„On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby”
Już psalmista wzdychał: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku. Boże mój, wołam […]
Już psalmista wzdychał: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku. Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, wołam i nocą, a nie zaznaję pokoju. Potem te same słowa padły z ust Jezusa. Kiedy było tak źle, że gorzej być nie mogło. Kiedy wydawało się, że jest totalnie samotny. Opuszczony nawet przez Ojca. To jedno z najbardziej bolesnych doświadczeń naszej egzystencji. Kiedy człowiek czuje się opuszczony przez Boga. Wielu z tego powodu traci wiarę i wpada w depresję. I odbiera sobie życie. Jak Judasz. A przecież Jezus i za Judasza umierał. Dla wielu taka samotność to dowód na to, że Boga nie ma. Albo, że jest sadystą.
Anonim
Aż tu nagle przychodzi taki stary, nie wiadomo czyją ręką popełniony tekst:
We śnie szedłem brzegiem morza z Panem oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mego życia. Po każdym z minionych dni zostawały na piasku dwa ślady mój i Pana. Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad odciśnięty w najcięższych dniach mego życia. I rzekłem: Panie, postanowiłem iść zawsze z Tobą, przyrzekłeś być zawsze ze mną. Czemu zatem zostawiłeś mnie samego wtedy, gdy mi było tak ciężko? Odrzekł Pan: Wiesz synu, że Cię kocham i nigdy Cię nie opuściłem. W te dni, gdy widziałeś jeden tylko ślad, ja niosłem Ciebie na moich ramionach.
Eureka. W tych najtrudniejszych momentach Bóg jest tak blisko, że po prostu go nie widzimy. To nie jest Ktoś, kto w czystych, białych szatach idąc w bezpiecznej odległości wypowiada jakieś słowa pocieszenia. Wtedy byśmy go zauważyli. On ubroczony we krwi dźwiga nas na swoich ramionach. To jest mój Bóg.
Pierwszy cierpiący
Kogo pierwszego zabolało, Boga czy człowieka? Nie mam wątpliwości, że pierwszym cierpiącym był Bóg. Kiedy na jego rękach wylądowało człowiecze wypowiedzenie posłuszeństwa. To musiało przeszyć Jego serce. Wiedział doskonale, że to oznacza nie tylko ludzkie cierpienie, ale przede wszystkim Boże. Historia całej ludzkości i historia każdego człowieka z osobna poprzeszywana jest tysiącami nitek bólu. Jak tamborek w rękach hafciarza. Bóg jest w tej historii obecny tak bardzo, że aż trudno Go zauważyć. Gdyby nie widzialna ofiara Jezusa, człowiek pewnie do końca świata miałby problem z uwierzeniem w to, że Bóg może cierpieć.
Kiko
Jest jednym z tych, który odkrył kryjówkę Boga. Zrozumiał, że Bóg nie siedzi w wygodnym fotelu i z tej pozycji zawiaduje światem. Nie jest kimś, kto z góry patrzy się nieczule na wyjących z bólu ludzi. Kiedyś tak myślał. Doświadczenie ludzkiego cierpienia uderzyło go tak bardzo, że stracił wiarę. Boga nie ma – stwierdził. Miał udane życie. Był dobrze zapowiadającym się artystą. Świat stał przed nim otworem. I wszystko było by ok, gdyby nie to cierpienie. Cierpienie ludzi, których spotykał. W końcu przyszło oświecenie. Duch Święty zstąpił. Odkrył, że Bóg nie jest zdystansowanym od ludzkich problemów władcą. Nie jest Kimś, kto trzyma się z dala od ludzkiego cierpienia. On jest w samym jego epicentrum. Jeśli jakaś żona jest bita przez męża alkoholika, to Bóg jest bity razem z nią. Jeśli jakieś dziecko jest gwałcone przez zwyrodnialca, to Bóg jest gwałcony razem z nim. To w tej kryjówce Kiko odkrył Boga. W samym środku ludzkiego cierpienia. Bóg nie zachciał wyeliminować cierpienia. On zachciał je przyjąć na siebie. Bo z jakichś nie do końca zrozumiałych dla człowieka powodów, cierpienie dla Boga musi mieć jakiś sens.
Dzisiaj
Pasja Mela Gibsona zaczyna się cytatem: On wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby.
Znów to cierpienie. Odrzucenie Bożych przykazań to poważna sprawa. Takie coś nie może pozostać bez konsekwencji. Świat od zarania zanurzony w cierpieniu naiwnie wierzy, że jest w stanie sobie o własnych siłach z tym poradzić. Że Bóg nie jest mu potrzebny do zbudowania raju. Dzisiaj przez kontynenty przetacza się kolejne piekło w historii. Nie wiadomo do końca jak to się skończy. Niektórzy specjaliści od życia duchowego twierdzą, że to Boża kara za grzechy świata. Ja tam jestem ostrożny z takimi diagnozami. Wolę to postrzegać jako Bożą szansę, wezwanie. Ewentualnie ostrzeżenie. Swoją drogą trochę tych grzechów temu naszemu światu się uzbierało. Obiektywnie patrząc, cierpliwość Boża ma prawo się kończyć wobec tego, jak bardzo człowiek ma wywalone na Dekalog. Koronawirus coraz bardziej paraliżuje życie globu. Ludzie umierają tysiącami. Gospodarka przeżywa trzęsienia ziemi. Kryzys uderzył też w trzy wielkie religie świata: politykę, kulturę i sport. Walą się chore mechanizmy współczesnego biznesu, dzięki którym jeden człowiek zarabiał miliony dolarów miesięcznie. Podczas gdy inny umierał z głodu. Specjaliści szacują, że większość populacji zachoruje. Z różnym skutkiem, ale jednak. Czy Bóg też? Skoro wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby to myślę, że Bóg już dawno ma koronawirusa. I cierpi z każdym chorym z osobna. To dobra wiadomość, bo jest szansa, że korona z głowy małego ustrojstwa w końcu spadnie. Innego mamy Króla. Tylko żebyśmy o tym nie zapomnieli, jak już będzie dobrze.
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.