7 sierpnia| Artykuły

Wrażliwość

Pofyrtane mamy te nasze czasy. Może dlatego, że to ich zmierzch. Coraz mniej ludzi daje się nabierać na mit o […]

Pofyrtane mamy te nasze czasy. Może dlatego, że to ich zmierzch. Coraz mniej ludzi daje się nabierać na mit o nieśmiertelności naszej cywilizacji. Coraz więcej z nas już to wie, już to wyczuwa: staczamy się po równi pochyłej w dół. Zawsze tak było. Coś się zaczyna, coś rozkwita, coś się kończy. Gdybym miał wskazać główne znaki tego zmierzchu, na pewno wskazałbym to:

Wrażliwość jest dzisiaj traktowana jak słabość

Wyuczone od dzieciństwa

Wszyscy chcą dać do zrozumienia, że są silni i pewni siebie. Zwłaszcza emocjonalnie. Słabość fizyczna nie jest dzisiaj aż takim obciachem, jak ta emocjonalna. Widzę to wyraźnie, jak wchodząc między ludzi kontrolujemy mowę ciała, wyraz twarzy i tembr głosu. Inni mają odebrać ten niewerbalny komunikat. O tym, że czujemy się pewni siebie. Że jesteśmy wyluzowani i że nie mamy problemu z poczuciem własnej wartości. Rozmowy o pracę to dzisiaj prawdziwy rytuał, do którego trzeba się przygotować równie starannie jak do bokserskiej walki o pas mistrza świata wagi ciężkiej. Albo taki na przykład basen odkryty w środku lata. Prawie sami wytatuowani królowie życia i ich najbardziej dowartościowane kobiety świata. Nie żebym miał coś przeciwko. Ale wyczuwam przynajmniej drugie dno. I tyle. Od samego dzieciństwa wpaja się nam, że musimy wygrywać. Że musimy być silni. Bo inaczej nie będziemy szczęśliwi. Jako bezbronne dzieci łykamy ten przekaz i efekt jest taki, że zwykle w dorosłym życiu bywamy nieszczęśliwi. I wcale nie musimy sobie tego do końca uświadamiać. No bo jak nie znamy stanu prawdziwego szczęścia, to w końcu szczęściem nazywamy to co mamy. I wcześniej czy później odkrywamy prawdę o tym, że najważniejsze czego możemy nauczyć się w dzieciństwie to nauczyć się przegrywać. Zaakceptować zwycięstwo może byle kto. Ale zaakceptować porażkę, to już wyższy level.

Co oznacza zwycięstwo?

Tylko ten umie wygrywać, kto nie boi się porażki. Albo inaczej: odważny to nie jest ktoś kto robi wszystko by pokazać swoją siłę, ale ktoś, kto nie robi nic by ukryć swoją słabość. Wrażliwość to kolor naszej duszy. Różnimy się nią tak samo jak kolorem włosów czy skóry, talentami czy preferencjami żywieniowymi. Dlaczego niepewność siebie czy obawa przed porażką miałaby nas sklasyfikować jako kogoś gorszego? To tylko jedna z wielu opcji przeżywania rzeczywistości. Tymczasem jest spora lista emocji, do których wstydzimy się przyznawać, bo boimy się kompromitacji i odrzucenia. I tłumimy je w sobie przez lata. A nasi najbliżsi często nie mają pojęcia z kim żyją. Bez sensu.

Inne podejście

Ten problem dosyć fajnie zgłębiła Brene Brawn. Od 20 lat niestrudzenie przekonuje managerów, przedsiębiorców, rodziców i dzieci, by zamiast udawać odważnych po prostu byli sobą i byli gotowi na porażkę. Brene twierdzi, że to najlepsza droga do szczęścia. Jeśli do tej diagnozy dorzucimy Jezusowe poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli to rzeczywiście można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że Brene ma rację. Jej 10 letnia córka Ellen brała udział w zawodach pływackich na morderczym dystansie 100 metrów żabką. Wiedziała, że nie ma szans na wygranie wyścigu. Pływała najgorzej z grupy. Jakaś koleżanka doradziła jej, by po prostu nie pojawiła się na czas na słupku startowym. Tak mogłaby oszczędzić sobie kompromitacji. Jednak w ostatniej chwili wskoczyła do wody. Robiła co mogła, rodzice ją dopingowali. Jednak przypłynęła ostatnia. Inne koleżanki już dawno wyszły z wody, kolejna grupa szykowała się do startu. Podchodzi do niej mama, a dziewczynka pyta, czy może powiedzieć brzydkie słowo. Mów! – zgadza się matka. To było do dupy! – mówi dziewczynka. – To było do dupy. Ale byłam odważna. Byłam dzielna i dlatego wygrałam. Jak myślicie, kto tak naprawdę był największym zwycięzcą tego wyścigu?

Niedorzeczność

Brene robi wszystko bo obalać mity związane z wrażliwością, z których za największy uważa właśnie ten, który pomiędzy wrażliwością, a słabością stawia znak równości. Wrażliwość to dla niej niepewność, ryzyko i gotowość do obnażenia, pokazania swoich emocji. W czasach dyktatu korporacji, zysków i statystyk to brzmi jak niedorzeczność. Ale jest przynajmniej jedna grupa, która tą niedorzeczność z powodzeniem stosuje w praktyce. To małe dzieci, które nie przewidują obsesyjnie konsekwencji swoich działań i którym jeszcze nikt nie podciął nadopiekuńczością skrzydeł. Dla Brene są dwa wyjścia – albo żyjesz wygodnie, albo odważnie. Albo zaszywasz się w swojej strefie komfortu, stajesz się niewidoczny i niby bezpieczny, albo przełamujesz siebie i podejmujesz ryzyko porażki. Ale bez tego ryzyka nigdy nie dasz sobie szansy na zwycięstwo. Teorię Brene Brawn można podzielić na pięć filarów.

  • zamiast tłumić emocje, przeżywaj je
  • podejmij odwagę, by pokazać swoje emocje światu
  • zaakceptuj lęk i gorzki smak krytyki jako coś, co zawsze będzie obok
  • wyrzuć do śmietnika obsesję perfekcyjności. Bądź po prostu dobrym na tyle, na ile potrafisz
  • nie udawaj kogoś, kim nie jesteś

Tyle Brene Brawn. Tak naprawdę nie odkryła żadnej Ameryki. Przykład Jezusa z Nazaretu to książkowy przykład doskonałego zrealizowania jej teorii. I to już ponad 2000 lat temu. Całkowite wyjście poza strefę komfortu. Obnażenie swoich emocji i słabości. Pełna zgoda na porażkę. Efekt tego szaleństwa jest dobrze znany. Wygrana jakiej świat nie widział.

Adam Szefc Szewczyk

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: