Photo by Alexandra Gorn on Unsplash
18 października| Artykuły

Kłamstwo – złudne poczucie bezpieczeństwa

Prawda wyzwala. A jednak to kłamstwo bije rekordy popularności. Bo daje złudzenie pewnego komfortu i bezpieczeństwa. Pomaga w życiu osiągać […]

Prawda wyzwala. A jednak to kłamstwo bije rekordy popularności. Bo daje złudzenie pewnego komfortu i bezpieczeństwa. Pomaga w życiu osiągać sukcesy i unikać bolesnych konsekwencji. Tak nam się wydaje. Traktujemy je trochę jak czapkę niewidkę. Mechanizmy, które kierują nami w wyborach między prawdą, a kłamstwem demaskują bezlitośnie stojącą za nimi rzeczywistość. Duchową rzeczywistość. Ja tak przynajmniej twierdzę.

Ktoś powie, że to tylko sucha psychologia. Albo chłodna kalkulacja. A ja uważam, że za tym stoi ojciec kłamstwa. Brudas, jak go nazywa mój znajomy. Bo z niezrozumiałych powodów boimy się stanąć w prawdzie. Choć wiemy, że to nas uwalnia. Za to w imię jakiegoś fikcyjnego spokoju albo korzyści wybieramy kłamstwo, które ostatecznie skazuje nas na życie w ciasnej i dusznej celi lęku przed prawdą. Genezę kłamstwa pokazuje bardzo dobrze znana biblijna historia. Przed zerwaniem owocu nie istniało. Po zerwaniu, zakiełkowało jak chwast i rozpleniło się po całym świecie. Po raz kolejny przeczytałem sobie tą historię, w której wąż tak pięknie ściemnił Ewę: 

A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: Gdzie jesteś? On odpowiedział: Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się. Rzekł Bóg: Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść? Mężczyzna odpowiedział: Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem. Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: Dlaczego to uczyniłaś? Niewiasta odpowiedziała: Wąż mnie zwiódł i zjadłam. Rdz 3, 7-13

To znaczy, że przed zerwaniem Adam z Ewą chodzili po Edenie z zamkniętymi oczami? No chyba nie. Otwarte były cały czas. Grzech za to zmienił ich patrzenie. Sprawił, że spojrzeli na świat nie tak jak chciał Bóg, ale tak jak chciał brudas. Nagle zaczęli wstydzić się pewnych rzeczy. Pojawił się lęk przed ich ujawnieniem i w pośpiechu poszukali jakiejś ściemy. Czyli figowego listka. Czyli kłamstwa. Czyli tak: grzech – lęk – kłamstwo. No i na koniec zwalenie winy na drugiego. I tak raj zamienił się w piekło. Tak to działa do dziś. Uświadamiamy sobie, że nie jesteśmy tacy jak wydaje się nam, że powinniśmy (otwierają nam się oczy). W obawie przed wydaniem stosujemy wizerunkowe kłamstwo (zakładamy listek figowy i czaimy się w krzakach). I jakoś tak się składa, że to zazwyczaj winni są inni (zwalamy na drugiego). I tak sobie żyjemy. Ale co to za życie. 

I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. J 8, 32

Kłamstwo nie jest dzisiaj odstępstwem od normy. To nie jedynie chwile życiowej słabości. Kłamstwo to norma działania. To sposób na życie. We wszystkich praktycznie jego dziedzinach. Historia Milli Vanilli, niemieckiego zespołu muzycznego założonego przez Franka Fariana (tak, to ten sam który stworzył Boney M.) to jeden z tych udokumentowanych przypadków, kiedy kłamstwo nie było wyjątkiem, ale regułą. 

Ich debiutancki album All or Nothing osiągnął wielki sukces na całym świecie. Sprzedał się w 30 milionach egzemplarzy, szalał na światowych listach przebojów, a w 1990 roku zastał uhonorowany amerykańską nagrodą Grammy. Kiedy okazało się, że chłopaki na koncertach śpiewają z playbacku, a na płytach nie ma nawet taktu ich prawdziwego głosu (nagrywali wokaliści dublerzy) i kiedy Frank Farian oficjalnie oświadczył, że Milli Vanilli to ściema, wybuchł wielki skandal. Prawda wyszła na jaw. Nagroda Grammy została zespołowi odebrana (drugiego takiego przypadku w historii nie było), a wytwórnia fonograficzna została zobowiązana do zwrotu pieniędzy za zakupione przez fanów płyty (takiego drugiego przypadku też nie było). To prawda, że kłamstwo ma krótkie nogi. Napisałem o tym, bo to ujawniona mistyfikacja. Albo taki Herman Ratjen. Facet, który przez lata udawał babę lekkoatletkę i bez problemu wygrywał większość zawodów dla kobiet. Brytyjczyk Ray Santilli pokazał światu w 1995 roku materiał filmowy, na którym widać autopsję kosmity wydobytego z rozbitego na terenie Nowego Meksyku Ufolotu. Świat to łyknął. Po 11 latach udowodniono fałszywość filmu. Albo taki Bernard Madoff, amerykański finansista żydowskiego pochodzenia, jeden z największych oszustów finansowych stulecia. Stworzył piramidę finansową na którą dało się nabrać około 13,5 tysiąca indywidualnych inwestorów i organizacji. W sumie popłynęli oni wszyscy na grube miliardy dolarów. W końcu łobuza dopadli i skazali w 2009 roku na 150 lat więzienia. No to jeszcze sobie chłopak posiedzi. Wielkie przekręty. W finansach, w kulturze, w polityce, w Kościele, w biznesie, w sądownictwie. Gdzie tylko się da. Ale zostawmy wielki świat i wielkie przekręty. Bo w sumie nie o nich chciałem. To tak przy okazji. Tak naprawdę, to chciałem o takim zwykłym, codziennym stawaniu w prawdzie. Wobec Boga, siebie i najbliższych.

Na co dzień

Pierwsza sprawa jest taka, że nie jesteśmy w stanie poznać o sobie prawdy absolutnej. Teologia mówi jasno: całkowita prawda o nas samych zabiłaby nas. Poznanie tej całkowitej prawdy to pieśń przyszłości, prawdopodobnie na tamtym świecie, kiedy to sam Bóg uzdolni nas do jej przyjęcia. Ale jest spora część prawdy o nas, o której wiemy, a której ujawnienia boimy się jak diabeł wody święconej. To świadomość tych wszystkich niedoskonałości, które mogłyby zaszkodzić naszemu wizerunkowi. Wizerunkowi, który chcielibyśmy sprzedać światu. Którego jesteśmy niewolnikami. Pod tym wizerunkiem ukrywamy rzeczy, których najbardziej się wstydzimy. Których ujawnienie było by dla nas największym upokorzeniem. Zamknijmy na chwilę oczy i pomyślmy, jakiej prawdy o nas najbardziej wstydzimy się przed sobą, przed rodziną, przed znajomymi z pracy? Na pewno taka jest. 

Fundament

Prawda jest podstawą dobrej relacji  z drugim człowiekiem. Z tym w rodzinie, w pracy, we wspólnocie. Dlatego szczere rozmowy kiedy możemy otworzyć się przed drugim i po prostu przyznać się do swoich słabości są tak ultra ważne. Nie zastąpi ich żaden portal społecznościowy ani żaden kanał z najlepszymi nawet filmami. Dobre wspólnoty w Kościele doskonale rozeznały wartość życia w prawdzie. Bracia dla tworzenia autentycznej więzi wewnątrz wspólnoty zrzucają swoje maski, społeczne wizerunki zostawiają gdzieś za drzwiami i nie udając bohaterów starają się realizować Jezusowe wezwanie do stawania w prawdzie. 

Małżonkowie mówią sobie wzajemnie o swoich słabościach i wzajemnie proszą o ich wybaczenie. Dobrzy rodzice potrafią podczas wieczornej modlitwy przeprosić swoje kilkuletnie dzieci za swoje błędy wychowawcze. Genialne. Ktoś może powiedzieć, że to przejaw słabości. Bzdura. Przejawem słabości jest ucieczka przed przyznaniem się do niej. Za każdym razem, kiedy zdobywam się na odwagę powiedzenia bratu niełatwej prawdy o sobie, mam wrażenie, że robię krok do przodu na drodze swojego rozwoju. Czy jakkolwiek to nazwać. Nic bardziej nie uwstecznia nas niż paniczne upychanie swoich słabości w niewidocznych zakamarkach naszych serc. Nic bardziej nie czyni z naszego życia udręki, niż codzienne udawanie kogoś, kim się nie jest.

Prawdziwa wolność

Denzel Washington z Locie zagrał najlepiej na świecie to, o czym staram się tutaj napisać. Gra genialnego pilota, który ma spory problem z alkoholem. W trakcie jednego ze swoich lotów dochodzi do katastrofy. Tylko dzięki jego doświadczeniu wszystkim pasażerom udaje się przeżyć. Jednak rutynowe badania wykazują szokującą prawdę: pilot – bohater był na bani. Prawo jest bezlitosne. Oskarżenie, sąd i widmo utraty wszystkiego. Momentalnie pojawiają się fałszywi świadkowie i przepłaceni adwokaci. Postać grana przez Washingtona musi kłamać, żeby uratować swój tyłek. I kiedy sprawa już wydaje się wygrana, nagle następuje niespodziewany zwrot akcji. Pilot tuż przed uniewinnieniem wstaje i odwołuje wszystkie dotychczasowe zeznania. Przyznaje się do całej, bolesnej prawdy. Oczywiście ląduje za kratkami. Ostatnia scena filmu jest rozwalająca. Otoczony grupą współwięźniów opowiada o tym, jak możliwe jest bycie wolnym siedząc w więzieniu. To pewnie to miał Jezus na myśli, kiedy mówił o prawdzie, która wyzwala. 

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: