Schola parafialna, czyli najsłynniejszy zespół religijny na świecie
Były zawsze. Cieszyły się różną sławą. Jedni mówili, że to największa konkurencja dla organisty. Inni, że to synonim muzycznego obciachu w Kościele katolickim. Bywają profesjonalne i amatorskie do bólu. Często są jedyną szansa dla tych, którzy czują potrzebę kościelnego muzykowania. Można je kochać albo nienawidzić, ale trudno sobie bez nich wyobrazić Kościół.
I w zasadzie nie wiadomo skąd się schola parafialna wzięła. To znaczy coś tam wiadomo, ale to dzisiaj trochę tajemnica jest. Poodkrywajmy ją trochę.
Papież Grzegorz I Wielki
Kojarzymy? Papież od roku 590. Zanim ujawnię co ma Grzegorz wspólnego ze scholą, moja osobista refleksja.
Czytam o tym pontyfikacie i o tych czasach. I co wyczytuję? Że uwarunkowania polityczne spychały wtedy Kościół na margines. Że nasilały się próby ingerencji władzy świeckiej Cesarstwa w wewnętrzne sprawy Kościoła. Że Rzym stał się celem inwazji Longobardów, czyli plemion germańskich. Że państwo Franków próbowało kontrolować struktury Kościoła, a wpływowe rodziny galijskie przejmowały kościelne urzędy. Że Kościół w Hiszpanii szukał własnej autonomii, czyli po prostu chciał się odciąć od Rzymu, a chrześcijaństwo na Wyspach Brytyjskich zanikało.
Refleksja? Że historia się powtarza. Nie macie wrażenia, że dzisiaj dzieje się to samo, tylko w innych konfiguracjach i wydaniach? A jednak Kościół przetrwał. Przypadek?
Schola, czyli jak to się zaczęło
No to teraz o tym, co ma papież Grzegorz I Wielki wspólnego ze scholą. Ano to, że to prawdopodobnie on założył pierwszą taką na świecie. Na to wygląda. Bo to on założył był szkołę śpiewaków służącą nauce wykonywania chorału gregoriańskiego.
Grzegorz jest uznawany za tego, który ostatecznie uporządkował i usystematyzował śpiew liturgiczny, znany później jako chorał gregoriański. A jak się nazywała ta założona przez niego szkoła? Nazywała się Schola Cantorum. Wygląda na to, że schola parafialna to sędziwa, kilkusetletnia staruszka.
Schola różne oblicza ma
Wraz ze zmianami w kulturze muzycznej śpiew jednogłosowy został z czasem zastąpiony wielogłosowością. Obecnie scholą nazywa się zespół wokalny tworzony przez parafian, którego bojowym zadaniem jest animowanie śpiewów na liturgii.
Ale czy tylko wokalny? Oczywiście, że nie. Najnowszy rozdział tej historii ukazuje scholę parafialną jako zespół wokalno-instrumentalny. Gdzie wśród instrumentów rządzą gitary akustyczne, instrumenty klawiszowe, flety, skrzypce i bębenki. Zgadza się?
Gitara w kościele?
Można zapytać, co twardzi liturgiści mają do powiedzenia na temat gitary podczas Mszy Świętej. Ja wiem. Najchętniej spaliliby je na stosie i zagonili wszystkich młodych do szkoły śpiewu liturgicznego. Po łacinie, rzecz jasna… Tylko czy to nie walka z wiatrakami? Ze zmianami, których strażnicy tradycyjnych znaków nie potrafią zaakceptować, ale które są nieuchronne? Skoro zmienia się architektura sakralna, bo zmienia się kultura, skora zmienia się język używany przez kapłanów podczas kazań, bo zmienia się kultura, skoro zmienia się styl wieszanych w kościołach obrazów, stawianych rzeźb i montowanych witraży, bo zmienia się kultura, to rodzi się naturalne pytanie: dlaczego z tych samych powodów nie może zmieniać się muzyka?
Biskup i gitara elektryczna
Uczestniczyłem nie tak dawno we Mszy Świętej na Wałach Jasnogórskich odprawianej w ramach Męskiego Oblężenia Jasnej Góry. Było kilku biskupów i kilkudziesięciu księży. Za oprawą muzyczną na tejże Mszy odpowiadała schola muzyczna. Zespół w składzie: śpiewający kantor z gitarą akustyczną, gitara elektryczna, gitara basowa i perkusja. Bardzo ładnie grali. Ale co na to liturgiści?
A co powiedzieć o scholi muzycznej posługującej na Eucharystiach podczas Festiwalu Życia w Kokotku i która to schola nazywa się 3 Dni 3 Noce? Grają na gitarach i perkusjach za placami księży i biskupów z całej Polski, kiedy ci odprawiają Mszę Świętą. I nikt się nie oburza. Więcej – wszyscy są zadowoleni. Wiem, wiem. To Msze nietypowe, bo pod gołym niebem, bo polowe, bo na scenie, bo dla młodych itd. Mimo wszystko idą zmiany, bo nie mogą nie iść.
Poruszający list
Dostałem niedawno maila od znajomego. Jego treść wpisuje się w temat, ale przede wszystkim porusza mnie bardzo. Pozwolę sobie przytoczyć fragment.
Rozmawiałem niedawno szczerze z pewną nastolatką, która formuje się w Oazie. Opowiadała o swoim kryzysie. I o tym, że marzy, aby w Kościele była muzyka, która będzie wznosiła ją ku modlitwie. Ku Bogu. Bo ta, którą spotyka w Kościele dzisiaj do tego Kościoła ją raczej zniechęca.
Kościół powinien dawać wiernym znaki uszyte na ich miarę. Jeśli zabarykadujemy się w swoich starych wrażliwościach, gustach czy tradycyjnych stereotypach, jeżeli nie zauważymy, że świat się zmienia i że za tymi zmianami powinno się nadążać i że dzisiaj młodzi ludzie mają zupełnie inną wrażliwość niż ich ojcowie i dziadkowie (za co absolutnie nie możemy ich winić) to może się okazać, że wspieramy chcąc nie chcąc smutne zjawisko pustoszenia kościołów. I tutaj nie chodzi o depozyt wiary czy o niezmienną Ewangelię Jezusa! Nie! Tutaj chodzi tylko (i aż) o muzykę! O jej charakter, jakość, ducha. Używając języka młodych: o upgrade. Przecież to nie muzyka zbawia człowieka tylko Chrystus! Nie mam nic przeciwko tradycyjnej muzyce liturgicznej, która jest przepiękna i która ma swoje miejsce w Kościele do końca świata i jeszcze dalej. Ale tak się składa, że dzisiaj młodzi ludzie (a przynajmniej znaczna ich część) potrzebują czegoś innego. Czy mamy to zignorować tkwiąc niewzruszenie przy swoich starych wrażliwościach? Czy może warto jednak pomyśleć o jakiejś alternatywnej, mającej poparcie Kościoła propozycji? Jeżeli chcemy zrobić cokolwiek z muzyką w kościele to musimy pamiętać o jednym: nie robimy tego dla siebie! Nie robimy tego po to, byśmy to my lepiej poczuli się w Kościele i poczuli się jak w domu. Robimy to dla młodych, o których toczy się dzisiaj zasadnicza bitwa. To przede wszystkim oni mają poczuć się w Kościele jak we własnym domu. A kto ma decydować o tym jak urządzić dom jeśli nie ci, którzy w nim mieszkają? Lepiej bowiem dla zachowania treści poświęcić formę, niż dla zachowania formy poświęcić treść. Pozdrawiam, Michał. PS. Dziewczyna, z którą rozmawiałem, to moja córka.
Schola Cantorum
Zostawiając was i siebie z tą refleksją wrzucam coś iście tradycyjnego. Dzisiaj scholi parafialnych są tysiące i miałbym spory kłopot, by wybrać tę jedną. Dlatego na koniec wrócimy do początku. To Schola Cantorum śpiewająca kultowe Ave Maria. Być może tak mniej więcej brzmiała pierwsze schola świata założona przez papieża Grzegorza I Wielkiego. Być może.
A tradycyjna muzyka liturgiczna, niezależnie od nadchodzących, nieuchronnych zmian jest po prostu piękna. I zawsze taką pozostanie.

Adam Szewczyk
Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.