unsplash.com
11 sierpnia| Artykuły

Miłość własna, czyli jak złapać w życiu balans?

Życioskoczek Życie jest jak spacer na bardzo wysoko rozpiętej linie. Widoki zapierają dech w piersiach, ale wystarczy za bardzo wychylić […]

Życioskoczek

Życie jest jak spacer na bardzo wysoko rozpiętej linie. Widoki zapierają dech w piersiach, ale wystarczy za bardzo wychylić się w lewo lub w prawo i koniec tego dobrego. Lecisz w dół. Philippe Petit w 1974 roku dokonał czegoś niesamowitego. Jego lina była stalowa i silna. Rozpiął ją między dwoma wieżowcami World Trade Center. I przeszedł po niej. Przeszedł to mało powiedziane. Urządził na niej 45 minutowe show dla świata. To było najpiękniejsze, artystyczne przestępstwo stulecie. Ale nie było by tak pięknie, gdyby Philippe choćby na chwilę stracił równowagę.

Równowaga

Żyjąc, każdy z nas jest linoskoczkiem. Kochać samego siebie oznacza utrzymać równowagę na wysoko rozpiętej linie naszego życia. A nie jest to łatwe. Z jednej i drugie strony wieją silne wiatry. Lęk wysokości potrafi nas dopaść w każdym momencie. Są tacy, którzy by tą linę najchętniej przecięli. Miłość do siebie to podstawowa równowaga naszej egzystencji. Bez niej trudno o równowagę gdziekolwiek indziej. Kolej rzeczy w cytowanych nieskończoną ilość razy słowach Jezusa nie jest przypadkowa. Mistrz powiedział kochaj bliźniego swego jak siebie samego, a nie kochaj siebie samego jak bliźniego swego. Niby to samo, ale różnica jest zasadnicza. Puntem wyjścia jest tutaj uporządkowanie relacji z samym sobą. Bo ta relacja jest źródłem kolejnych. Jeśli kochasz siebie, będziesz umiał pokochać drugiego. Jeśli nienawidzisz siebie – sorry, ale wtedy najprawdopodobniej znienawidzisz też swojego brata. Skąd ten mechanizm? Spróbuję wyjaśnić.

Miłość do siebie to podstawowa równowaga naszej egzystencji. Bez niej trudno o równowagę gdziekolwiek indziej. Nie kochając siebie, oczywiście w odpowiedniej mierze, nie da się kochać innych.

Akceptacja bezwarunkowa

Pierwszym warunkiem do pokochania samego siebie jest bezwarunkowa akceptacja samego siebie. Ale uwaga – akceptacja nie oznacza kapitulacji w walce o stawanie się lepszym. A do takiej pomyłki dochodzi zdecydowanie za często. Tak jak tolerancja ma dzisiaj oznaczać naszą radosną zgodę na wszystko, co inni sobie ubzdurają. A jak nie radosną zgodę, to przynajmniej niech to będzie przymknięcie oczu. Świadomość swojej niedoskonałości nie powinna nas wpędzać w zabójcze zaniżanie poczucia własnej wartości. A wpędza niestety. Nasza niedoskonałość jest tak oczywistą oczywistością, że w jakimś sensie moglibyśmy ją zignorować. Poczuć się gorszym to jest już realna utrata równowagi na linie życia. Świadomość naszych wad po pierwsze powinna zapewnić nam zbawienną dawkę pokory. Po drugie wygenerować pragnienie bycia lepszym. A nie poczucie bycia gorszym. I tyle.

Rozwój

Kto kocha siebie, ten jest na drodze rozwoju. Miłość nie cierpi stania w miejscu. A to właśnie grozi tym, którzy odkrywając swoją niedoskonałość pogrążają się w auto – nienawiści. Jesteśmy w stanie uwierzyć w to, że nasze życie nie ma sensu skoro nie jesteśmy idealni. O zgrozo! Uciekajmy przed tym trującym komunikatem. Kto kocha siebie, zgadza się na swoją niedoskonałość. Ale nie zgadza się by nic z tym nie robić. I uwaga – tutaj czyha na nas kolejna pułapka. O niej akapit poniżej. Teraz jeszcze o rozwoju trochę. Praca nad sobą to w gruncie rzeczy sens życia. Więc pracujmy. Nad swoimi schematami, nawykami i uzależnieniami. Nad swoim zdrowiem, wyglądem i kondycją. Nad realizacją swoich marzeń i pasji. Nad relacjami, emocjonalnością i własną psychologią. Ale pamiętajmy, że ani ta praca, ani jej efekty nie mogą decydować o tym, czy jest sens kochać samego siebie. Zdrowa praca nad sobą powinna wykluczyć obsesję oszałamiających efektów. To trochę jak w piłkarskim meczu z kolegami. Angażujemy się i chcemy wygrać. I do tego mamy świetną zabawę. Ale jak przegramy, nic się nie dzieje. Życie wciąż jest piękne i wciąż gna do przodu.

