Rowerami do Lizbony, dzień 7. Tu nie trzeba mieć zegarka
"Wtedy Bóg pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym; w tym bowiem dniu odpoczął po całej swej pracy, którą wykonał stwarzając” (Rdz 2, 3). I my w Dniu Pańskim odpoczywamy.
Każdy wstaje, kiedy chce i spędza czas według swojego planu. Punktem wspólnym jest Msza Święta o 9:30 w kościele katedralnym w Vaduz.
Rowerami do Lizbony, dzień 6. Jak jednego dnia przejechać cztery państwa na rowerze?
Część z nas korzysta ze śpiewników w języku niemieckim, inni w sprawowanej liturgii łączą się sercem, jak potrafią. Następnie idziemy na spotkanie podsumowujące tydzień przeżytych doświadczeń oraz dzielimy się wnioskami dotyczącymi zasad bezpieczeństwa.
Tu nie trzeba mieć zegarka, bowiem w dzień i w nocy co 15 minut biją katedralne dzwony. Pierzemy swoje ubrania, które w upalny dzień schną w mgnieniu oka. Kto chce, gotuje obiad: spaghetti, kurczaka z makaronem, ekspresowe danie, wymagające zalania wrzątkiem, bądź też idzie do McDonalda – jedynego w całym Liechtensteinie.
Spędzamy popołudnie chodząc po górach, zwiedzając stolicę, rozmawiając z bliskimi przez telefon oraz leżąc na hamaku. Regenerujemy swoje siły z nadzieją, którą daje nam św. Paweł podczas Eucharystii: „sądzę, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić” (Rz 8,18).
Kinga Pawlak
Bilans dnia:
- 0 km
- pierwsza wolna niedziela
- dzwony co 15 minut
Nocleg: Vaduz, Lichtenstein