Granice sportu
Król wirusów uderza we wszystko. W sport także. Teraz dopiero widać, jakie sport ma znaczenie dla biznesu, gospodarki, kultury. To […]
Król wirusów uderza we wszystko. W sport także. Teraz dopiero widać, jakie sport ma znaczenie dla biznesu, gospodarki, kultury. To nie tylko wielkie emocje i piękno czystej rywalizacji. To także wielkie pieniądze. Często przede wszystkim. Niestety. A jak sportem rządzi pieniądz to emocje bywają złe, a rywalizacja brudna. Co człowiek jest w stanie zrobić, by stanąć na szczycie i zgarnąć wygraną? Wygląda na to, że chyba wszystko. Granice ludzkich możliwości, fantazji, głupoty i etyki przesuwają się w zastraszającym tempie. W złą stronę. Tak myślę.
Wesołe miasteczko
W Wesołym Miasteczku nigdy nie czułem się zbyt pewnie. Źle znoszę przeciążenia. Nawet co bardziej rozkręcone karuzele dla dzieci raczej staram się omijać. Wolę pokopać w piłkę. Tak mam i tyle. Youtubowe filmiki z przejażdżek ekstremalnymi rollercoasterami przyprawiają mnie o zawrót głowy. O skokach spadochronowych nawet wolę nie myśleć. Dla mnie to niepojęte, jak ktoś, kto nie jest samobójcą może wyskoczyć z samolotu lecącego kilka kilometrów nad ziemią. Skok na bungee pewnie by mnie zabił. Niedawno najwyższą wieżą do takich atrakcji była Macau Tower w Chinach. 233 metry. Jakiś czas temu zdetronizowała ją Big Tower. 252 metry. Lokalizacja – Szczecin. Uprzedzam, że gdyby ktoś chciał mi w prezencie ufundować taki skok, to ja dziękuję.
Batman
A co, kiedy ekstremalne skoki spadochronowe zaczynają wiać nudą? Trudno w to uwierzyć, ale niektórzy tak mają. To ci, którym samo spadanie przestało wystarczać. Chcą nie tylko spadać. Chcą też latać. Jak Batman. Dlatego musiał powstać kolejny sport. Wingsuiting. Nie taki młody. Około 30 lat. Skoczek ubrany w specjalny kombinezon batmano-podobny skacze z dużej wysokości, a następnie szybuje. Lot kończy się otwarciem spadochronu i lądowaniem. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Amerykańskie Stowarzyszenie Spadochronowe zaleca, by przed pierwszym skokiem w wingsuicie mieć na koncie 200 skoków spadochronowych w ciągu ostatnich 18 miesięcy. Niestety, niektórzy olewają te zalecenia, co często kończy się pasztetem. Najbardziej widowiskowa odmiana tego sportu to proximity flying. To filmiki z tymi lotami robią furorę na YT. Koleś wchodzi na wysokie wzniesienie albo szczyt, zakłada strój Batmana, rzuca się w przepaść i leci wśród skał, urwisk i zapierających dech w piersiach widoków.
Skok z kosmosu
A co jak i to się znudzi? Felix Baumgartner to światowej sławy specjalista od zadań extremalnych. W 2012 roku zrobił coś co uczyniło go nieśmiertelnym. W sensie symbolicznym oczywiście. Prawdziwą nieśmiertelność zapewnia Kto inny. Felix wzniósł się w specjalnej kapsule z balonem na wysokość niespełna 39 kilometrów. I potem z tej kapsuły wyskoczył. Zanim otworzył spadochron leciał przez 4 minuty i 22 sekundy. Uleciał tak ponad 36 kilometrów. Przekroczył prędkość dźwięku. I w końcu wylądował na pustyni w Nowym Meksyku. Narzekał, że było mu zimno i że kask mu się zaparował. Takie tam szczegóły. A tymczasem wicedyrektor Google, Alan Eustace, pobił rekord Baumgartnera. W 2018 skoczył z 41 kilometrów. Kto da więcej?
Prasowanie ekstremalne
To nie żart. Zaczęło się w 1997 roku od Anglika Neila Shaw. Na co dzień pracował w fabryce dzianiny. Wszystko co związane z materiałami było jego prawdziwą pasją. Drugą była górska wspinaczka. I pewnego dnia w ramach idei dwa w jednym postanowił obie te pasje połączyć. Zabrał żelazko, deskę do prasowania, koszulę i z tym ekwipunkiem wspiął się na szczyt wysokiego klifu. I tam zaczął prasować. Jeśli myślicie, że na tym się skończyło, mylicie się bardzo. Jeśli myślicie, że prasowanie w górach to granica ludzkiej fantazji w tym temacie, mylicie się jeszcze bardziej. Prasowanie ekstremalne zyskało rzesze fanów na całym świecie. I teraz uwaga. Ludzie prasują nie tylko zawieszeni na górskich ścianach. Również w czasie jazdy na rowerze, surfowania na desce, lotu na paralotni, zespołowych skoków spadochronowych, a nawet podczas nurkowania. Cóż, dla mnie już samo prasowanie jest sportem ekstremalnym. Ale jak ktoś lubi utrudniać sobie życie, jego sprawa.
Bleee….