Perfekcjonizm

To uzależnienie od własnej doskonałości. Czyli największe błędne koło świata. Już wiemy, dlaczego perfekcjonizm jest wrogiem człowieka. Kto wie, czy to nie największa przeszkoda w bezwarunkowym pokochaniu samego siebie. Perfekcjonistów hodują już nasi rodzice, którzy od swoich dzieci oczekują idealnego zachowania, świadectw z paskiem i sukcesów w dziecięcych talentszołach. Szkoła to też niezła wylęgarnia perfekcjonistów. Pamiętacie swoje poprawione wypracowania albo dyktanda? Nie wiem jak u was, ale u mnie roiły się one od czerwonych uwag. I tak zamiast skupiania się na tym co dobre, zostałem wytresowany tak, by skupiać się na tym co niedoskonałe. Z takim bagażem wchodzimy w dorosłe życie. Boisz się panicznie krytyki? Upublicznienia swojej niedoskonałości? Nie potrafisz zmóc tego, że stoi obok ciebie ktoś lepszy? Że przegrałeś w szachy? Jeśli tak, to znaczy, że prawdopodobnie jesteś zainfekowany wirusem perfekcjonizmu. A to znaczy, że na linie swojego życia niepokojąco mocno wychylasz się w którąś ze stron. I z pokochania samego siebie nici.

Narcyzm

To kolejny zabójca zdrowej miłości własnej. Inny odcień perfekcjonizmu. A mogłoby się wydawać, że narcyz kocha siebie idealnie. Złudzenie. Narcyzm to zakamuflowana forma nienawiści własnej. Nienawiści tak wielkiej i tak bolesnej, że domaga się potężnych środków znieczulających. Są nimi nasze fałszywe i neurotyczne przekonanie o sobie samym. Narcysta wyolbrzymia poczucie własnej wartości i swojego znaczenia. Oczekuje od innych bezwarunkowego podziwu i szacunku. Traktuje ludzi instrumentalnie, jak narzędzia do potwierdzania własnej wartości. Jest tak skupiony na sobie, że nie dostrzega potrzeb innych. I jednocześnie jest bardzo niepewny siebie, choć po mistrzowsku to ukrywa. Macie w swoim otoczeniu kogoś z kim nie za bardzo lubicie przebywać, bo czujecie, że w jego towarzystwie nie ma już dla was miejsca? To pewnie narcyz. Nieszczęśnik, który nie ma bladego pojęcia jak siebie pokochać. To już nie jest utrata równowagi na linie życia. To już swobodne spadanie w dół.

Pokochaj siebie

Dlaczego wszystko zaczyna się od pokochania siebie? Bo tylko kochając siebie możesz o sobie zapomnieć. To paradoks, ale tak to właśnie działa. Najlepsze co człowiek może sobie zafundować, to zapomnieć o sobie. Nienawiść do siebie (zwłaszcza ta nieuświadomiona) tak bardzo koncentruje uwagę na nas samych, że o miłości do drugiego człowieka możemy zapomnieć. Chorobliwa koncentracja na własnych niedoskonałościach sprawia, że doskonałość innych doprowadza nas do szału. Taki przykład dam: łamiesz nogę. Silny ból całkowicie cię pochłania. Zapominasz w tym momencie o reszcie świata i liczy się tylko to, by coś z tym bólem zrobić. Brak miłości własnej oznacza właśnie to: bolisz sam siebie tak bardzo, że nie potrafisz wyjść poza skorupę tej egoistycznej udręki. Nienawidzisz innych, bo są bolesnym obrazem twoich niespełnionych fantazji i oczekiwań. Kiedy przestaniesz się nienawidzić za to, że nie jesteś taki jak inni, zaczniesz kochać siebie za to, że jesteś taki jaki jesteś. A jak zaczniesz kochać siebie to kochanie drugiego będzie naturalną konsekwencją tej miłości. Dlaczego to jest takie trudne? Dlaczego utrzymanie równowagi na linie naszego życia nie jest taką oczywistą sprawą? Bo w tym spacerze nie jesteśmy sami. Ktoś nam towarzyszy. Ktoś dmucha to z jednej, to z drugiej strony by zachwiać naszą równowagą. A Ktoś inny daje nam drążek równoważny, by ten spacer mógł skończyć się bezpiecznym dojściem na drugi koniec liny.

Argument koronny

Kiedy już naprawdę nie będziesz wiedział za co miałbyś się pokochać, pomyśl, że jest Ktoś, kto naprawdę kocha cię za nic. I to miłością tak szaloną, że trudno to sobie wyobrazić. Więc skoro Ktoś taki cię kocha, to tym bardziej ty sam powinieneś to zrobić. Więc kochaj.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: