23 lutego| NINIWA Team

Wyprawa rowerowa – jak zachować się na drodze? Wskazówki i zagrożenia

Być może jeździmy wiele po pobliskich lasach czy drogach rowerowych, jednak do tej pory nie jeździliśmy ani z takim ciężarem w sakwach, ani w większej grupie. Czas zmierzyć się z drogą!

Jeśli nie możemy sobie do CV wpisać długich wypraw rowerowych, przed wyruszeniem zastanówmy się nad naszą techniką jazdy. Możliwe, że tylko nam się wydaje, że jeździmy poprawnie, a tak naprawdę stanowimy zagrożenie na drodze. Dlatego omówmy kilka zasad, które powinniśmy sobie uzmysłowić lub przypomnieć, żeby podczas wyprawy nie zrobić krzywdy sobie oraz innym użytkownikom ruchu drogowego.

Zacznijmy od podstaw:

PEDAŁOWANIE

Magicznym słowem kluczem, którym będziemy mogli przyszpanować w towarzystwie lub pomądrzyć się na forach internetowych, jest słowo kadencja – częstotliwość obrotów korby. Im mniejszy opór, tym mniej trzeba się nakręcić, by rozruszać koła. Wprawdzie każdy ma na jazdę swój sposób, ale dla wygody powinniśmy obrać odpowiadające nam tempo pedałowania i utrzymywać je za pomocą przerzutek. Jadąc z górki na bardzo wysokiej kadencji (niskie przerzutki), namachamy się bez sensu. Jeśli zaś obierzemy niską kadencję, nie będziemy musieli tyle kręcić, a jednocześnie będziemy mogli w razie potrzeby dodać do pieca.

Nie sądziłam, że tego się trzeba nauczyć. Okazuje się, że pod górkę da się „wpłynąć”, że nie ma sensu cisnąć mocno. I tę zmianę nastawienia się odczuwa. Ważne, żeby jechać z tą samą kadencją – jechać równo, a gdy jest nam za ciężko lub za lekko – sterować przerzutką.

Jazda pod górę na niskiej kadencji da nam do wiwatu – nie będziemy w stanie pokonać podjazdu i w końcu przyciąganie ziemskie z nami wygra, a w dodatku narazimy nasze kolana. Na wysokiej kadencji utrzymamy płynność naszego „młynka” i pomimo mniejszej prędkości podjazd nie będzie nam straszny. Zresztą nie po to kupujemy rower z dobrymi przerzutkami, żeby bawić się w He-Mana, i nie po to mamy kolana, by je zniszczyć na wyprawie rowerowej. Podczas podróży utrzymujmy zatem stały lekki opór pod stopami, zmieniając przełożenia w zależności od nachylenia terenu. A skoro jesteśmy przy przełożeniach, to przyszła pora, by się nauczyć je stosować.

JAK STOSOWAĆ PRZEŁOŻENIA ?

Tak, przełożenia, a nie „przerzutki”, jak się powszechnie mówi. W poprzednim rozdziale już o tym wspominaliśmy – przerzutki to mechanizm, biegi – to przełożenia. Odpowiedzmy na postawione pytanie:

Prosta odpowiedź nr 1: Tak, żeby nam się miło jechało. Niskie numery, gdy jedziemy pod górkę; wysokie, gdy z górki.

Prosta odpowiedź nr 2: Tak, żeby przełożeniami nie rozwalić napędu.

Wielu ludzi sprawdza, ile dany rower ma „przerzutek”, i tonem znawcy odpowiada: „27, no nieźle”. Sęk w tym, że ten znawca nigdy nie użyje większości z nich. A może i użyje, ale zadziwiająco szybko doświadczy potrzeby wymiany napędu w rowerze. Dlaczego? Chodzi o nasz łańcuch.

Zmiana przełożenia podczas jazdy powoduje zrzucenie lub podciągnięcie łańcucha na inną zębatkę. Problem w tym, że łańcuch nie jest ruchomy, tylko sztywny. Jeśli zatem w przodzie przełożymy łańcuch całkiem „na lewo” a w tyle „na prawo” nasz łańcuch będzie ustawiony nieco na ukos, powodując ciągłe rwanie łańcucha, jak i wyginanie zębatek.

Żeby temu zapobiec, rowerzyści używają tylko kilku–kilkunastu przełożeń. Weźmy dla przykładu układ: 3 zębatki z przodu, 8 z tyłu. Żeby utrzymać łańcuch w miarę prosto, powinniśmy nie wychylać się zanadto poza następującą konfigurację:

  • przednia przerzutka: 1, tylna: od 1 do 4;
  • przednia przerzutka: 2, tylna: od 3 do 6;
  • przednia przerzutka: 3, tylna: od 5 do 8.

Im szybciej to zrozumiemy, tym lepiej dla nas i dla roweru. Oczywiście, że są herosi którzy całą podróż będą pokonywali na „3, 8”, ale nie jest to wskazane ani dla naszych kolan, ani dla rowerów.

I na koniec jeszcze jedna ultraważna sprawa – nie uruchamiamy przerzutek, gdy mocno ciśniemy pod górkę. Jeśli widzisz przed sobą stromy podjazd, wykorzystaj swój rozpęd, by zmienić przełożenie na lżejsze. Charakterystyczny przeraźliwy chrobot błagającej o życie przerzutki, słyszany często na podjazdach w mieście lub w parku, oznacza, że ktoś właśnie zadaniu nie podołał i pod górkę na siłę zmienia przełożenie, stosując przemoc na swojej przerzutce.

HAMOWANIE

Jednym z pierwszych zaskoczeń podczas wyprawy rowerowej jest to, jak bardzo wydłuża się droga hamowania, gdy podróżujemy z sakwami. Kiedy już zrozumiemy, ile ważymy wraz z rowerem i bagażem, warto szybko nauczyć się hamowania oboma hamulcami. Miejmy przy tym na uwadze, że hamuje się tylnym hamulcem, a przednim dopomaga hamowaniu. Hamując odwrotnie, możemy być niemiło zaskoczeni1.

Jeśli nie jesteśmy zmuszeni do nagłego zatrzymania się, hamowanie pulsacyjne powinno wydłużyć żywot naszych klocków hamulcowych. Jest jednak wśród rowerzystów inna szkoła, która mówi, że klocki są po to, by je zedrzeć, a ponieważ nie kosztują fortuny – nie warto oszczędzać na zdrowiu. Trudno się z tym nie zgodzić, zatem najlepiej spróbujmy zachować zdrowy umiar.

Wszystkie te uwagi oczywiście nie mają zastosowania, gdy przed koło nam wyskoczy, powiedzmy, dzik. I tak szarpniemy z impetem za klamki, i tak polecimy razem z rowerem, a dzik, jak każdy głupek po czyjejś szkodzie, dumnie pospaceruje dalej.

NA ULICY

Na ulicy czyha na nas kilka niebezpieczeństw, ale jeśli nie będziemy ostrożni, wkrótce sami możemy stać się niebezpieczeństwem dla innych. Powinniśmy szybko uświadomić sobie, że jesteśmy szersi niż na rowerze bez sakw i wykonując różne manewry, możemy z łatwością o coś lub o kogoś zahaczyć.

Przede wszystkim, jeśli jeszcze tego nie robimy, powinniśmy jak najszybciej nauczyć się stosować do przepisów ruchu drogowego – w końcu jesteśmy jego pełnoprawnymi uczestnikami. Nasze miejsce jest na ulicy lub na ścieżce rowerowej, a nie na chodniku. (chyba że ten jest bardzo szeroki lub warunki pogodowe zagrażają nam na drodze, a auta mkną szybciej niż 50 km/h)2. Zanim zaczniemy skręcać, powinniśmy odpowiednio wcześniej zasygnalizować to ręką. Jeśli skręcamy na ulicy w lewo, wystawmy rękę, i kiedy na to nam pozwolą samochody za nami (spokojnie – pozwalają szybko), skierujmy się w stronę środka jezdni i dopiero rozpocznijmy skręcanie. Oczywiście gdy nic nie nadjeżdża z przodu.

