Po korsykańskim szlaku GR20 w ramach akcji Together
Ewa i Kamil, uczestnicy poprzednich wypraw pieszych NINIWA Team, postanowili w tym roku w ramach akcji Together zmierzyć się ze szlakiem długodystansowym uznawanym za jeden z najtrudniejszych w Europie - korsykańskim szlakiem GR20. Oto relacja z ich wędrówki.
Przemierzając liczący około 200 km szlak z północy na południe wyspy, zmagaliśmy się z wymagającą i trudną technicznie trasą. Mimo sprzyjającej (choć upalnej) pogody, pierwsze trzy dni wędrówki naznaczone były głównie skałami, dużą ekspozycją oraz wieloma stromymi podejściami i zejściami o nawierzchni, która sprzyjała głównie ślizganiu się.
Nagrodą za ten trud były widoki, obcowanie z naturą oraz wdzięczność za czas bycia tu i teraz. Po raz kolejny Ewa przekonała się, że góry uczą pokory oraz że na takich wyprawach bardzo dobrze sprawdza się powiedzenie: „oczekuj nieoczekiwanego”.
Nie mogliśmy nadziwić się, jak bardzo zróżnicowany jest teren na tak małej wyspie. Na szlaku spotkaliśmy wielu turystów, głównie z Francji i Niemiec, a na jednej z przełęczy zaczepiła nas polska turystka.
Spaliśmy na polach namiotowych do tego wyznaczonych w pobliżu schronisk, a z racji faktu, że szlak przechodzi przez park narodowy to za nocowanie poza wyznaczonym terenem groziły wysokie kary.
Turyści bardzo otwarci, nikt nie bał się zostawić plecaka poza namiotem na noc czy ładować telefonu w gniazdku w schronisku, samemu stojąc np. w kolejce po zimny prysznic.
Południowa część szlaku wydawała się być nieco łagodniejsza, ale też lubiła pokazać pazur. Strome podejścia i jeszcze bardziej strome zejścia pełne chyboczących się kamieni, a do tego coraz bardziej odczuwalny upał sprawiały, że mimo obiektywnie mniejszego poziomu trudności, uważaliśmy na każdy krok jeszcze bardziej niż wcześniej.
Może dzięki temu nie odnotowaliśmy żadnych strat zdrowotnych, a jedynie kilka materialnych, z których najdotkliwszą okazało się złamanie kijka trekkingowego Ewy – na szczęście na samym jego końcu. Przygotowując sobie jednak tego wieczora powierzchnię pod namiot (a dokładniej: czyszcząc ją z krowich odchodów), Kamil znalazł końcówkę od kijka, co umożliwiło Ewie dotrwanie do końca szlaku na uszkodzonym sprzęcie.
Trasę, która liczyła około 200 km, w tym po około 12 500 m podejść oraz tyle samo zejść (12 500 m w dół!), pokonaliśmy w 9 dni, ofiarując nasz wysiłek w intencji młodych.
Ewa i Kamil