unsplash.com
20 sierpnia| Artykuły

Po co żyć?

Trzy najważniejsze pytania świata jakie zadaje sobie człowiek od momentu, kiedy jego ciekawska świadomość zaczyna niecierpliwie drążyć temat istnienia? Skąd […]

Trzy najważniejsze pytania świata jakie zadaje sobie człowiek od momentu, kiedy jego ciekawska świadomość zaczyna niecierpliwie drążyć temat istnienia?

  1. Skąd przychodzę?
  2. Dokąd idę?
  3. Po co to wszystko?

Cube

Cube – film z gatunku thriller psychologiczny dotyczy realnych problemów naszej egzystencji. Oto kilkoro obcych sobie ludzi budzi się we wnętrzu gigantycznego sześcianu złożonego z niezliczonej liczby małych sześciennych pokoi. To znaczy zliczonej. Jest ich 17576. Taka monstrualna kostka Rubika. Każdy z nich (tych ludzi) jest kompletnie z innej parafii. Mamy policjanta, złodzieja, studentkę matematyki, architekta, lekarkę i autystycznego chłopaka. Nie mają pożywienia, nie wiedzą jak się tu znaleźli i jaki to wszystko ma sens. Pomiędzy poszczególnymi pomieszczeniami są przejścia. W wielu z nich czyhają na nich śmiertelne pułapki. Uwięzieni w wielkiej kostce ludzie muszą poznać kod, który pomoże im ominąć zabójcze sidła i ostatecznie wydostać się na wolność. Zaczyna się niełatwa walka o przetrwanie. Pojawia się strach, pytania bez odpowiedzi, paranoja i walka o władzę. Brzmi znajomo.

Jak się tu znalazłem?

Fakt istnienia może przerażać. Jeśli nasze życie jest naszpikowanym zagrożeniami tajemniczym sześcianem, z którego nie potrafimy zwiać, to rzeczywiście istnienie może przerażać. W takich rozkminach niektórzy dochodzą do niepokojących wniosków. Jak na przykład antynataliści. Oni postulują zaprzestania prokreacji. Dlaczego? Ponieważ płodząc człowieka narażamy go na poważne ryzyko cierpienia. Mniejszego lub większego. Ale jednak pewnego. Ponieważ płodząc człowieka nie jesteśmy w stanie wcześniej dowiedzieć się, czy on w ogóle ma ochotę żyć. Nawet w Biblii można doszukać się antynatalistycznych wątków: Biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził. Mt 26,24. Albo to: I w owe dni ludzie szukać będą śmierci, ale jej nie znajdą i będą chcieli umrzeć, ale śmierć od nich ucieknie. Ap 9,6. Peter Wessel Zapffe uważa, że człowiek dostał więcej niż jest w stanie udźwignąć. Co prawda jest mądrzejszy od zwierząt, ale to nie znaczy, że cokolwiek więcej od nich kuma. Ma świadomość kruchości życia, swoich ograniczeń i potrafi zadawać mądre pytania. Ale z odpowiedzią na nie już tak łatwo nie jest. To właśnie jest ten ciężar, który go przytłacza. O empirycznej odpowiedzi na pytanie skąd przychodzę? człowiek może jedynie pomarzyć. Każda jedna odpowiedź na to pytanie zawsze będzie odpowiedzią wiary, a nie wiedzy. Może o to właśnie chodzi?

Dokąd idę?

Skoro nie jesteśmy w stanie udowodnić naukowo co jest praźródłem życia, tym bardziej nie udowodnimy w ten sposób co jest jego celem. Możemy za to gdybać i w któreś z tych gdybań uwierzyć. Można też uwierzyć bez gdybania. Przestać faszerować się naukowym bełkotem i obliczeniami najmocniejszych komputerów świata. Żyjmy. Nie mamy innego wyjścia, skoro ktoś nas tu zainstalował. Samobójcy raczej się oszukują. Ich rozwiązanie nie kończy życia, jakby tego chcieli. Raczej przenosi w inny wymiar. Istnienie ma początek. Ale nie ma końca. To nie gdybanie. To wiara. Dlaczego wierzę w wieczność? Nie tylko dlatego, że zapewnia o niej Biblia i wszystkie inne religie świata. Nie dlatego, że czytałem Życie po życiu i oglądałem Niebo istnieje naprawdę. To akurat kiepskie dowody. Wierzę w wieczność, ponieważ czuję się na nią totalnie zaprogramowany.

Czas jest iluzją

Wieczność wydaje się człowiekowi jakimś abstraktem, ponieważ jest uwięziony w czasoklatce. Ale jednak jest gdzieś w nas jakaś intuicja, jakaś tęsknota, jakieś śladowe pra-wspomnienie, coś nieuchwytnego co każe nam wierzyć, że wieczność to wpisane w naszą naturę powołanie. Zachwycam się życiem każdego dnia. Pięknem słonecznych promieni i kropel ciepłego deszczu. Poranną kawą z ukochaną osobą i ociekającą potem wyprawą w góry. Zachwycam się relacjami z tymi, których kocham. Zachwycam się fenomenem całego Kosmosu. Słucham muzyki, zanurzam stopy w szumiącym morzu i zajadam się soczystym arbuzem. Drzewo jest nieskończenie pięknym i skomplikowanym organizmem. A cóż dopiero człowiek i jego geniusz. Życie jest równie fascynujące co nieodgadnione. Gdyby było odgadnione, przestało by być fascynujące. W obliczu takiej rzeczywistości wiara pozostaje jedynym rozwiązaniem. Dlaczego wierzę w wieczność i w to, że to ona definiuje ostatecznie cel naszego życia? Bo najzwyklej w świecie NIE WIERZĘ, że coś tak cudownego, złożonego i totalnie zaplanowanego może być jedynie trwającym kilka chwil wybrykiem ślepej materii. Życie jest zbyt piękne, by nie było wieczne.

Łyżka dziegciu

Życie piękne co najwyżej bywa. Zazwyczaj jest drogą przez mękę. Tak powiedziałby natalista. Ten pesymizm ma dwa źródła. Po pierwsze brak wiary w sens cierpienia. Po drugie brak wiary w wieczność, która od cierpienia uwalnia. Gdyby ta niewiara stała się moją, obiema rękami i nogami podpisałbym się pod postulatami antynatalistów. Ale wierzę w coś innego, więc się nie podpisuję. Bo to perspektywa wieczności nadaje sens życiu pełnemu cierpienia. Intuicję wieczności mają nawet (a może zwłaszcza??) małe dzieci. Kiedy dziecko coś dostaje i chce mieć pewność, że to naprawdę będzie jego, jakie wtedy zadaje sakramentalne pytanie? Dziecko wtedy pyta: na zawsze? Jakby wyczuwało, że ma się coś naprawdę tylko wtedy, kiedy ma się to na zawsze. Z życiem jest dokładnie tak samo. Bez wymiaru wieczności byłoby jednie kilkuletnią dzierżawą na łez padole. A dla wszystkich antymonów dedykuję ten stary song:

Sens życia

Trochę śmieszy mnie to pytanie. Zobaczyłem kiedyś sondę uliczną w czasie której przypadkowo spotkanych ludzi zapytano: co jest dla ciebie sensem życia? A ponieważ sens życia często utożsamiany jest z czymś, co daje nam największą przyjemność i satysfakcję, w tym właśnie kluczu padała większość odpowiedzi. Z jednej strony była to rodzina. Zrozumiałe. Ale jeden facet zapytany o sens życia, po krótkiej chwili namysłu wypalił: seks 😛 W wymiarze encyklopedycznym sens życia człowieka to: istota i cel ludzkiej egzystencji, powołanie człowieka, to, co uzasadnia trud życia i czyni je wartym przeżycia. Już Sokrates, a może nawet Pitagoras doszli do wniosku, że sensem życia jest życie cnotliwe. Tutaj już da się wyczuć tą uniwersalną, moralną prawdę ludzkości, którą zawrę w stwierdzeniu tym razem swojego autorstwa: w życiu nie chodzi o to, by było mi dobrze, ale o to, by było dobrze. Niby to samo, ale różnica zasadnicza. Czołowy filozof rocka, John Lennon, przekonywał, że all you need is love. Nie wnikając w jego definicję miłości, trzeba mu przyznać rację.

Łódź

Spójrzmy na nasze życie jak na podróż. Jak na rejs po oceanie czasu. Ostatecznie czymże innym jest? Wtedy odpowiedź na pytanie o jego sens może ulec modyfikacji. Aleksander Doba to 71 letni żeglarz, który kajakiem trzykrotnie przepłynął Atlantyk. To nie żart. Tymi wyczynami spełniał swoje największe marzenia. Jednym z nich było pogłaskanie rekina. Postawiłem sobie wysoko poprzeczkę i jeszcze przed pierwszą wyprawą, jesienią 2013 roku, planowałem, że pokonam Atlantyk wiosłując kajakiem trzykrotnie. Udało się, jestem szczęśliwy, tym bardziej, że przy okazji spełniłem jeszcze jedno marzenie i pogłaskałem rekina. Trwało to krótko, ale przejechałem dłonią po płetwie. To była chyba dziewczynka, miała ładne oczy – wspomina Doba. Ale czy pogłaskanie rekina i urzekające piękno natury było głównym sensem tej wyprawy? Jak już płyniesz, to najważniejszą rzeczą jest bezpiecznie dopłynąć na drugi brzeg. Musisz mieć porządną łódź, sprawne ręce i bystry umysł. Reszta to dodatki. Jakkolwiek by nie były urzekające. Wracam do filmu Cube. Tym, któremu udało się wydostać na wolność wcale nie był sprawny policjant ani bystra matematyczka. Na wolność wyszła tylko jedna osoba – niezbyt rozgarnięty chłopak. Może naciągane, ale kojarzy mi się to z Jezusowym zapewnieniem, że do nieba wchodzą tylko dzieci. Znajdźmy sobie porządną łódź, którą bezpiecznie dopłyniemy do celu tej podróży. A piękne widoki? Podziwiajmy, bo jest co podziwiać. A sztormy? Przetrwamy. Przecież łódź jest porządna. A jaką łódź wybrać? Jaką chcemy. Tylko bierzemy na siebie odpowiedzialność za to, gdzie nią dopłyniemy. To ma sens.

Adam Szewczyk

Gitarzysta, kompozytor, aranżer, felietonista. Człowiek o wielkiej ciekawości świata patrzący na rzeczy racjonalnie i przez pryzmat wiary. Absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Wieloletni jej wykładowca.