Na jezdni trzymajmy się jej prawej krawędzi, a gdy jeździmy w większych grupach, starajmy się dzielić w grupy kilkuosobowe i zachowajmy między sobą taką odległość, by inne pojazdy mogły bezpiecznie nas wyprzedzać. Polski ustawodawca nakazuje zachować odległość 200 metrów pomiędzy kolumnami. Jeśli zaś my chcemy wyprzedzić rower (lub motor), który porusza się wolniej niż my – lub jesteśmy do tego zmuszeni, bo kolega przed nami wydziela zapach, jakby był… na wyprawie rowerowej – pamiętajmy, że jesteśmy zobowiązani wyprzedzić go z lewej strony, zachowując przynajmniej metr odległości. Wcześniej oczywiście upewnijmy się, czy nasz nagły manewr nie spowoduje paniki kierowców i wskutek tego kolizji stulecia na drodze wojewódzkiej. Co ciekawe, w polskim prawie jest zapis, że jeżeli wyprzedzamy pojazdy „inne, niż rower”, możemy wyprzedzać je z prawej strony. Postarajmy się jednak wówczas nie wpaść do rowu melioracyjnego.

Gdy jedziemy w dwójkę, często chcemy jechać obok siebie, a nie za sobą – to zrozumiałe i prawo nam tego nie zabrania. Czy jest jakieś „ale”? Oczywiście! Nie możemy utrudniać poruszania się innym uczestnikom ruchu albo w inny sposób zagrażać bezpieczeństwu ruchu drogowego.

No i bądźmy widoczni – nie musimy wzorem NINIWA Team wozić ze sobą ogromnej flagi na 10-metrowej wędce, chociaż co kto woli, ale pomyślmy o kamizelkach odblaskowych, które mogą nam uratować życie nie tylko nocą.

Skoro jesteśmy przy ostrzeżeniach, przypomnijmy sobie kilka zasad, które o tyle dla jednych są oczywiste, co dla innych odkrywcze:

Dziury – omijajmy wszystkie dziury. Nigdy nie wiadomo, co się w nich kryje, niewygodnie się przez nie przejeżdża i możemy nabawić się „flapa” w lepszym wypadku, a w gorszym pokrzywić felgę. Po co to komu?

Kałuże – zapamiętajmy, że kałuże to po prostu mokre dziury. W dodatku mogą nas poślizgnąć i zrzucić z roweru. Mają też tę właściwość, że są mokre i brudne i przy upadku czynią nas podobnymi sobie.

Mokra nawierzchnia – jeśli wyliczać zalety jazdy z sakwami, zdecydowanie trzeba powiedzieć o właściwościach jazdy po mokrym. Przy większym ciężarze mamy większy docisk i jeśli nie będziemy szaleć, nasze koła nie powinny nam płatać figli, za to będą dobrze trzymać się nawierzchni.

Znaki poziome na ulicy – musimy na nie uważać, bo to podstępne charaktery – farby, którymi są malowane, bywają koszmarnie śliskie. Lepiej się o tym nie przekonywać i uważać, gdy hamując, najedziemy np. na pasy przejścia dla pieszych.

Tory – dobrze byłoby pokonywać je pod kątem zbliżonym jak najbardziej do prostego. Jeśli podjedziemy do nich zbyt równolegle, koło może wpaść do szyny, a my możemy spaść na asfalt.

Krawężniki – podobnie jak w przypadku torów postarajmy się podjechać w miarę możliwości pod kątem prostym. Ograniczmy również prędkość do minimum. Najlepiej w ogóle się zatrzymać i wnieść rower na krawężnik (o ile nie jest obniżony). Szybki wjazd na krawężnik po podrzuceniu przedniego koła naraża mocno nasze obciążone tylne koło i ryzykujemy pęknięcie szprychy.

