Monotonna sztuka pomagania
Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. J 15, 13 Jak Bóg […]
Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. J 15, 13
Jak Bóg odpowiada na dziecięce pragnienie miłości na Białorusi
Sobota, 9 rano, siostra Weronika wyjeżdża poprowadzić katechezę dla dzieci w okolicznych wioskach. Towarzyszę jej tego dnia. Szeroką piaszczystą drogą zmierzamy w kierunku Miszkowicz. Jest druga połowa marca, ale przez szybę samochodu słońce grzeje mocno. Dojeżdżamy do kaplicy. Jest ciemna i nieogrzewana, więc postanawiamy zorganizować spotkanie na zewnątrz, gdzie temperatura bardziej sprzyja posiadówkom. Wynosimy stoliki i krzesła, wyciągamy z samochodu dwa pudełka ciastek, na których czekolada zaczyna się intensywnie rozpuszczać. Ja idę do pompy nabrać wody na herbatę. Po drodze spotykam Daszę, ciepło się przytulamy. Powoli dzieci zaczynają się zbierać. Chyba troszkę się za mną stęskniły – od wspólnych wakacji minęło ponad pół roku.
Po półtoragodzinnym spotkaniu – żartach, rozmowach i zabawach (merytorycznej części tym razem nie było) jedziemy na kolejną katechezę – do Nikołajewa. Po drodze zostawiamy u jednej z rodzin sześć worków ubrań. Nie wiem od kogo. Wita nas czternastoletnia Wiktoria, z którą zdążam jedynie szybko się zapoznać. W Nikołajewie katecheza odbywa się już normalnym trybem. W malutkim drewnianym domku siostra opowiada nastoletnim słuchaczom o Eucharystii. Tych też już kiedyś poznałam i z nimi również ciepło się witam.
W porze obiadowej siostra wraca do miasta prosto na kolejną katechezę. Kończy około 17.00. W ciągu tych godzin cała jej uwaga należy do dzieci.
Siostra Barbara z Mińska zajmuje się chorymi. W czasie mojego pobytu w stolicy Białorusi codziennie opowiadała mi co u, jak mawia, „jej” chorych słychać. Za każdym razem robiła to z zachwytem i pasją, jakby po raz pierwszy uprawiała swoją ukochaną sztukę. Niespotykana świeżość. Siostra Barbara ma około siedemdziesięciu lat i niemal każdego dnia pomaga samotnym chorym z Mińska. Większość z nich nie może się poruszać lub nie odczuwa częścią swojego ciała. Często „jej” chorzy są oprócz tego dotknięci chorobami psychicznymi, różnego rodzaju nerwicami. Na przykład pani Ewa. Przed wizytą siostry przykręca wodę dla oszczędności – żeby siostra nie zużywała tyle (a trzeba zaznaczyć, że pani Ewa porusza się z ogromnym trudem). Bardzo się złości, gdy słyszy zbyt długo lejący się z kranu strumień. Nie rozumie, że wody, potrzebnej do pozmywania sterty naczyń, umycia podłogi, starcia kurzu (tak, to też wchodzi w listę zadań), siostra i tak zużyje tyle, ile będzie potrzebne. Jeśli strumień wody będzie węższy, po prostu dłużej będzie wodę nalewać – można pani Ewie tłumaczyć w nieskończoność. Oprócz tego musi umyć „klientkę”, która rzadko jest dla niej przyjemna. A siostra Barbara za każdym razem opowiada o niej z uśmiechem i wspomina ze wzruszeniem moment, kiedy po pracy wśród krzyku i wyzwisk usłyszała od pani Ewy „przepraszam cię, ale ja już taka jestem, że nie potrafię inaczej, ty jesteś dla mnie taka dobra”.
Chociaż znam (pewnie wciąż w bardzo małym stopniu, ale jednak) Chrystusa od dziecka i wiem, że on jest w tych wszystkich działaniach, to, szczerze, nie wyobrażam sobie poświęcenia swojego życia na odwzajemnianie miłością niewdzięczności (bardziej czy mniej świadomej) i robienia przez lata tego samego. Nie chodzi mi o wybór między życiem świeckim a konsekrowanym, ale o coś bardziej ogólnego. Z drugiej strony, może właśnie dzięki niemożliwości pojęcia, jak taka miłość jest możliwa, widzę, że Bóg odpowiada na pragnienie miłości swoich dzieci. Odpowiada konkretnie. Chce też odpowiadać przez nas i, co dla mnie na ten moment życia najpiękniejsze, daje nam czas, by dojrzewać do przekazywania innym Jego miłości. I kocha nas cały czas tak samo!
Aleksandra Żuk
Marcin Szuścik
Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.