Zawody w pluciu martwym świerszczem na odległość wymyślił ponoć w 1996 roku entomolog, niejaki Tom Turpin. Sprawdzałem. Takie zawody w USA rzeczywiście się odbywają. Wszystkie kategorie wiekowe. Zawodnik bierze z tacy martwego świerszcza, wkłada do gęby, staje przed polem z oznaczonymi odległościami, bierze oddech, przystawia się i pfluuuu. Nie potrafię tego skomentować. Głupie i tyle. Choć w Japonii bywa głupiej. Albo toe wrestling. To takie zawody w siłowaniu się, ale nie na ręce tylko na stopy. Konkretnie duży palec o duży palec. Wymyślone w Anglii w 1974 roku. Tylko nie wiem co na to Stowarzyszenie Do Walki z Grzybicą…
Spacer w chmurach
O Philippe Petit dowiedziałem się dzięki świetnemu obrazowi Zemekisa The Walk. Sięgając chmur. Historia absolutnie prawdziwa. I absolutnie niesamowita. W 1969 roku ten francuski linoskoczek dokonał czegoś naprawdę wyjątkowego. Łamiąc prawo rozpiął metalową linę między dwoma świeżo zbudowanymi wieżami World Trade Center. I przeszedł po niej. Bez zabezpieczeń. Przeszedł to mało powiedziane. Philippe Petit zafundował wtedy światu 45 minutowe show, jakiego już potem chyba nikt nie powtórzył. Czy francuz przekroczył tutaj granice sportu? Teoretycznie złamał prawo, choć został uniewinniony ze względu na niską szkodliwość społeczną swojego wyczynu. Philippe nie tylko nie został uznany za przestępcę. Stał się bohaterem. Nie wiem, czy powinienem to pisać, ale takie przekraczanie granic budzi moje uznanie. Być może Philippe nieświadomie zapoczątkował powstanie nowej dyscypliny – slackline. To sport powstały na początku lat 80tych. Polega na chodzeniu i wykonywaniu trików na rozpiętej między dwoma punktami taśmie o szerokości kilku centymetrów. Taśma może być na różnej wysokości. Od kilku centymetrów do kilkuset metrów. Wirtuozem tej dyscypliny jest Julian Mittermaier. Ustanowił niedawno nowy rekord. Na jednej z największych wodnych zapór łukowych na świecie – Mauvoisin w Szwajcarii rozpiął taśmę o szerokości 2,5 cm i długości 224 metrów na wysokości 200 metrów nad ziemią. I przeszedł po niej. Spacer trwał 40 minut. Szacun.
W ryja
Jakby wbrew panującej opinii o tym, że bokserzy to bezmózgowcy, powstało coś takiego jak boks szachowy. Czyli chess boxing. Serio. Początkowo połączenie partii szachów z boksem było zwykłym performensem, za którym stał holender Iepe Rubingh. Jednak ludzie zwariowali na punkcie tej idei. Zwłaszcza w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Indiach czy Rosji. To co pierwotnie uważano za sztukę, przerodziło się w pełnowymiarowy sport. Wygrywa się tutaj, albo na punkty, albo matując bądź nokautując rywala. Boks i wszystkie inne sporty walki z moralnego punktu widzenia budzą chyba największe kontrowersje. O boksie pisałem. O tym męskim. Bywa ekscytujący, fakt. Ale generalnie jestem na NIE. Wiem, że w piłce zdarzają się faule. Ale w piłce faul to rzecz zabroniona. Wypadek przy pracy. W boksie faul jest istotą. Jeśli szczytna idea sportowej rywalizacji ma legalizować zadawanie fizycznych obrażeń, to ja chrzanię taki sport. O damskim mordobiciu jeszcze nie pisałem. Teraz czuję, że muszę. Głośno było ostatnio o walce Joanny Jędrzejczyk. Walce w ramach tak zwanego kobiecego MMA (sic!). Przyjrzałem się temu trochę. Stiltowałem. Każdy kawałeczek mojego człowieczeństwa krzyczał NIE!!! Oglądałem fragmenty walki, zdjęcia, komentarze. Gdybym chciał użyć języka duchowego, powiedziałbym, że promotorem taj walki był wyjątkowo perwersyjny i wredny demon. Mówiąc językiem ludzkim – ktoś musi mieć nieźle narąbane we łbie, skoro zgadza się na takie coś. Zdjęcie polskiej zawodniczki po walce mówi wszystko. Wygląda jak fotka z policyjnych archiwów z podpisem: brutalne pobicie, wielogodzinne maltretowanie i zbiorowy gwałt. A tymczasem to zdjęcie sportowca po zawodach. Pani Joanno, szanuję Pani determinację, pracowitość, waleczność, ordery i medale itd, itd. Ale nie szanuję sportu, który Pani uprawia. Bo to nie jest sport, tylko prymitywne mordobicie, które ktoś bezczelnie sportem nazwał. Nie szanuję tego, co ten pseudo sport robi z Panią i innymi paniami, które dały się w to wkręcić. Klatka MMA to nie jest jedyne miejsce, gdzie można wykazać swoją determinację, pracowitość i waleczność. To nie jest miejsce dla człowieka. Zwłaszcza dla kobiety. Jeśli szukam miejsca, gdzie granica sportu została przekroczona, to tutaj mamy je na 100 procent. Proszę wybaczyć ten z lekka emocjonalny ton. Inaczej nie umiałem.
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.