O. Jan Wlazły OMI: decyzja o pójściu do klasztoru jest trudniejsza niż jeszcze parę lat temu
– Naszym zadaniem jest zbliżenie młodych ludzi do Boga, a nie przekonywanie na siłę, że mają wstąpić do naszego zgromadzenia. Na rekolekcje powołaniowe przyjeżdża się po to, aby rozeznawać – mówi o. Jan Wlazły OMI z Sekretariatu Powołań Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalane
Ojciec Jan Wlazły OMI podkreśla, że budzenie powołań to nie kwestia działań pojedynczych osób, ale całego zgromadzenia. Każdy zakonnik może i powinien w jakimś sensie pełnić funkcję „powołaniowca”.
Do moich zadań należy koordynowanie działań związanych z budzeniem nowych powołań. Koordynowanie – bo sprawa powołań to sprawa każdego z oblatów. Każdy z nas przez swoje zaangażowanie i przykład życia jest „powołaniowcem”. Duża część mojej pracy to kontakt z młodymi, którzy rozeznają, do czego wzywa ich Pan Bóg. Są to rozmowy, spotkania, a przede wszystkim stwarzanie okazji, żeby młodzi ludzie mogli zobaczyć, jak wygląda życie misjonarza oblata – relacjonuje ojciec Wlazły.
Średnio dwa razy w miesiącu misjonarze oblaci organizują rekolekcje lub weekendy powołaniowe w różnych zakątkach Polski. Rocznie w tych wydarzeniach uczestniczy około czterystu młodych ludzi. Nie wszyscy z nich myślą o życiu zakonnym. Największą grupę stanowią ministranci. Może wziąć w nich udział każdy – bez względu na plany na przyszłość. Jedynym kryterium jest wiek – uczestnik powinien być przynajmniej w siódmej klasie szkoły podstawowej i być przed trzydziestką. Program spotkań jest zazwyczaj dostosowany do potrzeb konkretnych uczestników.
Jan Wlazły OMI zaznacza, że chłopacy przyjeżdżają na rekolekcje z różnym nastawieniem. Niektórzy myślą o kapłaństwie, a inni chcą po prostu stawiać kolejne kroki na drodze do lepszego rozeznawania woli Bożej. Na pierwszym miejscu jest budowanie relacji z Bogiem, reszta przychodzi później. Frekwencja na spotkaniach bywa różna. Niekiedy pojawia się jeden uczestnik, ale – jak zaznacza oblacki duszpasterz powołań – statystyki nie są istotne. Ważne dla współczesnego Kościoła jest to, aby umieć pracować z jednostką.
Mówi się czasem, że nie mamy kryzysu powołań, a kryzys powołanych. To dla nas sygnał, że każdemu, kto szuka powołania, powinniśmy poświęcić odpowiednio dużo czasu, aby pomóc mu w rozeznawaniu – dodaje.
Nasz rozmówca zwraca także uwagę na to, że atmosfera wokół Kościoła nie sprzyja dzisiaj budzeniu powołań. Rówieśnicy czy rodzina nie zawsze wspierają w podjęciu drogi życia zakonnego.
Decyzja o pójściu do klasztoru jest trudniejsza niż jeszcze parę lat temu. Ponadto młodzi, którzy zgłaszają się jako kandydaci do życia zakonnego, są dziś bardzo zróżnicowani. Są wśród nich tacy, którzy pochodzą z wierzących rodzin i od dziecka wzrastali w klimacie wiary. Są i tacy, którzy Pana Boga odkryli w późniejszym okresie swojego życia, przeszli nawrócenie, a teraz chcą pójść radykalnie za Chrystusem – opowiada ojciec Wlazły.
W Polsce oblaci są obecni od 1920 r. Zgromadzenie zostało założone przez św. Eugeniusza de Mazenoda, późniejszego biskupa Marsylii, 25 stycznia 1816 r. w Aix-en-Provence we Francji. Obecnie liczy ok. 3400 zakonników, a do polskiej prowincji należy ponad 400 oblatów, prawie 250 pracuje w kraju, a inni w należących do niej jurysdykcjach: na Madagaskarze i Reunion, w Ukrainie wraz z Rosją, we Francji-Beneluksie, Skandynawii, Białorusi i Turkmenistanie. Poza polską prowincją zakonną posługuje kolejnych około 100 oblatów pochodzących z Polski. Wśród nich jest czterech biskupów. Misjonarze oblaci są zgromadzeniem misyjnym. Ich naczelną służbą w Kościele jest ukazywanie Chrystusa i Jego królestwa ludziom najbardziej opuszczonym i ubogim, jak i niesienie Dobrej Nowiny ludom, które jeszcze nie poznały Chrystusa oraz pomoc w odkrywaniu ich własnej wartości w świetle Ewangelii. Natomiast tam, gdzie Kościół już istnieje, oblaci kierują się do osób, które mają z nim najmniej kontaktu. Przełożonym oblatów w Polsce jest o. Marek Ochlak OMI, wieloletni misjonarz na Madagaskarze.
Źródło: Michał Jóźwiak/oblaci.pl