6 lutego| Artykuły

Królowie muzyki. Bob Dylan

Nie pisał tak dobrych piosenek jak Beatlesi. Nie śpiewał tak dobrze jak Presley. Ale przeżył ich wszystkich i ma się całkiem nieźle. W zeszłym roku nagrał swoją niespełna 60 płytę, którą krytycy ochrzcili jednogłośnie - DZIEŁO DOSKONAŁE.

Bob Dylan to jeden z tych artystów, którego nazwać głosem pokolenia (jeśli nie pokoleń) jest uprawnione do bólu. Bruce Springsteen powiedział tak: Elvis uwolnił nasze ciała. Bob uwolnił nasze umysły. Dla naszej kultury jest jak powietrze. Czasem zapominasz, że jest. Ale jest.

Żyd

Jego dziadkowie ze strony ojca, Zigman i Anna Zimmerman, pochodzą z Odessy (obecna Ukraina). Przybyli do Stanów Zjednoczonych w 1905 roku umykając w podskokach przed antyżydowskim pogromem. Z kolei pradziadkowie Dylana ze strony matki, Benjamin i Libba Edelstein wyemigrowali do USA z Litwy w 1905. Wszystko jasne. Bob Dylan jest żydem. Urodził się 24 maja 1941 roku w Duluth w Minnesocie jako Robert Allen Zimmerman. O tym, jak został Bobem Dylanem opowiem za chwilę.

Jego rodzice byli przedstawicielami klasy średniej i raczej nie szukali w życiu bardziej intensywnych doznań. Ta stateczna, prowincjonalna egzystencja coraz bardziej męczyła Roberta. Uciekał od niej w lekturę ukochanych książek i słuchaniu radia, z którego sączyły się folk, country i blues. Pewnego razu natknął się na twórczość pewnego poety, niejakiego Dylana Thomasa. Zgadza się, to on odpowiada za to, że Robert Allen Zimmerman stał się Bobem Dylanem. Potem jeszcze był folkowy bard i buntownik Woody Guthrie i sprawa prowincjonalnej egzystencji się rypła. Bob rzuca szkołę, opuszcza rodzinny dom i wyprowadza się do? Oczywiście, że do Nowego Jorku, który już wtedy był mekką artystów, poetów i różnych dziwaków. Idealne miejsce dla kogoś takiego jak Bob Dylan.

Folkman

Po przybyciu do Nowego Jorku Dylan szybko przechodzi do działania. W styczniu 1961 roku odwiedza w szpitalu swojego guru, umierającego Woody Guthrie’go. To spotkanie przypieczętowało decyzję o jego artystycznym kierunku. Tymczasowym oczywiście, bo ten w trakcie jego długiej kariery był zmieniany wielokrotnie. Bob Dylan staje się folkowym pieśniarzem. Jego pierwsza płyta nazwana po prostu Bob Dylan zawierała 13 utworów. Tylko dwa z nich były jego autorstwa. Reszta to folkowo bluesowe covery. Chłopak miał wtedy zaledwie 21 lat. I choć tu jeszcze szału nie było, Dylan dał się poznać jako artysta o charakterystycznym głosie.

Druga płyta już ten szał zapoczątkowała –The Freewheelin. To już wyłącznie kompozycje Dylana inspirowane twórczością jego idoli – Woody Guthrie’go czy Pete’a Seegera. Mamy na niej takie kawałki jak Masters of War czy A Hard Rain’s a-Gonna Fall. I mamy wreszcie prawdziwe wysokie CBlowin’ in the Wind, numer, który już na początku kariery uczynił z Dylana legendę.

Rockman

Pisałem, że Dylan nie jest artystą jednego gatunku. Bo nie jest. Przetaczająca się przez świat fala rock’and’rolla, na szczycie której stali wtedy Beatlesi, wdarła się i w folkowe serce Boba Dylana. Bard dostrzegł artystyczny potencjał drzemiący w tej muzyce. Zawsze był gotowy na eksperymenty i nieortodoksyjne wyzwania. W połowie lat 60 hałaśliwa muzyka spod znaku elektrycznej gitary, basu i perkusji była traktowana z pewną pogardą. Dylan tym bardziej miał ochotę pójść pod prąd. Choć z prądem.

Założył elektryczny zespół rockowy i w 1965 roku wystąpił na Newport Folk Festival. Dla zgromadzonej tam folkowej publiczności koncert Dylana był jak splunięcie w twarz. Król folku został okrzyknięty Judaszem. Zdrajcą. Wygwizdano go. Podobno nawet sam Pete Seeger (tak, tak, idol Dylana) miał w czasie tego występu wpaść na scenę z siekierą usiłując poprzecinać kable od hałaśliwych gitar. Czy Dylan się tym przejął? Oczywiście, że nie. Im ludzie głośniej gwizdali, tym głośniej grał. I w końcu przełamał falę. I tak ikona muzyki folkowej paradoksalnie stała się pionierem rocka. Największym hitem tego okresu jest niewątpliwie Like a Rolling Stone.

