20 czerwca| Artykuły

Idzie nowe. Dlaczego się tego boimy?

Jest w życiu to napięcie. To zderzenie oczekiwań z rzeczywistością. Z jednej strony chcemy za wszelką cenę zachować stan, który nam odpowiada. Z drugiej nie da się zamrozić wszechobecnego prawa nieustannej zmiany.

Na hasło IDZIE NOWE każdy z nas reaguje inaczej. Jeden się cieszy, drugi się boi. Jeden widzi szansę, drugi zagrożenie. A najczęściej oba te odczucia wybrzmiewają w naszych sercach jednocześnie. Jak w tym wersie: chciałbym, ale boję się.

Dlaczego boimy się tego co nowe? Powiadają, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Może o to chodzi?

Nawyki

Zaczniemy od Charlesa Duhingga. Napisał książkę: Siła nawyku. Dlaczego robimy to, co robimy i jak można to zmienić w życiu i biznesie. Przygląda się Charles Duhing dosyć wnikliwie tej naszej drugiej naturze i odkrywa, że istnieje coś takiego jak pętla nawyku. Czyli: IMPULS – DZIAŁANIE – NAGRODA. Takie zapętlenie może na subtelnie zakamuflowanym poziomie zrobić z nas niewolników. Świetnie z tych mechanizmów zdają sobie sprawę korporacyjne imperia.

Taki MacDonald na ten przykład. Jadę autostradą i zaczyna ssać głód. Mijam masę różnych nołnejmowych jadłodajni, które zapraszają mnie lepiej lub gorzej zmontowanymi banerami. Nie działa. Nagle na horyzoncie pojawia się znajomy znak. Złote łuki. To jest impuls. Zaczynam działać. Zwalniam, zjeżdżam, parkuję, zamawiam, płacę, czekam, odbieram, wciągam. Już od pierwszego zatopienia zębów w tortillę (moja ulubiona) dostaję nagrodę. Potem zalewam wszystko colą i pętla się dopełnia. Wszyscy wiedzą, że jedzenie w MacDonaldzie to syf. I to podobno uzależniający.

Znam ludzi, którzy lubią próbować nowych smaków. Nawet ryzykując. Znam ten ból, kiedy wywalasz kilka dych na eksperymentalny obiad w nowej restauracji i kompletnie ci nie podchodzi. Ale jest szansa wygrać coś znacznie cenniejszego. Doświadczenie i w ostateczności sposób odżywiania, który nie jest efektem automatycznego nawyku, ale przemyślanego działania.

Ludzie

Jeśli boimy się poznawać nowych ludzi i wchodzić w nowe środowiska to znaczy, że w dzieciństwie coś źle zaprogramowano. Ten lęk to zazwyczaj efekt ochronnego klosza, pod który przezornie włożono nas za młodu. Albo jakiegoś traumatycznego doświadczenia.

Wszystko co nowe zawsze będzie niosło ze sobą i szanse i zagrożenia. Nigdy nie wiesz, co wniesie do twojego życia nowy człowiek, bo on zawsze będzie tajemnicą. Nawet dla siebie samego. Nowa uczelnia, nowa praca, nowi kumple. W jakimś sensie pole minowe. Różnica jest taka, że na polu minowym możesz życie stracić. W nowym środowisku je uzbroić. Trudne relacje są dla naszej osobowości tym, czym dla ciała wylewanie siódmych potów na siłowni. Relacja małżeńska to relacja najbardziej wyjątkowa. Choćby dlatego, że jest znakiem tej pomiędzy Jezusem, a Kościołem. A ślub to prawdopodobnie najważniejsza decyzja życia. Obok tej o przylgnięciu do Boga. By zdecydować się no to nieodwołalne TAK zawsze trzeba odwagi. Ale ta odwaga nie może wykluczać rozsądku. Odwaga to nie głupota.

Skok kwantowy

Niektórzy wierzą, że nasze myślenie kreuje naszą rzeczywistość. Zajmuje się tym tak zwana psychologia kwantowa. Krótko mówiąc – jeżeli boisz się tego co nowe, to przyszłość najprawdopodobniej przyniesie ci coś niemiłego. To twoje pełne obaw myślenie niejako ma tą rzeczywistość prowokować. Przyciągać. Wręcz materializować.

Jest jeszcze jedna ciekawa teoria. Głosi ona, że dziedziczymy po naszych przodkach na poziomie pamięci komórkowej pewne cechy i reakcje. Często poupychane w podświadomości. To te momenty, kiedy odczuwamy niepokój albo brak pewności siebie i nie wiemy skąd to i dlaczego.

Prawdą jest, że zdecydowana większość z nas żyje dzisiaj w stanie permanentnego stresu fizjologicznego. Nawet jeżeli nie jesteśmy tego świadomi. Powszechny lęk przed tym co nowe musi mieć z tym wiele wspólnego. Życie w poczuciu zagrożenia stało się powszechną normą. Nie będę wymieniał rzeczy, których mieszkaniec globu dzisiaj się boi. Jest ich sporo i są znane. Czy da się z tym coś zrobić?

Podobno tak. Skok kwantowy to przeprogramowanie naszego mentalu w taki sposób, by otaczający świat przestał być postrzegany jako pełen zagrożeń, a zaczął jako pełen wyzwań i szans. To psychologia. W duchowości taki skok kwantowy nazywa się zaufaniem. Wchodzisz w nową rzeczywistość i po prostu wierzysz, że będzie dobrze. Jak ci trzej młodzieńcy z ognistego pieca.

Sytuacje

Lęk przed tym co nowe możemy pokonać tyko wchodząc w to. Cały czas pamiętając jednak o tym, że odwaga to nie głupota. Jeżeli nie zabieram do auta machającego przy drodze gościa, który wygląda jak bojownik ISIS albo podziękuję za możliwość pilotowania samolotu to nie dlatego, że się boję, ale dlatego, że myślę.

Ale jest cała masa sytuacji, do których posiadamy kompetencje, a mimo to lękamy się w nie wchodzić. Nie musimy ich szukać. Życie codziennie nam ich dostarcza w sporej ilości. Człowiek, który boi się wyjść z domu w obawie, że spotka go coś niekomfortowego marnuje swoje życie. Mądra Ewangelia przynajmniej dwa razy o tym mówi. Tak, człowiek, który boi się tego co nowe to ktoś, kto boi się wypłynąć na głębię i pozakopywał wszystkie swoje talenty.

Śmierć

Powiadają, że to największa sprawiedliwość na świecie. Nie ma takich pieniędzy i takiej pozycji, które dawały by szansę od niej się wymigać. Lęk przed śmiercią to chyba ten największy z największych. Śmierć uderza w nasz nawyk życia. Każda komórka naszego ciała i każda drobina naszej świadomości jest zakodowana na życie. I to takie, które nie ma końca.

Pragnienie życia jest ogromne. Śmierć to pogwałcenie tego pragnienia. Śmierć to coś czego nie powinno być. Ale jest. I to tak konkretnie, że aż strach. Śmierć i to co po niej to największe NOWE jakie może nas w życiu spotkać.

W obliczu tej nowości wszystko wydaje się stare i nieważne. Nie wiem, czy można nie bać się śmierci. Chyba nie. Skoro samemu Jezusowi się to nie udało… Ale można się do niej przygotować. Wbrew pozorom nie jest to trudne. Ktoś ułatwił nam to maksymalnie. Nie wiem czy to kwestia peselu czy co, ale coraz częściej myślę o tym przygotowaniu. Przygotowaniu do najważniejszej zmiany w moim życiu.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.