyki. Quincy Jones to legendarny amerykański kompozytor i producent muzyczny. 70 razy nominowany do nagrody Grammy z czego wygrał ją 27 razy. Szybko zorientował się, że Michael Jackson jest utalentowany szczególnie. Postanawia zaopiekować się jego karierą. Opiekował się nią przez ładnych parę lat. Pierwszym owocem tej opieki był solowy album Jacksona Off The Wall.

Off the Wall

Ten album jest absolutnie przełomowy w karierze Jacksona. Ale jak się okaże, kolejny był jeszcze bardziej. O tym później. Teraz o Off the Wall. Producentem albumu jest oczywiście Quincy. Natomiast do współpracy nad stworzeniem materiału Michael zaprosił Roda Tempertona, Stevie Wondera i Paula McCartneya! Grubo. Ten album to już bardzo wyraźny dla świata zwiastun nowego Jacksona. Całkowicie niezależnego od braci, samotnie wspinającego się na szczyt popkultury. Płyta znalazła się na trzecim miejscu notowania Billboardu, przez 48 tygodni utrzymując się w pierwszej dwudziestce. Rozeszła się w ponad 20 milionach egzemplarzy. Dzięki niej Jackson zdobywa swoje pierwsze nagrody American Music Award: za najlepszy album Soul/R&B, dla najlepszego męskiego wykonawcy Soul/R&B i za najlepszy singiel Soul/R&B (za Don’t Stop 'Til You Get Enough).

Off the Wall rozpoczęło muzyczną dominację Jacksona na rynku pop. Ale największa bomba miała dopiero wybuchnąć.

Thriller

Jest rok 1982. Jackson wydaje swój szósty solowy album studyjny. Drugi pod skrzydłami Quincy Jonesa i w wytwórni Epic Records. Thriller rozbił bank. Żeby zrozumieć powagę sytuacji podam kilka liczb. Thriller to najlepiej sprzedający się album w historii świata. Grubo ponad 100 milionów sztuk. Pierwszy album, z którego aż siedem singli znalazło się w pierwszej dziesiątce Billboardu. Sam album gościł na liście Billboardu 122 tygodnie, z czego 37 na pierwszym miejscu. Tytuł platynowej zdobywał 30 razy! Wraz z wydaniem i promocją albumu świat oszalał na punkcie specyficznego sposobu poruszania się na scenie zwanego moonwalk. Ale to nie Jackson go wymyślił. On go tylko globalnie spopularyzował.

Thriller złamał dotychczasową hegemonię białych w takich stacjach jak MTV. Od chwili jego sukcesu czarnym o wiele łatwiej było tam zaistnieć. Teledysk jaki nakręcono do tytułowej piosenki stał się rewolucją. Od jego premiery w 1983 roku rozpoczęła się era teledysków mini – filmików. To już nie były zwykłe wizualne ilustracje doklejane do ścieżki audio. Od tej chwili teledyski stały się małymi dziełami sztuki. Ironią jest to, że największa muzyczne stacja lat 80-tych, MTV, początkowo dała szlaban Jacksonowi. Jak i wszystkim czarnym artystom. W końcu prezes CBS Records, Walter Yetnikoff, który był dla MTV głównym źródłem pozyskiwania klipów wkurzył się. Nie przebierając w słowach oświadczył: Puszczam wszystko co mamy, wszystkie nasze produkty. Nie zamierzam dawać wam więcej teledysków. I, *****, zamierzam publicznie powiedzieć o fakcie, że nie chcecie grać muzyki czarnego gościa. Poskutkowało. Kiedy w grudniu 1984 roku MTV puściła po raz pierwszy 14 minutowego Thrillera świat oszalał. Teledysk był puszczany w tej stacji dwa razy w ciągu godziny.

Billi Jean

To prawdopodobnie największy przebój z Thrillera. Wiedzieliście, że Billie Jean to kobieta? Pierwszą wersję demo piosenki Jackson zaczął pisać jesienią 1981 roku. Quincy Jones uważał, że lepszym tytułem będzie Not My Lover. Ówczesna gwiazda tenisa nazywała się Billie Jean King i Quincy obawiał się, że słuchacze mogą doszukiwać się powiązań. Uważał też, że instrumentalne intro jest za długie. Ale Jackson postawił na swoim. Piosenka nazywa się Billie Jean i ma długi, instrumentalny wstęp. Tym wstępem Jackson chciał rozbujać słuchaczy i sprawić, że zaczną z nim tańczyć. No właśnie, taniec. Na oficjalnym teledysku Michael porusza się niesamowicie. Ale do historii przeszło jego wykonanie tego numeru z 25 marca 1983 roku podczas Motown 25: Yesterday, Today, and Forever. Jackson jest na scenie sam. Z głośników leci dobrze znany wszystkim instrumentalny wstęp. Śpiewał wtedy z playbacku. Ale tańczył na żywo. To wtedy narodził się dla świata moonwalk. Sami zobaczcie.

Bad

Potem było Bad. Ostatnia płyta zrobiona z Quincy Jonesem. To dla mnie najlepszy album Jacksona, choć sukcesu Thrillera nie powtórzyła. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem klip do tytułowego numeru, poczułem, że coś niedobrego dzieje się z Jacksonem. Jego twarz była jakaś inna. Skóra bielsza. Tak, to był czas, kiedy na oczach świata zaczęła się dokonywać jego dramatyczna metamorfoza.

Z uśmiechniętego czarnoskórego chłopaka stawał się z każdym rokiem kimś, dla kogo trudno było znaleźć jakieś określenie. Ani nie był czarny, ani biały. Niby facet, ale jego wygląd mógł być dla genderowców namacalnym dowodem na to, że poza mężczyzną i kobietą jest coś jeszcze. Był bardziej komiksową postacią niż człowiekiem. Kosmitą. Piotrusiem Panem. Mieszkańcem własnego Neverlandu. Musiał już wtedy czuć na sobie to lustrujące spojrzenie świata. Ostatnia piosenka z albumu jest jego głośnym krzykiem – zostawcie mnie w spokoju!

Show must go on

Kolejne płyty już niewiele zmieniały w jego karierze. Król został ukoronowany. Teraz tylko panował i musiał to panowanie jakoś podtrzymywać. Pogrążając się jednocześnie w coraz większym odrealnieniu i jakimś widocznym na odległość dramacie. Jego wygląd niepokoił coraz bardziej. Pojawiły się zarzuty o molestowanie młodych chłopaków. Po bataliach sądowych został uniewinniony.

Ale po jego śmierci znów ktoś coś wywlekł na światło dzienne i znów zaśmierdziało. W karierze Króla popu następuje niespełna 12 letnia przerwa. W 2009 ogłosza światu swój wielki come back. To miała być seria kilkudziesięciu koncertów w O2 Arena w Londynie. Bilety sprzedawały się w tempie 11 sztuk na sekundę! Przygotowania do wielkiego powrotu szły pełną parą. Niestety, zostały nagle przerwane.

Śmierć

25 czerwca 2009 roku do rezydencji Jacksona w Los Angeles wezwano pogotowie. Jego serce stanęło w miejscu, a osobisty lekarz nie umiał go zreanimować. W szpitalu walczono godzinę. Bezskutecznie. Zgon Króla Popu potwierdzono o godz. 14.26 czasu lokalnego. Sekcja zwłok wykazała, że jak na swój wiek Jackson trzymał się całkiem nieźle. Za winnego jego śmierci sąd uznał jego osobistego lekarza, który nielegalnie zaaplikował mu propofol. Historia dobiegła końca.

Na koniec

Bardzo cenię jego talent. Napisał wiele fajnych piosenek. Świetnie się ruszał. Liczby podsumowujące jego karierę wciskają w fotel. Był wizjonerem i prawdziwym geniuszem popkultury. Ale mimo wszystko, coś mi w tym obrazie zgrzyta. Jest w tym wszystkim coś sztucznego, smutnego i tragicznego. Jakiś rodzaj monstrualnej megalomani. Neurotycznego uzależnienia od bycia na szczycie szczytów. Na scenie był perfekcjonistą, ale jednocześnie emanowała z niego jakaś spina, której nie kupuję do końca. Jego groteskowo groźna mina stała się jednym z jego znaków firmowych.

Dla mnie ten wybitnie utalentowany dzieciak stał się ofiarą showbusinessu, którego sam był kreatorem. Jasne, że go nie znałem. Nawet nie znam nikogo, kto by go znał. Ale jak ktoś mi powie, że Michael Jackson był szczęśliwym człowiekiem, po prostu nie uwierzę. Wierzę, że miał dobre serce. Dobre intencje. Wielki talent. Ale nie wierzę, że sława i pieniądze jakie zdobył dały mu prawdziwe szczęście, o którym tak pięknie śpiewał. Jego sztuka dawała i wciąż daje ludziom wiele wzruszeń. Mnie też. Ale jemu samemu niestety nie potrafiła pomóc. Mogła jedynie chwilowo zagłuszyć ból. By uzdrowić serce potrzeba czegoś znacznie więcej.

To moja ulubiona jego piosenka. Man in the mirror: Jestem ofiarą samolubnej miłości. Pora, bym zdał sobie sprawę, że są tacy, którzy nie mają domu, są bez grosza przy duszy. Zaczynam od człowieka w lustrze. Proszę go, by zmienił swoje poczynania. I żadne inne przesłanie nie mogło być jaśniejsze. Jeśli chcesz uczynić świat lepszym miejscem spójrz na siebie i wtedy dokonaj zmiany.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: