Muzyka kosmosu
Nie macie wrażenia, że wszystkie piosenki zostały już napisane? Sam tylko Spotify wciąga w siebie 30 nowych piosenek na… minutę! A to znaczy, że dziennie na tej mega popularnej platformie ląduje ponad 40 tysięcy nowych kawałków (sic!). Zjadamy własny ogon.
Jedynym ratunkiem dzisiejszych twórców jest to, że gawiedź lubi najbardziej to, co zna. Inżynier Mamoń doskonale o tym wiedział:
Jeśli chcesz posłuchać muzyki, która jest inna niż wszystko to, co znasz, musisz polecieć… w kosmos.
Harmonia sfer
Już Pitagoras wiedział, że nie wszystko, co wydaje dźwięki, jest przez człowieka słyszalne. To ten legendarny grecki filozof uknuł pojęcie harmonii sfer, którego encyklopedyczna definicja brzmi mniej więcej tak:
Ogół niesłyszalnych przez człowieka, doskonale harmonijnych dźwięków wydawanych przez ciała niebieskie.
Dacie wiarę, że planety śpiewają? I to w chórze. O ile nie w orkiestrze. Te wszystkie dywagacje dotyczące kosmicznej muzyki są oczywiście zakorzenione w obowiązującym, choć umownym sposobie postrzegania wszechświata. Dzisiaj ten sposób to tygiel tego, co w swoich głowach powymyślali takie misie jak Freud, Darwin czy Einstein (no i oczywiście Pitagoras). Mamy tutaj strzępy teorii chaosu, mitologicznej teorii czterech żywiołów czy wierzeń o wpływie planet na nasze życie. Tak czy siak, mają w kosmosie wirować jakieś koncentryczne sfery wydające niesłyszalną dla ludzkiego ucha muzykę.
Wszystko gra
Nie mam najmniejszego zamiaru wgryzać się w merytoryczne niuanse tego zagadnienia. Raczej szukam inspiracji i jakiejś niedefiniowalnej do końca ucieczki przed zabójczym schematyzmem naszego (niby) znanego świata. Robili już to dodekafoniści, aleatoryści i dadaiści. Zmęczeni wydeptanymi do bólu przez człowieka ścieżkami szukali czegoś nowego.
Pytanie jest takie: czy ktoś poza człowiekiem może tworzyć muzykę? Jeśli zdefiniujemy ją (muzykę) jako dowolną konfigurację dźwięków z ciszą (a nie jako kompozycję w określonej tonacji wykonywaną przez grupę artystów), to tak. Skoro każdy obiekt fizyczny ma swój kolor, barwę, temperaturę, masę (itd, itd), to dlaczego ma nie mieć swojego brzmienia? Dlaczego ma nie wydawać żadnych dźwięków? A mówi się, że wszystko wydaje jakiś dźwięk…
Co z tą próżnią?
Zgadza się. Skoro mówimy o muzyce kosmosu, czyli koncertach granych przez planety, gwiazdy i inne sfery niebieskie, to jak ma być słyszalna ta muzyka, skoro – jak wiemy – w próżni dźwięk się nie rozchodzi? W próżni można sobie grać, śpiewać, a nawet wrzeszczeć, a i tak nikt nie usłyszy. Bo – to też pewnie wiemy – w kosmosie próżnia jest i tyle. Może nie doskonała, ale na tyle wielka, że panuje tam naprawdę głucha cisza.
Tutaj z wyjaśnieniem spieszą nam niezawodni naukowcy z NASA. Otóż odkryli oni w połowie lat 90, że źródłem dźwięków, które składają się na muzykę kosmosu, nie są wcale fale dźwiękowe, ale elektromagnetyczne. A one już w próżni pomykają.
Voyager
Te legendarne sondy kosmiczne ponagrywały masę takich elektromagnetycznych fal. Na przykład fale wiatru słonecznego uderzające w magnetosfery planet, szumy powstające w obrębie magnetosfer planetarnych czy szumy w pobliżu pierścieni planet wywołane zderzeniami naładowanych cząstek pyłu z Voyagerem. Masę takich elektromagnetycznych danych pozyskanych przez dwa Voyagery zebrano do kupy i przekonwertowano w laboratoriach na fale dźwiękowe. I tak powstała Symfonia Planet, którą można sobie posłuchać na YouTube.
Muzyka dla świętych
Ale to, co można sobie posłuchać na YT to nie harmonia sfer, o której przebąkiwał Pitagoras. Ten sugerował, że harmonia sfer jest dla zwykłego śmiertelnika raczej niesłyszalna. Bo? Bo człowiek jest na taką muzykę znieczulony, skoro słyszy ją od samego urodzenia. Bo człowiek jest ograniczony fizycznie, niedoskonały – co według koncepcji wczesnochrześcijańskiej jest wynikiem upadku pierwszych ludzi.
Muzyka anielska
W średniowieczu (tym chrześcijańskim) pojęcie niebiańskiej muzyki nie zaginęło. Bardziej natomiast przypisywano ją aniołom niż planetom. Anioły miały towarzyszyć Bogu, kiedy stwarzał świat. Oczywiście to towarzyszenie musiało pewnikiem zawierać elementy śpiewu. Jak znam anioły, to pewnie chóralnego. A o anielskich śpiewach towarzyszących przyjściu Syna Bożego na świat nawet nie wspominam, bo o tym to akurat wszyscy wiedzą.
W kosmos!
Można być zmęczonym tym światem. Można chcieć uciec na jakiś swój księżyc, gdzie zatrzymają się rozkręcone do szaleństwa tryby naszej egzystencji. Tam, gdzie jest szansa na choćby odrobinkę wolności od tego, co wymyślił sobie człowiek. I wcale nie trzeba do tego rakiety kosmicznej.
Zacznij od wyłączenia komputera i odłożenia do głębokiego pudła swojej smyczy, czyli smartfona. Przestań przyjmować bodźce, które z taką bezlitosną intensywnością aplikuje Ci świat. Wciąż masz możliwość na taki ruch. Wciąż możesz zafundować sobie wygodne miejsce na koncercie niebiańskich sfer. Cokolwiek by to miało znaczyć.

Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.