pexels.com
18 lutego| Artykuły

Tłusty czwartek

Kolejna dziwna tradycja obok Halloween i topienia Marzanny czy niegroźny zwyczaj? Dawno, dawno temu był to dzień, w którym świętowano […]

Kolejna dziwna tradycja obok Halloween i topienia Marzanny czy niegroźny zwyczaj?

Dawno, dawno temu był to dzień, w którym świętowano odejście zimy i nadejście wiosny. Obżerano się tłustymi daniami i chlano wino. Za zagryzkę robiły pączki z chlebowego ciasta nadziewane słoniną. Bleee. W taki właśnie sposób Rzymianie obchodzili raz w roku tak zwany tłusty dzień. Kiedyś był to wtorek. Ten poprzedzający środę popielcową. Z czasem zorientowano się, że tłusto-wtorkowe balety uniemożliwiają godne wejście w powagę popielcowej środy. Więc tłusty wtorek przesunięto na poniedziałek. Ale i to nie wystarczyło. Kombinowano dalej. Niedziela jako Dzień Pański, który należało przeżyć uroczyście i godnie nie była dobrym kandydatem na tłusty dzień. Sobota jako najbliższy sąsiad niedzieli też odpadała. No to piątek. Nie da rady. To wspomnienie Męki Pańskiej, więc sorry. Przyszła kolej na czwartek. I tak już zostało.

Comber, nie cząber

Do XIX wieku w Małopolsce nie nazywano tego tłustym czwartkiem. To był Comber. Nazwa nie ma nic wspólnego z pewną kuchenną przyprawą o podobnie brzmiącej nazwie. Nazwa Comber pochodzi od niemieckiego zamper i znaczy ni mniej ni więcej swawolenie w maskach na ulicy. Jest też opcja legendarna. Podobno w XVII wieku Kraków miał burmistrza o nazwisku Comber właśnie. Miał to być zły i okrutny człowiek. Zwłaszcza dla kobiet. Legenda głosi, że wyzionął ducha w tłusty czwartek. Miasto, a zwłaszcza jego piękniejsza połowa odetchnęło z ulgą. Od tej chwili w każdą rocznicę jego śmierci kobiety urządzały na targu huczną zabawę i tańce. Gdzieniegdzie w tym dniu konstruowano specjalną kukłę zwaną Combrem (albo Judaszem). Uosabiała ona wszelkie cielesne i duchowe wady płci brzydkiej. Gdy amok zabawy osiągał swój punk kulminacyjny, kobiety rytualnie niszczyły kukłę. Miało to symbolizować zwycięstwo kobiecego sprytu i powabu nad nieokrzesanym męskim światem. Pogaństwo do kwadratu.

Pączek

Historia pączka, podobnie jak historia tłustego czwartku, sięga starożytnego Rzymu. Te pierwsze, jak pisałem, nie były słodkie. Raczej słone. Współczesny pączek swoją słodkość najprawdopodobniej przejął z kuchni arabskiej. W Polsce słodkie pączki zaczęły pojawiać się w XVI wieku. Dzisiaj pączek, czyli śląski krepel, jest pieczony z pszennej mąki w formie ciasta drożdżowego. Standardowo nadziewany marmoladą lub konfiturą. Niestandardowo budyniem, czekoladą lub serem. Wiadomo. Polacy w ów magiczny tłusty czwartek są w stanie razem zjeść około 100 milionów pączków. Statystycznie 2,5 pączka na głowę. Jedna sztuka tej słodkości ma około 250 kcal. 10 pączków załatwia dzienne kaloryczne zapotrzebowanie dorosłego faceta. To tak dla orientacji.

Będę szczery – nie jestem fanem tradycji tłustego czwartku. To kolejna furtka dla usprawiedliwienia czegoś, co może i jest przyjemne, ale na pewno nie jest pożyteczne. Sama idea też dla mnie trochę od czapy – tuż przed postem nażreć się do woli. To tak jakby przyzwolić na szaloną noc w domu uciech tuż przez ślubem.

Im bardziej jesteś rozleniwiony tym trudniej wejść ci na szczyt. Im bardziej jesteś rozhukany, tym trudniej wejść ci w medytację. Im bardziej jesteś obżarty, tym trudniej wejść ci w post. To moje zdanie. Warto przemyśleć przed najbliższym czwartkiem. Co z tym zrobisz, twoja sprawa.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: