Photo by Daniel Seßler on Unsplash
18 grudnia| Artykuły

Kiedy kończy się adwent?

Do dzisiaj nie ma zgodności co do tego, kiedy należy się doszukiwać jego początków. Dla jednych to druga połowa IV […]

Do dzisiaj nie ma zgodności co do tego, kiedy należy się doszukiwać jego początków. Dla jednych to druga połowa IV wieku, dla innych dopiero wiek V. Jeśli rację mają ci pierwsi, znaczy, że korzenie adwentu sięgają hiszpańskiej i galicyjskiej liturgii. Wszystko miało zacząć się podczas Synodu w Saragossie w 380 roku. Może to wtedy nie nazywało się jeszcze Adwentem i może nie miało jeszcze takiego charakteru jak dzisiaj, ale jakieś oczekiwanie na coś ważnego to już było. Wiernym zalecało się codzienną, gorliwą obecność w Kościele. Dosłownie codzienną. Od 17 grudnia do 6 stycznia. W duchu pokuty i ascezy. Z tego ducha do dzisiaj przetrwała co najwyżej zachęta do głębszej zadumy. Choć i z tym różnie bywa. Jeśli w sprawie genezy adwentu rację mają ci drudzy, znaczy, że za wszystkim stoi biskup Perpetuus z Tours. Miał on postanowić, że począwszy od wspomnienia świętego Marcina (11 listopada) do świąt Bożego Narodzenia należy pościć trzy razy w tygodniu. Czyli znowu ascetycznie. Dzisiaj to już raczej by nie przeszło. 

Tak czy siak, w temacie początków adwentu w Rzymie, wszyscy są raczej zgodni. Kwestia źródeł historycznych. To koniec VI wieku. Ten adwent już znacznie bardziej przypomina czas, który akurat przeżywamy. To radosne oczekiwanie na przyjście Pana. Żadnych postów i innych praktyk pokutnych. Sprawę ostatecznie ujednolica Papież Grzegorz Wielki. Od tej chwili adwent to czterotygodniowe oczekiwanie na święta Bożego Narodzenia. Amen. Może nie wszyscy wiedzą, ale te cztery tygodnie dzielą się na dwa okresy. Pierwszy to czas od początku do 16 grudnia. To oczekiwanie na paruzję. Czyli powtórne przyjście Jezusa. Drugi to już ostatnia prosta przed świętowaniem Bożego Narodzenia. Wśród adwentowych gadżetów mamy wieniec, kalendarz i lampion. Pomysł wieńca zrodził się w głowie protestanta. Zaskoczeni? To niemiecki teolog, Jan Henryk Wichern. Historia sięga roku 1830. I do dzisiaj niewiele się w niej zmieniło. Okrągły wieniec z zielonych gałązek choinki, a na nim cztery świece. Zielone gałązki to symbol życia. Świece symbolizują Światłość nadchodzącą. Cztery bo cztery niedziele adwentu, wiadomo. A czemu wieniec, a nie na przykład podłużna wiązanka? Okazuje się, że to też ma znaczenie. Okrąg symbolizuje powracający cykl życia. Tylko żeby tego nie pomieszać z reinkarnacją! Chodzi o Jezusa, który przywrócił nam utracone z powodu grzechu życie. O kalendarzu i lampionie pewnie więcej opowiedzą dzieci 🙂

No i co z tego wciąż trwającego adwentu dla nas wynika? Pewnie jak co roku, nic. Adwent tak na prawdę nie jest oczekiwaniem. To tylko symbol prawdziwego oczekiwania. Tak jak betlejemska stajenka jest jedynie symbolem rzeczywistego miejsca narodzin Zbawiciela. I tak jak lampion jest jedynie symbolem rzeczywistego światła rozjaśniającego mroki naszego grzechu. Symbole są ważne, bo wskazują i prowadzą do istoty. Ale jak nie wyrwiemy się z ich uwodzącej powierzchowności, to nigdy nie dotrzemy do sedna sprawy.  Przeżywanie adwentu wciąż będziemy sprowadzać do obsługi adwentowego kalendarzyka i zaliczania roratnich Mszy świętych. A świętowanie Bożego Narodzenia do karpia i ckliwego klimatu Pasterki. Prawdziwym Adwentem jest całe nasze życie. O ile nim go uczynimy. Od pierwszego do ostatniego tchnienia. Człowiek od początku swojego życia czeka na ratunek ze swojej (co tu dużo gadać) tragicznej sytuacji. Rodzimy się w bólu, a potem wśród większych lub mniejszych trudów zmierzamy poprzez choroby i starość prościutko na cmentarz. No nie jest tak? No jest. Człowiek całe życie czeka na pomoc. Tym, którzy żyją w przekonaniu, że jej nie potrzebują gratuluję dobrego samopoczucia. 

Kiedy ktoś pyta mnie o najważniejszą cechę świętych, odpowiadam bez wahania – cierpliwość. Na potrzeby tego tekstu rozbuduję troszkę ten przymiot. I napiszę: cierpliwe czekanie. Nie potrafimy przeżywać Adwentu, bo kompletnie nie potrafimy czekać. Po pierwsze: wszystko chcemy mieć od razu. Już teraz. I najlepiej bez zbytniego wysiłku. 

Po drugie: wszystko chcemy zrobić własnymi siłami. Ze zbawieniem włącznie. A to nie jest tak. Tylko nasze ciasne główki nie umieją tego pojąć. I męczymy się okrutnie. Okazuje się, że niczego nie musimy robić. Ktoś za nas już wszystko zrobił. Bo wiedział, że sami nie damy rady. Jedne co nam pozostaje, to cierpliwie czekać i przyjąć pokornie to, co Ten Ktoś chce nam dać. Człowieku XXI wieku, genialna, utalentowana, wysportowana i samowystarczalna mądralo, czy dostrzegasz w sobie to bezradne dziecko, które tak na prawdę może tylko jedno: przyjąć Dar? Adwent uświadamia nas, że całe nasze życie jest Adwentem. O ile pozwolimy mu nim być. 

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: