Czy Freddie pójdzie do nieba?
Dwa utwory jego autorstwa, Bohemian Rapsody i We are the champions zostały w dwóch różnych głosowaniach uznane za najlepsze utwory w historii. W milenijnym głosowaniu Music of the Millenium Poll (wzięło w nim udział 600 000 Brytyjczyków) najlepszym utworem uznano jego Rapsodię.
Farrokh Bulsara urodził się 5 września 1946 roku w Zanzibarze. W 2006 roku azjatycka edycja magazynu Times określiła go jako jednego z najbardziej wpływowych Azjatów ostatnich 60 lat. W wieku pięciu lat zaczął uczęszczać do szkoły prowadzonej przez brytyjskie zakonnice. Potem, kiedy mieszkał ze swoją ciotką i babką, uczęszczał do założonej przez anglikanów Cathedral and John Connon School oraz jezuickiej St. Mary’s High School w Bombaju. W 1963 po powrocie do rodzinnego Zanzibaru kontynuuje naukę w szkole przy klasztorze św. Józefa. Jeśli myślicie, że Farrokh urodził się w chrześcijańskiej rodzinie, to się mylicie. Jego rodzice byli wiernymi wyznawcami zaratusztrianizmu. Jednak jego życie niewiele miało wspólnego ani z jednym, ani z drugim. Kiedy stanął u progu kariery, stwierdził, że nazwisko Bulsara słabo pasuje do gwiazdy rocka, którą zamierzał zostać. Tak narodził się Freddie Mercury.
Dwa utwory jego autorstwa, Bohemian Rapsody i We are the champions zostały w dwóch różnych głosowaniach uznane za najlepsze utwory w historii. W milenijnym głosowaniu Music of the Millenium Poll (wzięło w nim udział 600 000 Brytyjczyków) najlepszym utworem uznano jego Rapsodię. W tym samym głosowaniu uznano go za szóstego najlepszego męskiego wokalistę w dziejach, a Queen w kategorii najlepszy zespół ustąpił miejsca jedynie Beatlesom. W 2002 roku w głosowaniu pod patronatem BBC znalazł się w gronie 100 największych Brytyjczyków na 58 miejscu. To samo radio BBC stworzyło listę najlepszych wokalistów śpiewających po angielsku. Freddie był dziesiąty. Na liście najlepszych 22 głosów ostatniego ćwierćwiecza stworzonej przez MTV był drugi. A w 2006 roku został przez muzyczne czasopismo Hit Parader sklasyfikowany na szóstym miejscu listy 100 najlepszych wokalistów wszech czasów. Ale tak poza tymi liczbami i rankingami, dla milionów ludzi na świecie Freddie Mercury to po prostu najwybitniejszy rockowy wokalista świata. Jego zdjęcie znalazło się na znaczku pocztowym, jego nazwiskiem nazwano gatunek pewnej róży, gwiazdę w gwiazdozbiorze Kasjopei i jedną z asteroid. W Montreux w Szwajcarii zbudowali mu nawet pomnik. Człowiek i artysta spełniony. Szczęśliwy? To wcale nie jest takie pewne.
Rodzicami Freddiego byli Bomi oraz Jer Bulsar – persowie z indyjskiego stanu Gudźarat. Wbrew temu co mówiło się na ten temat, Freddie zawsze dumny był ze swego perskiego pochodzenia. Jego rodzice byli gorliwymi wyznawcami Zaratusztrianizmu. Strasznie trudne słowo. To stara religia, wywodząca się z wierzeń ludów indoeuropejskich żyjących na terenie obecnego północnego Iranu. Dzisiaj liczba wiernych tego wyznania coraz bardziej topnieje. Najliczniejszą jej grupę stanowią indyjscy Persowie, którymi właśnie byli rodzice ikony światowej popkultury.
Uderzające jest podobieństwo tej religii z judaizmem czy chrześcijaństwem. Nie mam bladego pojęcia z czego to wynika. Bogiem w Zaratusztrianizmie jest niejaki Ahura Mazda. W ciągu siedmiu dni stworzył on świat i wszystko co w nim dobre. Potem odpoczął. No i teraz pojawia się ten zły, czyli Angra Maju, który psuje wszystko co stworzył Ahura Mazda. Zaczyna się epoka walki dobra ze złem, w której obecnie żyjemy. I czekamy na Sąd Ostateczny, kiedy to będą trzy znane nam opcje: niebo, czyściec albo piekło. Mamy też ideę mesjasza. Według niej Zaratusztra nie umarł śmiercią naturalną, lecz świadomie zanurzył się w wodach jeziora Kasaoja w Pamirze. Bezpośrednio przed dniem Sądu Ostatecznego do jeziora tego ma wejść dziewica, zostać cudownie zapłodniona nasieniem Zaratusztry i urodzić Saoszjanta, czyli mesjasza, który poprowadzi zastępy sprawiedliwych do ostatecznej walki ze złem. Prawda, że brzmi znajomo? Etyka zaratusztrian określa prosta formuła: dobre myśli, dobre słowa, dobre uczynki. Nie ma tu pojęcia grzechu, tylko zbrukania. Zbrukać człowiek może się przez kontakt z rzeczami nieczystymi. Kult czystości bardzo mocno akcentowany w tej religii sprowadza się do określonego sposobu ubierania się, określonej diety i co najważniejsze, dozwolonych form uprawiania życia płciowego. Czy Freddie Mercury w swoim życiu choć odrobinę wziął sobie do serca zasady wyznania swoich rodziców? Chyba nie.
Otwarcie przyznawał się do bycia biseksualistą. A nawet walił prosto z mostu: jestem gejem. Mówiono, że współżył ze wszystkim co żyje i nie ucieka na drzewo. W wywiadach jasno informował, że nie uznaje kompromisów i chce spróbować w życiu wszystkiego. Elton John, niegdyś wspomagana końskimi dawkami kokainy imprezowa bestia, przyznał, że jedyną osobą, która była w stanie przyćmić jego ekscesy był właśnie Freddie. Jedną z tych organizowanych przez niego kultowych imprez była ta urządzona w 1978 roku z okazji wydania przez zespół Queen albumu Jazz. Kompletnie nadzy kelnerzy i kelnerki, na scenie facet odgryzający głowy żywym kurczakom, w basenie zapasy gołych pań i krążące po sali karły z przyczepionymi do głowy tacami. A na tacach usypane górki z pierwszej klasy koksu. Można by wymieniać przykłady z barwnego życia Freddiego bez końca. I tak dużo napisałem. Może nawet za dużo. I nie jest tajemnicą, że z etyką zaratusztrianizmu życie Freddiego niewiele miało wspólnego. Zresztą chyba z żadną. Choć jego bliscy i znajomi mówili, że to był dobry chłop, trudno uwierzyć, że ktoś kto żyje w taki sposób ma w głowie i sercu dobrze poukładane. Muzyczny geniusz i moralny degenerat w jednym. Da się być szczęśliwym będąc taką mieszanką?
Przyjaciel Freddiego, Brian May napisał kiedyś piosenkę. Bardzo znaną piosenkę. I choć oficjalnie mówi się, że opisuje ona rozwodowe rozterki Briana, dla mnie zawsze była piosenką o Freddiem Mercurym. Zresztą poczytałem komentarze w internecie. Okazuje się, że wielu ludzi odbiera ją tak jak ja. Too Much Love Will Kill You.
Jestem tylko fragmentami człowieka, którym niegdyś byłem
Zbyt wiele gorzkich łez spływa po mnie
Czuję jakby nikt nigdy nie powiedział mi prawdy
Mając mętlik w głowie oglądałem się za siebie,
aby sprawdzić gdzie popełniłem błąd.
Nadmiar miłości Cię zabije,
Jesteś skazany na klęskę, ponieważ nigdy nie patrzysz na znaki,
Tak! Nadmiar miłości Cię zabije,
Identycznie jak jej brak!
Wyciągnie z Ciebie całą energię,
Sprawi, że będziesz błagał, wrzeszczał i czołgał się,
Ból doprowadzi Cię do szału,
Jesteś ofiarą swojej własnej zbrodni!
Tak, nadmiar miłości cię zabije,
Obróci twoje życie w kłamstwo.
Freddie Mercury kiedy żył bez ograniczeń, zwykł buńczucznie powtarzać: nawet gdyby przyszło mi umrzeć jutro, nic mnie to nie obchodzi. Spróbowałem wszystkiego. Okazuje się jednak, że pod koniec życia już go to obchodziło. O tym, że jest chory na AIDS dowiedział się prawdopodobnie wiosną 1987 roku. Pomimo widocznych gołym okiem objawów toczącej go choroby, Freddie udawał, że nic złego się nie dzieje. Widoczne na twarzy mięsaki Kaposiego próbował kamuflować zarostem. Oto prawdziwy powód, dla którego nagle, ni stąd ni zowąd, poza kultowym wąsikiem na jego twarzy pojawiła się broda. Widać to na klipach z albumu Miracle: I Want It All, Breakthru, The Invisible Man, Scandal czy tytułowy Miracle. Słabł z każdym dniem. Dotychczasowy król życia czuł, że śmierć podchodzi coraz bliżej jego tronu i że nie potrafi nic z tym zrobić. 8 października na La Nit Festiwal organizowanym z okazji przejęcia przez Barcelonę flagi olimpijskiej, Freddie wystąpił ze swoją wieloletnią przyjaciółką, operową divą Montserrat Caballe. Mieli wykonać między innymi wielki hit tej pary, Barcelonę. Ze względu na poważne problemy z głosem, wokalista wszech czasów zmuszony był użyć playbacku. Niestety, ktoś źle odtworzył taśmę i prawda wyszła na jaw. Miliony zobaczyły, że król jest nagi. Ostatnim teledyskiem w jakim wystąpił Freddie jest These Are the Days of Our Lives. Jest tam cieniem samego siebie. Kiedy po raz pierwszy go zobaczyłem, przypomniałem sobie pierwsze wersy z Too Much Love Will Kill You:
Jestem tylko fragmentami człowieka, którym niegdyś byłem
Zbyt wiele gorzkich łez spływa po mnie
Czuję jakby nikt nigdy nie powiedział mi prawdy
Mając mętlik w głowie oglądałem się za siebie,
aby sprawdzić gdzie popełniłem błąd.
Potem Quenn nagrywa kolejny klip do piosenki The Show Must Go On. Już bez Freddiego. Jest zbyt słaby, by pojawić się na planie. To co widzimy na klipie to kompilacje ujęć z wcześniejszych teledysków grupy. Piosenkę kończą słowa: dotrę na szczyt, przejdę sam siebie, muszę odnaleźć wolę, by ciągnąć to dalej, ruszamy z przedstawieniem, przedstawienie musi trwać! Śpiewane przez umierającego Mercurego brzmią jak najbardziej ironiczny rechot losu. Już nie ma adrenaliny stadionowych koncertów zespołu, poczucia bycia nieśmiertelną legendą, nie ma zanurzonych w moralnym wyuzdaniu szalonych imprez, nie ma wolnego seksu, nie ma kokainy. Jest tylko wijący się z bólu, siusiający pod siebie, bezsilny człowieczek. 23 listopada 1991 roku Freddie wydaje oświadczenie, w którym publicznie przyznaje się do swojej choroby. Następnego dnia umiera.
Podobno kiedy szczęśliwie znajdziemy się w niebie, zaskoczą nas trzy rzeczy. Pierwsza, że w ogóle tam jesteśmy. Druga, że nie będzie tam osób, o których myśleliśmy, że będą. I trzecia, że będą tam osoby, o których myśleliśmy, że nie będą. Na pytanie, czy Freddie Mercury jest w niebie z Jezusem, odpowiadam – nie wiem. Ale kiedy patrzę na jego życie, wiem doskonale, po co Jezus przyszedł na ziemię.
adam szefc szewczyk
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.