unsplash.com
8 maja| Artykuły

Krótka historia szczepionki

Berkeley. 1796 rok. Edward niepostrzeżenie wchodzi do jednej ze stajni. Przygląda się uważnie ciężko pracującym tu dójkom. Większość z nich […]

Berkeley. 1796 rok. Edward niepostrzeżenie wchodzi do jednej ze stajni. Przygląda się uważnie ciężko pracującym tu dójkom. Większość z nich cierpi na ospę krowiankę, czyli dyżurną chorobę bydła. Cierpią to za dużo powiedziane. Przechodzą ją. Krótko i łagodnie. Zarażają się od krów, które doją godzinami. Trudno, żeby przy takim kontakcie było inaczej. Edward wypatruje jedną z nich. Dójkę, nie krowę. Prosi o przerwanie pracy i zaprasza do swojego gabinetu. Jego uwagę od samego początku przykuwają jej dłonie. A właściwie pęcherze na nich. Z jednego z tych pęcherzy delikatnie pobiera ropę. Dójka z opatrunkiem wraca do pracy. A Edward przechodzi do kolejnego etapu swojego eksperymentu. Dosyć ryzykownego. Jego kluczową postacią jest młodziutki, zaledwie ośmioletni chłopak. James Phipps. Doktor Edward nacina ostrym narzędziem delikatne ramię Jamesa w dwóch miejscach. I w te rany wprowadza pobraną wcześniej od chorej dójki ropę. Od tej chwili chłopiec też jest chory. Ale infekcja przebiega wyjątkowo łagodnie i ośmiolatek błyskawicznie wraca do zdrowia. Teraz Edward przechodzi do etapu trzeciego. Najbardziej ryzykownego. Do organizmu chłopaka ponownie wprowadza zainfekowany materiał. Tym razem śmiertelnie niebezpiecznej dla człowieka ospy prawdziwej. I co? Chłopak ani drgnął. Wychodzi z gabinetu doktora Edwarda zdrów jak ryba i dożywa końca swych dni mając wywalone na wszystkie ospy. Ropa dójki wywołała w ciele chłopaka reakcję immunologiczną. A to oznacza odporność.

Ten eksperyment Edwarda Jennera wywrócił świat medycyny do góry nogami. To jego, a nie Pasteura uważa się za ojca szczepionki. Szczepionki w sensie ściśle medycznym. Idea szczepienia przed chorobami jest stara jak świat. To odwieczna mądrość kryjąca się w góralskim przysłowiu: jak sie nie wywrócis, to sie nie naucys.

Początki

Już Hipokrates na 400 lat przed Chrystusem grzebał w tym temacie. Między innymi badając symptomy świnki i błonicy. Niektórzy mu współcześni zżymali się na takie próby ingerowania w naturalny przebieg choroby. Uważano to za ingerencję w wolę bogów. A nawet za naruszenie centralnej zasady leczenia, której skądinąd sam Hipokrates był autorem: najważniejsze – nie szkodzić. Jakby na to nie patrzeć, idea szczepienia polega na tym, że najpierw troszkę trzeba zaszkodzić. Początki handlu niewolnikami w Indiach też wpisują się w tą historię. Już wtedy ludzie mieli problem z ospą. A ponieważ świat jeszcze dobrych kilkaset lat musiał poczekać na Edwarda Jennera, radził sobie jak umiał. Walczono z plagą zakładając dzieciom ubrania po chorych albo po prostu centralnie wkłuwając im zakażoną igłę. Tureckim niewolnicom przeznaczonym do haremów, jak kilka wieków później ośmioletniemu Jamesowi Phippsowi, nacinano skórę i do organizmu wprowadzano ropę z pęcherza chorej osoby. Tutaj głównie chodziło o problem estetyki. Ospa oszpecała ciało, a jak wiadomo, w haremach miały być najpiękniejsze kobiety świata. W Chinach od X wieku naszej ery chorym na ospę zdrapywano strupy. Suszono, ścierano na proszek, mieszano z ziołami i przechowywano w szczelnych pudełkach. Po latach, w ramach szczepionki proszek wcierano zdrowym osobom do nosa. Fuj.

Europa

Te turecko – chińskie metody odważyła się zastosować pewna dzielna i nowoczesna kobieta, żona brytyjskiego ambasadora w Konstantynopolu, lady Mary Montgau. I to na swoim rodzonym synu. W 1718 roku, a więc prawie na 80 lat przed Jennerem, postanowiła go zaszczepić. Nie wiem dokładnie czy zastosowała metodę na ropę czy proszek, ale efekt był taki, że po kilku dniach gorączki młody wydobrzał i pożegnał się z ospą na zawsze. Zainteresowała tym ówczesnego króla Anglii, Jerzego I. Jerzy przeprowadził test. Wybrano dwóch skazanych na stryczek. Podano im szczepionkę. Test się powiódł, a skazańcy uzyskali wolność. I tak idea szczepień zaczęła robić w Europie furorę. Potem był Edward Jenner. Potem, najbardziej kojarzony ze szczepionkami, Ludwik Pasteur. Jego największym hitem jest szczepionka przeciw wściekliźnie, której wynalezienie dało mu nieśmiertelność w świecie medycyny. Potem Koh, Behring, Weigl i całe zastępy lekarzy, którzy wydali bezlitosną walkę różnym wirusom. I tak, krok po kroku szczepienia stały się nieodłączną częścią naszego życia. Dobrze to czy źle? Niektórzy mówią, że źle.

Antyszczepionkowcy

Antyszczepionkowe teorie spiskowe nie są wynalazkiem współczesności. Już w XVIII wieku krzyczeli: Szczepionki to znamię Bestii z Apokalipsy! Są nieczyste, bo pochodzą od zwierząt! Przenoszą choroby umysłowe!

Wszyscy znamy tą narrację. Co ciekawe, podpisują się pod nią nie tylko prości ludzie, których życiowy światopogląd potrafi bez trudu zbudować propagandowy filmik na YouTube. Czasami tak myślą też inteligentni i ogarniający rzeczywistość kumaci kolesie. Niejednego takiego znam osobiście. Ja nie mam betonowego zdania. Zbyt wiele we mnie pokory wobec złożoności życia. Z medycznego punktu widzenia idea szczepień jest ok. Choć nie do końca. Powikłania, skutki uboczne, spadek odporności w kolejnych pokoleniach, załatwienie problemu jednej choroby w zamian za stworzenie problemu innej. Z drugiej strony jak dziecko zachoruje, to nikogo nie obchodzą takie dyrdymały. Ma być zdrowe i tyle. Ja byłem szczepiony i żyję. I jestem bardzo wdzięczny wszystkim lekarzom, którzy kiedykolwiek to moje życie i zdrowie ratowali. Ale (w ramach łyżki dziegciu) nie mogę zakładać, że środowisko tych jakże serdecznie uśmiechniętych ludzi w białych fartuchach jest wolne od omylności. Albo, co gorsza, od ryzyka spadku moralnej kondycji. To tylko ludzie. Teraz ci ludzie biegną w szaleńczym wyścigu po szczepionkę na koronawirusa. Nieogarnięty do tej pory wirusy malarii, eboli czy HIV zeszły na dalszy plan. Patogen w koronie rządzi. Ja z wielkim zaciekawieniem obserwuję to wszystko. I z zainteresowaniem wysłuchuję każdego zdania. Ciekawi mnie niezmiernie, kto jest bliżej prawdy.

Szczepionka na śmierć

Był absolutnie zdrowy. Ale zgodził się przyjąć na siebie wszystkie konsekwencje najbardziej przerażającej zarazy w dziejach ludzkości. Zarazy grzechu. Terapia przebiegła bardzo boleśnie i skończyła się zgonem. Ale po trzech dniach nastąpiło cudowne zmartwychwstanie i wyzdrowienie. Otrzymaliśmy najcenniejszą szczepionkę. Jedyną zdolną pokonać zarazę grzechu i śmierci. Jego Krew.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.