27 sierpnia| NINIWA Team

Dzień 34 – Tomek na Czarnym Lądzie

Afryka zdobyta! 27 sierpnia 2010 r. Ekspedycja Jerozolima przekraczała granicę Europy z Azją w Istambule. Równo rok po tym wydarzeniu uczestnicy rajdu Tour de Mazenod przedostali się z Europy do Afryki. Dzisiejsza data zapisze się też jako ten dzień, w którym „stuknął 4000 kilometr drogi”.

Rowerzyści nadal korzystają z „bazy” u Oblatek w San Roque. Wieczorem jeszcze Mary otrzymała uzdrawiający syrop z cebuli od sióstr. Rano ruszyli stamtąd do portowego miasteczka Algeciras, by zdążyć na prom do Afryki. O 10.00 miejscowego czasu wszyscy, bez Żeni (musiał zostać z tych samych powodów, przez które nie wjechał wczoraj do Gibraltaru) byli już na pokładzie statku do Ceuty. Rejs trwał około 50 minut. W Ceucie grupa przekroczyła granicę z Marokiem. Przestawianie zegarków o całe 2 godziny do tyłu i możemy napisać, że wypłynęli o 10.00, a do Maroko dotarli o 9.00.

Celem wypadu na czarny ląd był klasztor franciszkański i uczestniczenie w Eucharystii w Tétouan. Należało pokonać ok. 40 kilometrów drogi. Jak wyglądała trasa?

Relacjonuje o. Tomek: „No to w Afryce my widzieli 0 żyraf, 0 małp, 0 słoni ino same wielbłądy. Jest gorąco i nie ma cienia. Mnóstwo flag narodowych przy drodze i tak sztucznie przygotowywana droga, jakby za PRL’u miał nią jechać Gierek. Nawet raz ktoś rozłożył dywan na drodze. Trochę jest jak w Azji, bo murzynów nie ma tylko Araby. Tylko że jest bogaciej.”

Relacjonuje Sara: „Wszystko przypomina trochę Turcję i Syrię. Droga była przygotowywana na przejazd króla, czy kogoś ważnego. Pełno żołnierzy i policjantów, a jak ktoś nie był już w służbach mundurowych, to malował na biało krawężniki, sprzątał, podlewał trawę, by była wzdłuż tej drogi zielona. W jednym miasteczku znaleźliśmy ulicę nazwaną nazwiskiem Sonii: Manssour – co po arabsku oznacza zwycięstwo.”

Miejscowa ludność jest bardzo nastawiona na turystów. Od razu wielu chciało coś sprzedać, oprowadzić, zaoferować noclegi. Jeden Marokańczyk szczególnie zaprzyjaźnił się ze Sławkiem. Dość długo rozmawiali (ciekawe w jakim języku?) i po pewnym czasie tubylec postanowił pokazać Górnikowi swoją dziewczynę. Wyciągnął komórkę i pokazywał jej zdjęcia. Po kilku zdjęciach owa kobietka miała na sobie coraz mniej ubrań, aż w końcu przeszli do oglądania jej nagich zdjęć. Sławek szybko przerwał pokaz słowami: „I w intencji takiej młodzieży właśnie jedziemy.”

Widać, że Kuniol sobie mocno wziął do serca to, że wczoraj o nim napisaliśmy, że niczym ciekawym się od innych nie odróżnia! Dziś jako jedyny wykąpał się po drodze w bardzo słonym morzu, mając świadomość, że nie ma prysznica.

I tak dotarli do miasteczka Tétouan. 3 minuty zwiedzania i cel: kościół franciszkanów. Dzisiejsza Eucharystia miała szczególny wymiar. Maroko jest krajem islamskim. Niejeden chrześcijanin był w tym kraju pewnie represjonowany za udział w Mszy. Dziś też we wspomnienie św. Moniki, która urodziła się właśnie w Afryce i wymodliła nawrócenie swojego syna, nasza grupa modliła się w sposób szczególny o nawrócenie młodych oraz za wszystkich misjonarzy pracujących w Afryce.

W drodze powrotnej wiał silny boczny wiatr od morza. Nasza ekipa była świadkiem ulicznej bójki 2 Marokańczyków. W Ceucie czekając w McDonald’sie na prom, pewien Arab koniecznie chciał pocałować Sarę, chyba na takie swoiste pożegnanie z Afryką, ale ona uciekła. Obecnie nasi zdobywcy Afryki udają się na zasłużony spoczynek do bazy.

Jutro niedziela, więc dzień bez roweru… ale nie dla wszystkich. Żenia i o. Cyprian już jutro ruszają do Portugalii. Muszą dojechać na 2 września na samolot. W ten sposób gonitwa zamienia się w ucieczkę.

Pozdrowienia dla:

  • o. Romana Krauza wieloletniego misjonarza z Madagaskaru,
  • 3 sióstr Monik: a dokładnie sióstr Michała, Mary i Dominika,
  • Michał korzystając z tego że rozmawiał chwilkę z Redakcją pozdrawia swoją dziewczynę Kingę, która ma urodziny… ale dopiero w październiku.

Bilans dnia:

  • 120 km
  • 0 żyraf
  • 0 małp
  • 0 słoni
  • kilka wielbłądów
  • 4000 kilometrów na liczniku

Przejechanych do tej pory kilometrów: 4151

Nocleg:

San Roque

Marcin Szuścik

Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.