3 maja| NINIWA Team

Dzień 1

To od czego zacząć? Że na pożegnaniu było w Kokotku kilkaset osób? Może od wzruszających scen żegnających się bliskich? Może od wybitnych gości? Albo od wymienienia ekip telewizyjnych i medialnych, które dziś rano zbierały materiał? A może od kilometrów pokonanych pierwszego dnia? Wybór ciężki, a w głowie dziesiątki różnych wątków. Zaczniemy tak...

Ojczyzno moja kochana, Polsko, o gdybyś wiedziała, ile ofiar i modłów za ciebie do Boga zanoszę. Ale uważaj i oddawaj chwałę Bogu, Bóg cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna.” (1038) – św. Faustyna

Dziś w Kokotku tańczył „Belgijkę” prof. Jerzy Buzek! 🙂 To chyba najlepiej oddaje fenomenalną atmosferę pożegnania dzisiejszego poranka! W towarzystwie ok. 200 niniwitów (uczestników XVIII Zjazdu NINIWY) i kilkuset przybyłych gości, 24 śmiałków NINIWA Team wyruszyło dziś przy dźwiękach „Wiara czyni cuda”, gromkich oklasków oraz przy łzach i wzruszonych sercach z Kokotka do Wierszyny. Zostało im już tylko 7790 km! 😉

Właściwie pożegnanie zaczęło się już dzień wcześniej. Na ławkach na scenie w Kokotku usiadło 24 śmiałków, którzy w rowerowej wersji „Koła fortuny” odpowiadali na pytania dotyczące tegorocznej wyprawy i patriotyzmu. Wszystkiego słuchali młodzi uczestnicy Zjazdu NINIWY. A być może trzeba by napisać, że pożegnanie trwało już na dobre od kilka dni, bo słuchając wypowiedzi rowerzystów: „Fajnie, ale jedźmy już”, można było odnieść wrażenie, że już się pożegnali i marzą tylko o pedałowaniu? W końcu się doczekali.

W piątek 3 maja nie było zbyt wiosennej aury nad Kokotkiem. Wstawanie przed 5.00 rano było więc tym bardziej trudne. Jednak chłód i deszczowa atmosfera nie odstraszyły od Eucharystii kilkuset przybyłych do kościoła gości. Dobry początek. Zabrakło tylko jednego ważnego gościa. Nie dotarł do nas niestety ks. bp senior Jan Wieczorek1. W jego miejsce Mszy św. przewodniczył o. Andrzej Korda OMI, Wikariusz Prowincjalny oblatów w Polsce. W homilii podkreślił wartość trudu i zmagania się z przeciwnościami. Po duchowej strawie coś dla ciała. Śniadanie dla tak wielu gości to nie przelewki, ale udało się je przygotować, bo kto tam w ogóle lubi spać? 😉 Żurek na śniadanie? To już tradycja (od zeszłego roku 😉 ). Posiłkowi towarzyszyło spore zamieszanie, bo oprócz gwaru rozmów, śmiechów i mlaskania, tu i ówdzie prowadzony był jakiś wywiad, kręciły się kamery, gdzieś indziej ktoś brał autografy od śmiałków, a po okolicy krzątali się znamienici goście. Krzątanie można rozumieć na wiele sposobów. Jednym z rodzajów krzątania jest taniec belgijski. I wydawałoby się, że garnitur mógłby w nim przeszkadzać, ale innego zdania był prof. Jerzy Buzek, który został bezpardonowo zaciągnięty do tańca i chyba wcale specjalnie nie oponował. Tradycji stało się zadość i belgijka z rowerzystami przed wyjazdem została odtańczona. Dla oddechu kilka przemówień. Dziękujemy za życzliwe słowa p. prof. Jerzego Buzka, pana Burmistrza Edwarda Maniury, a także naszych przyjaciół i „Mistrzów Świata”. Artur Bilewski zrobił wszystkim niespodziankę przywożąc ze sobą błogosławieństwo Prymasa Polski, ks. bpa Józefa Kowalczyka, oraz ks. proboszcza Piotra Kotowskiego z Trzemeszna.

Jeszcze tylko „minuta na uściski z bliskimi”, która przeciągnęła się do dobrych 10 minut, bo i uścisków ciągle jakoś było za mało i bliskich też jakoś sporo. Co tu dużo pisać. Były i łzy i uśmiechy, i klepanie po ramieniu, i ostatnie słowa dobrych rad…

Fajnie, ale jedźmy już… No i pojechali! Muza gra! Okrzyki, wiwaty, oklaski. Śmiałkowie po kolei ruszają w kolumnie. Już jadą. Już są przy wyjeździe z ośrodka. Już wyjeżdżają z bramy… A tu pierwsza gleba! 😉 Hania zaliczyła lekkie zachwianie równowagi. Jak okaże się za chwilę – są tego cięższe przyczyny! O co chodzi? Ha! Trzymaj się klawiatury, Drogi Czytelniku!

Trochę mniej sympatyczne było wydarzenie kilka kilometrów dalej. Tuż przed Tworogiem spadła Ojcu Liderowi karimata, która lekko zburzyła szyk kolumny jadącej za nim. Kiepski to przykład dla adeptów jazdy w grupie, takie gubienie bagażu. Pierwsza przerwa po 50 km. Do tego czasu grupie towarzyszył jeszcze Maks Fiec, uczestnik wyprawy do Maroka oraz wozy ekip telewizyjnych. Jedna z nich na postoju nakręciła jeszcze trochę materiału. Też po drodze podjechali na moment autem rodzice Sary i Piotrka, torując drogę kolumnie nie tylko samochodem, ale i weselną muzą rozkręconą na full! Dla niewtajemniczonych info, że Sara i Piotrek mają sprytny plan hajtnięcia się w Wierszynie. Nie ma to jak 2,5 miesiąca podróży przedślubnej! 😉 Kolejną formą wsparcia, tym razem od strony pana Roberta Grzybka, znajomego taty Sary był zestaw super kabanosów przekazany rowerzystom w celach konsumpcyjnych. Na pewno się nie zmarnowały. A tym bardziej o. Tomkowi, który sprytnie się spakował i wziął na drogę jedynie ciasteczka2. Przy stacji benzynowej można było liczyć najwyżej na wodę mineralną, a sklepy 3. maja raczej nie są otwarte. Ojciec przyjął więc strategię „na sępa”. Nie zginął z głodu, bo ma dobrych kolegów. 😉

Dalej w drogę, a kolejna przerwa 50 km dalej, w Szczekocinach. Jazda po mokrej jezdni, ale bez deszczu. Wydawało się, jakby tuż przed chwilą przed nimi przestało padać. To tym bardziej super, bo przecież dziś wszędzie lało. Niestety radość nie trwała długo, bo w końcu jednak lunęło i lało tak przez godzinę. To jednak i tak nie najgorszy bilans jak na dzisiejsze, zachmurzone niebo.
A dziś jazda jak w zegarku. Następna przerwa po kolejnych 50 km, a tym razem z niespodziankowym obiadem łazankowym z Kokotka. Synchronizacja była rzeczywiście iście zegarmistrzowska, bo
w momencie kiedy, rowerzyści zsiadali z rowerów na postoju, już z bagażnika wyciągali termos z gorącym obiadem pani Agnieszka i Marian, rodzice o. Tomka. Zjazdowicze w Kokotku nie przejedli wszystkiego i rowerzyści załapali się na pyszny i gorący obiad. To po wychłodzeniu deszczem było zbawienne.

A teraz rozwiążemy zagadkę Hani sprzed kilku akapitów. Młoda niniwitka oddała trochę bagażu. Dlaczego to zrobiła? Niech odpowiedzią będą śmiechy rowerzystów, że w czasie jazdy nie widać było Hani zza bagażu. 😉 Mimo oddanej porcji rzeczy, Hania chwilę po zakończonej o 16.30 przerwie złapała pierwszą dętkę. Brawo! Pierwsze koty za płoty. Honorowy, pierwszy flap należy do pani z numerem 22! Żeby było jej raźniej, swoje koło dopompował też Michał Kandefer, ale na szczęście to tylko ujście powietrza, a nie dętka.

Ach… wiosenna aura, świeża zieleń i widoki na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej! Niecały kilometr dzielił na trasie rowerzystów od Rzędkowic, wypadowej miejscówki ks. Ludwika Koniecznego, ex-proboszcza z Kokotka! To miłe skojarzenie, bo dziś właśnie odbyła się premiera albumu o ks. Ludwiku, ot takie nawiązanie… Pozdrawiamy „Regana”. Pagórkowate tereny dały się we znaki śmiałkom, którym nierówności terenu na takim wczesnym etapie jazdy sprawiły sporo trudności. Są jeszcze nierozjeżdżeni i zmęczeni przygotowaniami do rajdu i prawie nieprzespaną nocą. Na tym odcinku zdarzył się też nieprzyjemny wypadek Wojtka Mazura, który trochę się podrapał spadając z roweru. Na szczęście bez większych szkód.

Na 195 kilometrze, czyli ok. 15 km przed Świętym Krzyżem rowerzyści zatrzymali się przy sklepiku na krótki posiłek. Za chwilę czekał ich podjazd na Łysą Górę, więc warto było zebrać siły na ostatni podjazd. Było już ciemno, gdy ruszyli. Jazda w chmurach (a może we mgle? 🙂 ). Na szczycie góry stoi klasztor. Oblacki. To najstarszy klasztor w Polsce, bo sięga datą powstania do 1006 roku! To też pierwsze polskie sanktuarium narodowe! Niezła gratka dla turystów. Gratka była też dla średniowiecznych królów, którzy tu właśnie przyjeżdżali się modlić. Właśnie dlatego, że miejsce to ma taki historyczny wydźwięk, aż prosiło się, żeby w ramach rajdu za Polskę przyjechać tu w odwiedziny. Gospodarze też dobrze znani. Drzwi otwarł o godz. 20.30 z wielką radością o. Wojciech Popielewski OMI – Mistrz Nowicjatu. Sami zaś nowicjusze zaserwowali super kolację. Żurek i inne frykasy. Po kolacji wspólna modlitwa i ok. 22.30 ekipa jeszcze się myła. Rano pobudka o 6.30. Nie trzeba się śpieszyć, bo jest trochę zmęczenia, a przed nimi jakieś 170 km do Lublina. Tam gospodarzem będzie o. Andrzej Jastrzębski OMI, który dziś i jutro pedałuje ze śmiałkami jako pełnoprawny uczestnik wyprawy!

Wyjaśnimy tylko, że wyjątkowo w odstępstwie od tradycyjnego trybu jazdy, który zakłada nieplanowanie noclegów, tym razem było trochę mniej spontaniczności3. Już w Polsce zaplanowano trzy kolejne noclegi. Gospodarzami są odpowiednio oblaci na Świętym Krzyżu, w Lublinie i Kodniu. To takie oblackie popchnięcie na drogę. Tu można poczuć się jak w domu. W grupie panuje bardzo dobra atmosfera. Rowerzyści są zaskoczeni taką dużą ilością osób na pożegnaniu. Bardzo za to dziękujemy. Dziś rano wszyscy zagadywali podchodzili z otwartością, pytaniami i życzeniami. Także na trasie pielgrzymi otrzymali sporo wyrazów wsparcia, śpiewów narodowych, pozdrowień z okien i życzeń powodzenia. Chyba znaczek „Polska – Syberia” jest już nieco rozpoznawalny w Polsce dzięki wsparciu mediów, którym bardzo dziękujemy za życzliwość i zainteresowanie!

Na koniec dla wszystkich osób znudzonych oklepanymi wynikami powyżej 200 km dziennie – test! Jutro sobota. Może skusisz się, Drogi Czytelniku na drobną przejażdżkę 200 km? 🙂

Podziękowania:

  • Dziś będą wybitnie długie, bo jak tu nie podziękować za to wszystko? Pojedziemy chronologicznie…
  • Dla wszystkich rodziców śmiałków, gości i uczestników Zjazdu NINIWY, którzy zdobyli się na wysiłek wstania na 5.00 rano na Eucharystię!
  • Dla Agnieszki i Janka Maniurów oraz ekipy „śniadaniowej” za zarwanie nocki i przygotowanie wypaśnego śniadania dla kilkuset osób!
  • Za życzliwość i obecność dla miłych gości, prof. Jerzego Buzka, p. Burmistrza Edwarda Maniury, o. Andrzeja Kordy OMI, oraz Tomka Schmidta i Artura Bilewskiego!
  • Dla p. Jarka Majchrzaka z „Sielankowych Klimatów” za pyszny obiad i dla p. Agnieszki i Mariana za dostarczenie go, gorącym i idealnie na czas!
  • Dla wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do przygotowań przed wyprawą i „wypchnęli” swoim wkładem śmiałków w trasę.
  • Dla Ciebie, Drogi Czytelniku, że dotrwałeś do końca tej długaśnej relacji. Pamiętaj, żeby się za nas pomodlić!

Bilans dnia:

  • 210 km dystansu
  • 1302 m przewyższenia
  • średnia prędkość 21,7 km/h
  • 1 dętka Hani
  • 1 niegroźny flap „Miśka”
  • 1 niezapięta karimata siejąca postrach w kolumnie
  • 2 glebki – Hani i Wojtka
  • kilkaset osób obecnych na pożegnaniu

Nocleg:

Święty Krzyż

Przejechanych do tej pory kilometrów: 210

Marcin Szuścik

Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.