Wyprawy przygotowawcze za nimi. Jak poszło rowerzystom i piechurom NINIWA Team?
W weekend zakończyły się wyprawy przygotowawcze przed tegorocznymi wyprawami NINIWA Team – rowerową do Azerbejdżanu i pieszą po górach Maroka.
Na zimnym Baku
Rowerzyści NINIWA Team spotkali się w Kokotku już w czwartek wieczorem, żeby poznać styl jazdy i omówić kwestie związane z bezpieczeństwem. Na pierwszą wyprawę przygotowawczą przed tegoroczną wyprawą do Azerbejdżanu mieli wyruszyć nazajutrz zaraz po Mszy Świętej o 5 rano… ale tak szybko nie wyruszyli, bo – ku zaskoczeniu wszystkich – w kaplicy nie pojawił się o czasie ojciec Tomasz, który zamiast na rower, trafił na kilkudniowy okres przymusowej rekonwalescencji, bowiem jego stan zdrowia absolutnie wykluczał go z udziału w wyprawie.
Ostatecznie prowadzenie wyprawy spadło w ręce tych bardziej doświadczonych wyprawowiczów, a poza tym mankamentem jazda była generalnie przyjemna i bez incydentów. Jak to techniczni mówili: „nie ma awarii, rowery się nie sypią”.
W drugiej połowie dnia zaczął nam mocno dokuczać wiatr w twarz, ale nie przeszkodziło nam to w wykręceniu 150 kilometrów, które ostatecznie zakończyliśmy w Borku Strzelińskim. Tu brak o. Tomka pośród nas był mocno widoczny, bo poszukiwanie noclegu i próby przekonania gospodarzy do wpuszczenia nas na swoją posesję zajęły nam dużo więcej czasu niż zwykle.
W końcu udało nam się rozbić na ogrodzie farskim przy lokalnym kościele. Tam też dołączył do nas o. Patryk wraz z Jędrkiem (któremu już na pierwszych kilometrach rozsypała się piasta) i mogliśmy przy ognisku razem dokończyć dzień.
I rowerowa wyprawa przygotowawcza NINIWA Team 2024 [ZDJĘCIA]
Sobotni poranek również zaczęliśmy od Eucharystii odprawionej w kościele przez o. Patryka. Warunki na początku jazdy nam bardziej sprzyjały, bo o poranku temperatura szybciej zrobiła się komfortowa (co niekoniecznie oznaczało ciepło, a jedynie bardziej akceptowalną reakcję organizmu na chłód w tych ubraniach, które mieliśmy), a przez zmianę kierunku jazdy zaczęło nam wiać w plecy. Krajobraz był już nieco bardziej pagórkowaty, przez co musieliśmy się zmierzyć z paroma podjazdami i zjazdami, ale za to mogliśmy podziwiać piękne widoki, jak np. widoczną w oddali górę Ślęża.
Podczas obiadowego postoju w Nysie zaczęło niestety padać, co sprawiło, że trochę odwlekaliśmy wyruszenie w dalszą drogę. Gdy w końcu przytrafiło się okno pogodowe, wskoczyliśmy na nasze dwukołowe rumaki i obraliśmy za cel granicę polsko-czeską. Deszcz niestety powrócił, w dodatku trwał długo i dostawał się wszędzie, przez co potęgował towarzyszące nam zimno. Po wielu podjazdach, zjazdach i jednej wycieczce zagranicznej, przemoknięci poszukaliśmy schronienia w oblackiej parafii w Bodzanowie.
Tamtejszy proboszcz był naszym przyjazdem niezwykle zaskoczony, ale przyjął nas ciepło (rozpalił nawet ogień w kominkach w salkach parafialnych) i pozwolił nam komfortowo i sucho spędzić noc. Tam też udaliśmy się wieczorem na Mszę Świętą, bo nie wiedzieliśmy, czy uda nam się zrobić coś w niedzielę.
Dopiero ostatniego dnia pogoda ustabilizowała się – było wprawdzie najzimniej z tych trzech dni (temperatura wahała się między 0 a 5 stopni), ale było sucho, wiało nam w plecy, a również słońce raz po raz delikatnie nas muskało. Jazda była również przyjemna pod względem natężenia ruchu samochodowego, który w niedzielny poranek jest znikomy.
Bez większych problemów dojechaliśmy na Górę św. Anny, gdzie każdy mógł się zmierzyć z tym, czym jest długi podjazd na rowerze obładowanym sakwami. Stamtąd już prostą drogą udaliśmy się do Kokotka, gdzie z łącznym wynikiem 411 km na licznikach podsumowaliśmy wyprawę. Ogólne wrażenia były niezwykle pozytywne i pomimo ciężkich warunków znaczna większość uczestników zadeklarowała chęć uczestnictwa w sierpniowej wyprawie do Baku. Kolejny sprawdzian formy w maju na drugiej wyprawie przygotowawczej. Do zobaczenia w takim razie!
Trzy pory roku w Beskidach, czwarta będzie w Maroko
W ten sam weekend odbyła się również pierwsza i jedyna wyprawa piesza, która była sprawdzianem i formą kwalifikacji do wrześniowej wędrówki po górach Maroko.
W piątkowy wieczór piechurzy z różnych stron kraju – Warszawy, Poznania, Krakowa, Wrocławia, Torunia, Podkarpacia i całego Śląska – zjeżdżali się na nocleg przy kościele św. Magdaleny w Rabce-Zdroju. W sobotę rano, po zimnej nocy, w stronę szczytu Turbacz wymaszerowało 48 osób.
Po drodze – pewnie ze względu na warunki pogodowe czy ciężar plecaka – zawróciło kilka piechurów. Na szczycie na wędrowców czekała aura iście zimowa. Dzięki uprzejmości gospodarzy schroniska o. Dominik Ochlak mógł odprawić dla całej grupy Eucharystię, a po niej – podziwiając górskie panoramy – zeszli inną stroną pasma Gorce do miejscowości Niedźwiedź, gdzie zatrzymali się nocleg w starej plebanii, w której ugościł ich tamtejszy proboszcz.
Niedziela zaczęła się od Mszy Świętej, w czasie której został odczytany dekret o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego Heleny Kmieć, związanej m.in. z wolontariatem misyjnym oraz duszpasterstwem akademickim Albertinum w Gliwicach. – Część tych uczestników pieszej wyprawy przygotowawczej to ludzie w podobnym wieku, mający podobne zainteresowania i podobne inspiracje. Samo przedstawienie historii życia Heleny było więc dla nas bardzo inspirujące – podkreśla o. Dominik.
Małymi przewyższeniami, ale w padającym śniegu, piechurzy wrócili w niedzielę do Rabki, gdzie po południu zakończyła się wyprawa przygotowawcza, a uczestnicy rozjechali się do domów. Na wyjazd do Maroka zakwalifikowało się ponad 30 osób, teraz od ich decyzji zależy, kto wejdzie w skład 25-osobowej ekipy tegorocznych piechurów NINIWA Team.
Przeczytaj więcej o wyprawach NINIWA Team 2024:
Operacja Powrót. Poznaj intencję i patrona wypraw NINIWA Team 2024!