Chrześcijanin

To, że Dylan został wychowany w tradycji judaistycznej wiemy. O tym, że przez większość życia artystycznego nie przywiązywał jednak do religii większej wagi już chyba wiemy mniej. Ale o tym, że w pewnym okresie Bob Dylan był zdeklarowanym chrześcijaninem już chyba wiemy najmniej. A takie są fakty. Czegokolwiek by nie powiedzieć o Dylanie, nie można mu odmówić nieustannych prób poszukiwania Absolutu i odpowiedzi na najważniejsze człowiecze pytania.

Był czas, kiedy tym Absolutem był dla niego Jezus Chrystus. Pod koniec lat 70 przyjął chrzest w ewangelikalnej wspólnocie Winnica Pana. Niesamowite jakim outsiderem był Bob Dylan. Kiedy świat zachwyca się psychodelią Jimiego Hendrixa, narkotycznymi odlotami Janis Joplin, a na festiwalu Woodstock depcze wszelkie panujące wtedy obyczajowe normy, Dylan wycofuje się z życia publicznego skupiając się na rodzinie i studiowaniu Biblii. Owocem tego czasu są nagrane dekadę później trzy chrześcijańskie płyty – Slow Train Coming, Saved i Shot of Love. Jednak Dylan nie zamierza stać się artystą grającym na specjalnie stworzonych dla chrześcijańskich artystów scenach. Chciał być świadkiem Ewangelii w samym środku muzycznego Babilonu. W Gotta Serve Somebody z Slow Train Coming Dylan śpiewa tak:

Możesz być ambasadorem w Anglii lub Francji, możesz lubić uprawiać hazard, możesz lubić tańczyć, możesz być mistrzem świata wagi ciężkiej, możesz być ekonomistą z długim sznurem pereł. Możesz być rock 'n’ roll’owym pyszałkowatym nałogowcem na scenie, możesz mieć narkotyki na zawołanie, kobiety w klatce, możesz być biznesmanem lub jakimś wysoko postawionym łotrem, mogą nazywać cię doktorem lub mogą nazwać cię szefem, ale będziesz musiał komuś służyć, tak naprawdę. Będziesz musiał komuś służyć. Więc, to może być diabeł lub to może być Pan. Ale będziesz musiał komuś służyć.

Szarpidrut z Noblem

Dyplomów dostał wiele, choć nigdy nie ukończył żadnych studiów. Tytuł doktora Honoris Causa przyznało mu wiele prestiżowych uczelni. Z tym, że osobiście odebrał tylko dwa z nich – na Uniwersytecie w Princeton i szkockim Uniwersytecie St. Andrews. Siedem razy otrzymywał nagrodę Grammy. W 2000 roku za piosenkę Things Have Changed z filmu Wonder Boys zgarnął Oscara. W 1988 został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame, a w 2012 Barack Obama uhonorował go Prezydenckim Medalem Wolności.

Jego piosenki śpiewali niemal wszyscy wielcy. Od Jimiego Hendrixa, The Rolling Stones i Bruce’a Springsteena po U2, Red Hot Chili Peppers, Guns N’ Roses, Sting i Adele. Mogłoby się wydawać, że więcej się nie da. A jednak. Do nagrody Nobla był nominowany wiele razy. Ale otrzymał ją w końcu w 2016 roku. Szwedzka Akademia tak uzasadniła swój wybór: za stworzenie nowych form poetyckiej ekspresji w ramach wielkiej tradycji amerykańskiej pieśni. Bob Dylan był przede wszystkim poetą. Sumieniem pokolenia. Głosem niespokojnych czasów w jakich zaczynał i jeszcze bardziej niespokojnych, w których kończy. Stu lat mu życzę, ale gościu ma już osiem dych!

Bob Dylan i JPII

W październiku 1997 roku Dylan gra kolejny koncert. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na widowni siedział wtedy papież Jan Paweł II. To było wielkie Eucharystyczne spotkanie w Bolonii. Koncert był krótki, ale przeszedł do historii. Dylan z Papieżem uścisnęli sobie wtedy dłonie, co zostało przez wielu odczytane jako symboliczne pogodzenie buntowniczego pokolenia lat 60-tych z wartościami chrześcijańskimi. Raczej pobożne życzenia, ale nadzieję zawsze warto mieć. Papież miał wtedy powiedzieć Dylanowi, że wiatr z jego kultowego Blowin’ in the Wind jest powiewem samego Ducha Świętego. Tego czy Dylan zgodził się z tą interpretacją nie wiemy, ale możemy wyrobić sobie swoją własną:

Przez ile dróg musi przejść każdy nim nazwiesz go człowiekiem? Przez ile mórz ma żeglować biały ptak nim uśnie w piasku? Tak… I jak wiele razy muszą jeszcze kule polecieć nim zostaną zakazane na zawsze? Odpowiedź, mój przyjacielu, wieje razem z wiatrem. Odpowiedź wieje razem z wiatrem.

To jak, co jest dzisiaj twoim wiatrem, który przynosi ci odpowiedzi na najważniejsze pytania świata?

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: