Alkohol – tak czy nie?
Na jednym z jazzowych koncertów w małym katowickim klubie basista podchodzi do mikrofonu i zapodaje dowcip: Czy dobry muzyk potrafi […]
Na jednym z jazzowych koncertów w małym katowickim klubie basista podchodzi do mikrofonu i zapodaje dowcip: Czy dobry muzyk potrafi zagrać na trzeźwo? Tak! Ale po co ryzykować? I tutaj wybucha klubowy rechot zgromadzonych widzów. Oczywiście byłem częścią tego rechotu. Parafrazując: czy Polak potrafi się bawić na trzeźwo?
Tradycja
Alkohol jest w Polsce integralnym elementem kultury imprezowej. Nie mniej niż gromkie STO LAT. A nawet bardziej. A na świecie? Alkohol jest stary jak niemal cała cywilizacja. Już Sumerowie na 2500 lat przed narodzinami Chrystusa ważyli osiem gatunków piwa jęczmiennego, tyle samo pszenicznego i trzy zbożowego. Wynalezienie alkoholu na przestrzeni wieków wspierało handel, przemysł, rzemiosło i rękodzielnictwo. A nawet kunszt artystyczny. No bo przecież piwa, wina, nalewki i wódki musiały być z czegoś nalewane i z czegoś pite.
Historia
Starożytni rzymianie pili sporo wina. Wtedy to, na cześć bożka Bachusa wymyślono bachanalia. To co na nich wyprawiano stało się początkiem upadku rzymskiej moralności – wyuzdane tańce, picie do upadłego czy rozwiązłość obyczajowa. W średniowiecznej Europie wcale nie było lepiej. Kultura picia stała się niemal świętością. Ian Gateley w “Kulturowej historii alkoholu” pisze, że w średniowiecznej Europie piło się dzień w dzień, kilka razy na dobę. Pili wszyscy. Księża, żacy, monarchowie, szlachta. Nawet matki podawały alkohol dzieciom. W takim Krakowie za Kazimierza Wielkiego winiarnie i karczmy rosły niczym grzyby po deszczu. Wybuchały w nich pijackie ekscesy, kradzieże i burdy. I oczywiście, jak zwykle w takich okolicznościach kwitła rozpusta. I w zasadzie do dzisiaj nic się nie zmieniło. Dlatego można chyba choć trochę zrozumieć tych anty – alkoholowych Don Kichotów, którzy próbują dzisiaj udowodnić, że zabawa bez alkoholu jest możliwa. W Polsce sytuacja jest nieciekawa. Pije ponad 80% społeczeństwa. WHO wyliczyło, że na łeb przypada u nas rocznie około 10 litrów spirytusu. W przeliczeniu daje to 53 półlitrowe butelki wódki. Lub 120 butelek wina. Lub 475 butelek piwa. I niestety jest coraz gorzej. O tym, że alkohol szkodzi zdrowiu napisano już wszystko. Oczywiście kieliszek czerwonego wina ma swoje plusy, ale kieliszek wina to nie pół litra czystej. Lubimy uzasadniać nasze picie mądrościami o poprawie krążenia, trawienia czy humoru. Amatorzy procentów mają nawet swój ulubiony cytat biblijny. Oczywiście ten o cudzie w Kanie. To tak jakby wizyty w domu uciech usprawiedliwiać tym, że Jezus spotykał się z nierządnicami.
Statystyki
Bywa, że statystki się wykluczają. Z tymi alkoholowymi tak chyba jest. Jedne mówią, że nadużywających przybywa. Inne, że tych co bawią się bez wspomagaczy też. Okazuje się, że abstynencja przestaje być powodem do wstydu. A nawet do dumy. Bo jest przejawem odwagi pójścia pod prąd. I silnej woli. A gdzie nie gdzie nawet jest bardzo trendy. Kiedyś niepijących można było policzyć na palcach jednej ręki. Nie pili głównie religijni ortodoksi, eks-alkoholicy i kobiety w ciąży. Dzisiaj coraz częściej ludzi nie piją, bo po prostu dbają o zdrowie. Albo ich życiowy przelot wyklucza wspomaganie alkoholem. A jednak brak alkoholu w niektórych sytuacjach wydaje się zwiastować nieudaną imprezę. Typu wesele czy sylwester. Pojawiają się obawy o to, że rozmowy nie będą się kleić, a parkiet będzie świecił pustkami.
Wybór
Chiński język pomaga nam inaczej na to spojrzeć. U nich słowo problem i wyzwanie jest zapisywane tym samym znakiem. Więc nie mówmy, że impreza bez alkoholu to problem. Powiedzmy, że impreza bez alkoholu to wyzwanie. To zmienia optykę patrzenia. Można w tej argumentacji pójść jeszcze dalej. Jeżeli do tego by się dobrze bawić potrzebujesz alkoholu, znaczy, że jesteś smutny, cienki bolek. Pokaż, że jesteś pełnym wigoru i humoru kimś, kto potrafi być nawet duszą towarzystwa bez kropli wspomagania. Lubimy wyzwania, bo lubimy udowadniać sobie i innym, że jesteśmy coś warci. Są tacy, którzy poszli tym tropem. To ci Don Kichoci, o których pisałem. Świat bezalkoholowej zabawy proponuje nam na przykład bezprocentowe drinki. A dlaczego faceci zwykle wchodzą na parkiet dopiero po kilku kieliszkach? Bo wiedzą, że kiepsko tańczą i jest wstyd. Alkohol nie jest jedynym rozwiązaniem tego problemu. Jest jeszcze coś takiego jak lekcje tańca.
Często alkohol pomaga zagłuszyć dojmujący smutek imprezy – jałową salę i brak jakiegokolwiek pomysłu na jej przebieg. Można się trochę wysilić i zrobić imprezę tematyczną. Na przykład Sylwester u Eskimosów. Dla ludzi o odrobinie chociaż wyobraźni to duże pole do popisu. Od wystroju sali, przez stroje uczestników po zabawy i gry w trakcie imprezy. Naprawdę da się. Nie trzeba witać Nowego Roku hektolitrami alkoholu. Można i puszką coli. Albo jeszcze zdrowiej – mojito bez rumu. Można być katolikiem z podpisaną krucjatą. Można postanowić sobie łapać luz bez wspomagania. Są tacy, którzy nie potrafią powiedzieć stop kiedy powinni. Dlatego nie piją wcale. Dzieci z rodzin alkoholowych mają prawo nienawidzić alkoholu i omijać go szerokim łukiem. Są też tacy, którzy nie piją bo po prostu nie lubią. I choć kulturoznawca, profesor Wielicki uważa, że przyczyny picia są zbyt poważne, by dało się je zmienić przez pozytywne przykłady czy kampanie społeczne, warto podjąć to wyzwanie. Lubimy wyzwania, prawda?
Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.