unsplash.com
6 września| Artykuły

Głową w mur

Dla chcącego nie ma nic trudnego. Pod warunkiem, że chcącym jest Bóg. W pozostałych przypadkach ta reguła działa warunkowo. Wejście […]

Dla chcącego nie ma nic trudnego. Pod warunkiem, że chcącym jest Bóg. W pozostałych przypadkach ta reguła działa warunkowo.

Wejście smoka

Ten film wywrócił do góry nogami świat milionów ludzi. Głównie tych młodszych przedstawicieli płci męskiej. Różnica między Brucem Lee a Supermanem jest zasadnicza. Bruce naprawdę istniał. Obok Michaela Jacksona jedna z nielicznych osób, która będąc konkretnym człowiekiem z krwi i kości stała się jednocześnie komiksową ikoną popkultury. W filmach po prostu był sobą. Nawet nazwisko się zgadzało. Pomijając oczywiście nieprawdopodobieństwa fabularnych wizji. I na celuloidzie i w życiu był tą samą osobą – hipnotyzującym wojownikiem. Każdy chciał być Brucem Lee. Ja też. Spidermana nikt na serio nie traktował. Co najwyżej dzieci na szkolnych balach przebierańców. Z Brucem było inaczej. Ludzie uwierzyli, że naprawdę mogą stać się jak ich idol z ekranu. Granica między filmową fikcją a rzeczywistością w przypadku tego skośnookiego gwiazdora została zatarta. Chłopaki z koparą na ziemi godzinami pałowali się filmowymi popisami swojego mistrza. Jak pod wpływem dobrze skrojonej reklamy uwierzyli, że możliwości człowieka są nieograniczone. Bruce rzeczywiście na tych filmach dokonywał cudów. Jednym ruchem ręki bądź nogi dawał sobie radę z każdym przeciwnikiem. Pojedynczym i grupowym. W Wejściu smoka jest taka scena, kiedy wpada do podziemi wyspy i robi zadymę. Ludzie padają hurtowo jak muchy na blacie kuchni. Naprawdę wydaje się, że nic nie jest w stanie go powstrzymać. A jednak. To ta scena najbardziej zapadła mi w pamięć. Nagle Bruce wpada w pułapkę zastawioną przez złego Hana. Uwięziony w czterech grubych ścianach uświadamia sobie, że tego muru nie przebije ani głową, ani nogą, ani ręką. Niczym.

Człowiek sukcesu

To pragnienie większości mieszkańców planety. Oczywiście sukces sukcesowi nie równy. Dla jednego będzie nim wygranie Ligę Mistrzów, dla kogoś innego zdobyć pożywienie na najbliższy dzień. Znamy tych najbogatszych. Dumni stoją na świeczniku świata i spoglądają na nas z góry. Konia z rzędem temu, kto odgadnie co mają w tych swoich bezcennych głowach. Ale mam złe przeczucia. Trzy magiczne słowa, które najbardziej kojarzą się dzisiaj statystycznemu obywatelowi cywilizacji z osiągnięciem sukcesu to sława, władza i pieniądze. SWP. Ktoś nas skutecznie zaprogramował. Dla SWP jesteśmy w stanie poświęcić zdrowie, rodzinę i coś, co nazwałbym zwykłym, świętym spokojem. Swoją drogą udane życie rodzinne w rankingu plasuje się dosyć wysoko. W sensie, że dla wielu z nas szczęśliwa rodzina oznacza największy życiowy sukces. To bardzo dobre myślenie, ale niestety często gęsto dla SWP ta rodzina jest spychana gdzieś na peryferie życia. Pisałem nie raz, nie dwa o ludziach SWP. Też o takich, którzy zanim SWP osiągnęli najpierw zasmakowali gorzkiej porażki. A co z tymi, którym mimo tytanicznej pracy nie udało się dopiąć swego i którym życie zleciało na naiwnym staniu przed murem, którego nijak nie dało się przebić? Może gdzieś popełnili błąd? Amerykańska Organizacja Przedsiębiorstw zrobiła kiedyś badania, które rzuca światło na sprawę przyczyn naszych życiowy niemocy. Na ich podstawie wyłuskano kilka różnic pomiędzy ludźmi sukcesu, a tymi, którym mimo starań nie udało się go osiągnąć. Przeczytałem. Wiecie co mnie najbardziej uderzyło? Wyszło im (pewnie niechcący), że ludzie sukcesu kierują się na wskroś chrześcijańskimi normami.

1. Kochaj bliźniego swego.

Ludzie sukcesu mają charakteryzować się tą rzadką w ludzkiej populacji cechą: życzą innym dobrze. Nic nie poprawia nam bardziej nastroju, niż to kiedy koledze z pracy nie zażera. Zwłaszcza temu mniej lubianemu. Jakoś tak mamy. Ludzie, którzy naprawdę dobrze innym życzą przyciągają do siebie innych wartościowych ludzi. Nic bardziej nie multiplikuje szansy na rozwój i sukces niż środowisko kreatywnych osób. Samolub siedzi sam w swoich pokojach pogrążony w wizjach przyszłego sukcesu. I zwykle na tym się kończy.

2. Keep smile : – )

Biblia aż kipi od słów, które mówią o znaczeniu i potrzebie radości. Choćby to: Bądźcie zawsze radosnego usposobienia.1 Tes 5,16. Ludzie omijają smutasów. Uśmiechnięte oblicze jest jak słońce na bezchmurnym niebie. Uśmiechnięta twarz drugiego to niewerbalny komunikat o tym, że życie jest jednak piękne. Kiedy zauważysz, że ludzie nie specjalnie garną się do przebywania w twoim towarzystwie, stań przed lustrem i zadaj sobie proste pytanie: widzę smutasa czy człowieka radości? Szczera odpowiedź wiele może wyjaśnić.

3. Wypłyń na głębię

Ludzie sukcesu nie boją się zmian. Życiowa zmiana, nawet ta ryzykowna i konkretna, zazwyczaj przynosi więcej pozytywów niż negatywów. Jest najlepszym katalizatorem nowych szans. Ale nie doświadczysz tego, póki nie spróbujesz. Ci, którzy drżą o swój mały, niby bezpieczny świat nigdy nie dokonają rzeczy wielkich.

4. Belka w oku

To o braniu odpowiedzialności za swoje czyny. Jak coś schrzanisz, to miej odwagę wziąć to na klatę i nie zwalaj winy na innych i okoliczności. Koncentrowanie się na cudzych drzazgach to hamulec rozwoju. Cóż może ci dać zafiksowanie na cudzych błędach? Nic. Zajęcie się swoimi to pierwszy krok ku temu, by stawać się lepszym.

5. Na językach

I mówili: Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może on teraz mówić: Z nieba zstąpiłem. Jezus rzekł im w odpowiedzi: Nie szemrajcie między sobą! J 6,43

Obrabianie cudzych tyłków to grzech podwójny. Bo i zazdrosna obmowa i marnotrawstwo czasu. Niestety to główna treść życia większości z nas. Kiedy nadajemy na kogoś, do kogo uśmiechnął się los, kto inny zastanawia się nad tym co zrobić, by i do niego się uśmiechnął.

6. Na swoje konto

Przypisywanie sobie cudzych zasług to wyjątkowo obrzydliwy rodzaj kradzieży. Budowanie kariery w oparciu o fałszywy wizerunek własnej osoby to stąpanie po cieniutkim lodzie. Pamiętacie przekręt z Milly Vanilly? Ponoć największa ściema w historii muzyki pop. Jaki ma sens przekonywać ludzi, że jesteś kimś kim nie jesteś? Żadnego. Lepsze jest zasłużone miejsce na szarym końcu, niż niezasłużone na początku. Prawda i tak wyjdzie na jaw. Tak więc każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu Rz 14,12

7. Małe kroki

Ludzie sukcesu planują swoje życie. Ale małymi krokami. Nie wybiegają myślami zbytnio w przyszłość. Wtedy realne planowanie może nam się niepostrzeżenie przerodzić w nierealne fantazjowanie. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy. Mt 6,34

8. Hojność

Dzisiaj informacja jest najcenniejszym towarem. Wielu z nas panicznie boi się go ujawniać. Chyba, że za odpowiednie pieniądze. A ja widzę, że ludzie sukcesu są dzisiaj bardzo hojni w dzieleniu się swoją wiedzą za totalną darmochę. Doskonale zdają sobie sprawę, że to co jest najważniejsze w ich sukcesie, czyli pewne unikalne i wrodzone cechy, jest nie do skopiowania i nie do wyuczenia. Wiedza jest ważna. Ale to nie wszystko.

9. Telewizorom śmierć!

Ludzie sukcesu unikają telewizji i wołającego o pomstę do nieba marnotrawienia czasu przed elektronicznymi zabójcami rozwoju. Wolą czytać książki, bo wiedzą, że o wiele lepiej na tym wyjdą. Jezus też często robił sobie reset od zgiełku życia. Na przykład kiedy modlił się w samotności.

10. Wybaczaj

Przechowywanie urazów jest jak trzymanie w chlebaku spleśniałej bułki. Jak coś do kogoś masz, to idziesz i pozbywasz się tego świństwa ze swojego serca. Czujesz się wtedy lekki jak ptak. I masz wrażenie, że możesz polecieć bardzo wysoko.

A co jak się nie uda?

Pokorna dusza zakłada, że może źle rozeznać powołanie. Nie każda zachcianka naszego serca musi być spełniona. Każdy człowiek ma swoje granice i limity swoich możliwości. Nawrócenie z wcześniej obranej drogi, nawet jeśli byliśmy absolutnie pewni, że była właściwa, wymaga odwagi i uczciwości względem siebie. Nemo iudex in causa sua. Oznacza to, że nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. To zasada obowiązująca w sądownictwie. Ale śmiało możemy ją zastosować w naszym prywatnym życiu. Czasem musimy posłuchać kogoś z boku. Kogoś, kto patrzy bardziej obiektywnie. Kogoś mądrzejszego i bardziej doświadczonego. Jasne, że powinniśmy słuchać własnego serca. Ale niestety to serce czasem może się mylić.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: