6 marca| Artykuły

Post – karnawał ducha

Dla mnie najpiękniejszy okres roku. Współczesna cywilizacja przytłacza nas nadmiarem wszystkiego. Od zgiełku ulic i mediów po uginające się pod […]

Dla mnie najpiękniejszy okres roku. Współczesna cywilizacja przytłacza nas nadmiarem wszystkiego. Od zgiełku ulic i mediów po uginające się pod ciężarem żywności półki w hipermarketach. Jakakolwiek możliwość ucieczki przed tym jest równie trudna co pożyteczna. Jak wody na pustyni, współczesny człowiek szuka dzisiaj ciszy, spokoju i wyhamowania rozkręconych do granic możliwości trybów naszej egzystencji. Wszystkie religie, idee zdrowego życia i filozofie są zgodne – umiar jest lepszy od nadmiaru. Poszczą katolicy, prawosławni, protestanci, żydzi, mariawici, hindusi, muzułmanie. To wszystko pokazuje nam jak poważnie do postu podchodzą ludzie na wszystkich szerokościach geograficznych. Idea postu pobrzmiewa nawet w muzyce. Legendarny Miles Davis mawiał, że najważniejszą nutą jest pauza. Post to taka właśnie życiowa pauza. 

Za dużo oglądamy, za dużo słuchamy, za dużo surfujemy, za dużo gadamy, za dużo jemy, za dużo pijemy. Za mało żyjemy. Mądrość w tym wszystkim polega na umiejętnym odejmowaniu i rezygnowaniu. Oczyszczające diety, reset od komórki, wypad w góry albo na jacht. To komfort, na który coraz trudniej nam sobie pozwolić. Na własne życzenie. Nikt bezpośrednio nie zmusza nas do wchodzenia w kierat konsumpcji. Ale oddziaływanie rzeczywistości w jakiej żyjemy jest tak silne, że ulegamy. I stajemy się niewolnikami systemu, który, żeby było śmiesznie, oficjalnie traktuje nas jak ludzi wolnych. Kościół daje nam dzisiaj wielką szansą. Wielki post jest olbrzymią szansą by wywalić ze swojego życia trochę śmieci i w to miejsce włożyć cenne skarby. Jak przeżyć Wielki Post, by tej szansy nie zaprzepaścić? Po prostu przeżyć. I tyle. 

Mniej żywieniowej papki

Jedzenie to jedna z największych przyjemności człowieka. Nie odkryję ameryki pisząc, że jemy za dużo. Bez owijania w bawełnę – żremy. Przypomniała mi się taka reklama zdrowego trybu życia. Na plakacie duży napis  ŻRYJ z przekreślonym w środku R. Czyli ŻYJ. No i to o to chodzi. Albo żresz, albo żyjesz. Wszyscy, którzy wchodzą w post mówią to samo – na początku jest cholernie trudno. Stare nawyki i przyzwyczajenia żywieniowe szarpią ciałem na wszystkie strony. Ale po przejściu przez ten najtrudniejszy okres jest już tylko lepiej. Okazuje się, że ograniczenie jedzenia i eliminacja tych najbardziej śmieciowych produktów radykalnie poprawia samopoczucie i zwiększa naszą energię do działania. Zaskakujące? Ale prawdziwe. Jeść trzeba, ale mądrze. Żarcie muli. Wielki Post to nie dieta. Jak chcemy diety, to można kupić sobie książkę dr. Dąbrowskiej i zacząć stosować. W Wielkim Poście chodzi o coś więcej. O odwrócenie proporcji pomiędzy potrzebami ciała, a ducha. Bo te drugie są z lekka zaniedbywane. Wielu z nas w swojej cielesności w ogóle zapomniało, że jest coś takiego jak duch. Nie myślimy o sprawach ducha. 

Kilka razy udało mi się przeżyć Wielki Tydzień na chlebie i wodzie. Jak pisałem – pierwsze dwa dni masakra. Potem już tylko lepiej. No i największe odkrycie – nic tak nie poprawia jakości modlitwy jak pusty żołądek. Właśnie po to jest post. By odkryć, że jest duch i on też potrzebuje jeść. Bo, jak to Ktoś mądry powiedział: nie samym chlebem żyje człowiek. Pożywieniem ducha jest przede wszystkim modlitwa. Modlitwa to koncentracja na Bogu. A trudno dobrze skoncentrować się na Bogu, kiedy masz pod nosem pachnącego schabowego z frytkami. Nie-jedzenie mięsa to żaden post. To jedynie jego symbol. Postem jest odmówienie sobie czegoś, na co naprawdę masz ochotę. Po to by pokazać sobie, że to nie jedzenie rządzi tobą, ale ty jedzeniem. I w tej wolności można stanąć przed Bogiem. To działa. Zasady żywieniowe na Wielki Post powinny być skrojone na indywidualną miarę każdego z nas. Warto o tym pomyśleć. A jeśli przy okazji duchowego wymiaru WP pozbędziemy się zbędnych kilogramów i zalegających w naszym organizmie toksyn – chwała Panu! 

Mniej papki informacyjnej

Jeśli tak można to nazwać. Wszystko co przez oczy i uszy wlatuje nam do głowy i serca to też jakaś forma pokarmu. Od tego też trzeba zrobić sobie oddech. Koniecznie. Jest coś takiego jak IAD – Internet Addiction Disorder, czyli Zespół uzależnienia od internetu. Różny typ uzależnienia to może być – od pornografii, od kontaktów społecznych (FB, Twitter) czy od portali informacyjnych. Jeżeli mówimy o formie uzależnienia, to zerwanie z tym wcale nie jest taką prostą sprawą. A kto powiedział, że będzie prosto? Wielki Post to też wielka szansa zobaczenia swojej nędzy. A dostrzeżenie problemu jest zawsze początkiem jego rozwiązania. Reasumując – Wielki Post jest dal nas, uzależnionych od internetu obżartuchów, doskonałą szansą, by z Bożą pomocą coś z tym fantem zrobić. Nie przegapmy jej. Bo następna dopiero za rok. 

Adam Szefc Szewczyk

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.

WYDARZENIA Czytaj więcej
NAJNOWSZE WPISY: