Kawa czy życie? Szwedzka łódź podwodna w opałach, Brytyjczycy na ratunek
W czasie międzynarodowych manewrów wojskowych Baltops doszło do incydentu, który przejdzie do annałów marynarki wojennej. Nie chodziło o awarię silników, groźny atak ani tajemnicze zanurzenie. Chodziło o... kawę. A raczej o jej dramatyczny brak.
W dobie narastających napięć i konfliktów, ta informacja dodaje nieco otuchy. Przez dwa tygodnie szwedzka załoga dzielnie przemierzała morskie głębiny, walcząc z symulowanym wrogiem. Aż nagle, niczym w rasowym thrillerze: pusty ekspres, puste kubki, pustka w oczach marynarzy. Alarm kawowy ogłoszono natychmiast. Dowództwo sojuszniczych sił stanęło na wysokości zadania i uruchomiło operację ratunkową godną filmu akcji.
Na pomoc pospieszyła brytyjska jednostka patrolowa HMS Dasher. Pomiędzy jednym a drugim symulowanym atakiem, Brytyjczycy zorganizowali dostawę życiodajnej czarnej esencji oraz – jak przystało na sojuszniczy gest – dorzucili włoskie ciasteczka. Całość w wodoodpornej torbie, bo – jak wiadomo – sucha kawa to dobra kawa.
Choć cała sytuacja brzmi jak żart z pokładowego mema, wojskowi mówią serio: to doskonały przykład sprawnej współpracy i szybkiej reakcji. Jak podkreśla rzecznik szwedzkich sił zbrojnych, Mikael Ågren, podobnie można dostarczyć znacznie poważniejsze ładunki – części zamienne, broń czy żywność.
„Strzelam, że załoga była bardzo zadowolona”, skwitował Ågren. I trudno mu się dziwić – w końcu bez kawy nawet najbardziej zahartowany marynarz może opaść na duchu.
Kapitan Dashera, Jack Mason, dodał z dumą: „Pokazaliśmy, że sojusznicy potrafią wspierać się w każdej sytuacji.” Nawet, jeśli chodzi o najważniejsze paliwo każdej armii – kofeinę.