Zjazdy z górki – po ciężkich podjazdach czeka nas nagroda – długi zjazd. Przez kilka lub kilkanaście kilometrów będziemy rozkoszować się widokami i prędkością, bez potrzeby ruszania korbą. Zanim zaczniemy ścierać nasze hamulce, uświadommy sobie, że jeśli spociliśmy się mocno, pedałując pod górkę, natychmiastowy zjazd spowoduje tak samo szybko ulgę, jak i przeziębienie. Wytrzyjmy się zatem i ubierzmy – wiatr zadba o to, byśmy się nie zgrzali. Niektórzy przed zjazdami wkładają wzorem starodawnych motocyklistów gazety pod koszulę. Sami sobie powinniśmy być także wdzięczni, jeśli zadbamy odpowiednio o ocieplenie naszych zatok przez opaskę, komin lub czapkę. Oczywiście kask jest bardziej niż obowiązkowy.

Kultura – nie jesteśmy sami na świecie. Bądźmy uprzejmi, nie przeszkadzajmy innym i nie zaśmiecajmy środowiska. Jedźmy prawą stroną drogi, pozdrawiajmy innych rowerzystów wyprawowych, woźmy ze sobą worki na śmieci i zapytajmy kogoś, kto na poboczu naprawia rower, czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy.

JAZDA W GRUPIE

Wielu rowerzystów powie: „to jest dopiero jazda”. I rzeczywiście, jazda w grupie wymaga od nas wszystkich znacznie więcej przygotowania, ostrożności i znacznie lepszej organizacji wyprawy.

Oddajmy głos liderowi NINIWA Team:

Organizacja jazdy w grupie to jest coś bezwzględnie ważnego i na to poświęcamy najwięcej czasu podczas wypraw przygotowawczych. Ludzie czasem jeżdżą bardzo dużo, ale najczęściej sami. Jak się potem okazuje – nie potrafią jeździć w grupie. Wyprawy rowerowe uczą życia w grupie – tu trzeba się dobrze komunikować. Gdy rozmawiamy twarzą w twarz, to się dobrze nawzajem słyszymy. Podczas jazdy na rowerze pęd powietrza powoduje, że pierwszy Cię ledwo słyszy, a trzeci, piąty, trzydziesty nie usłyszy już nic. Dlatego trzeba się nauczyć dobrze komunikować. Jazda w kolumnie jest bardzo wymagająca, bo największe zagrożenie na trasie jest wewnątrz grupy. Wypadki, które mieliśmy, były niemal zawsze z naszego powodu. Tak samo w Twoim życiu. Ty sam najbardziej możesz sobie zepsuć życie.

Lider

To nie liczba pokonanych kilometrów jest największym sukcesem wypraw rowerowych. Będzie nim to, że wrócimy w takiej samej pod względem liczebności ekipie, w jakiej wyjeżdżaliśmy. I to nie jest takie oczywiste.

Jeżeli wyjeżdżamy w większej grupie, musimy wyznaczyć lidera. Bez lidera grupa będzie się nam rozklejać. Możemy wszyscy być kolegami, ale umówmy się, że ktoś zarządza. Może być nim jedna osoba na całą wyprawę, ale jeśli mamy grupę samców alfa, można ustalić, że każdy będzie liderem innego dnia.

Lider musi utrzymać grupę w kupie, co nie jest wcale łatwe. Na kierowanie nie ma uniwersalnej recepty, ale jeśli się traci posłuch, grupa się rozpada. Dlatego pewien zamordyzm musi być – lider powinien wyznaczać ramy czasowe, określać czas jazdy i czas przystanków, decydować o dystansie i dodatkowych przerwach, zwracać uwagę na bezpieczeństwo grupy, a w razie potrzeby – czasami nawet huknąć.

Wyprawa to urlop, a nie obóz pracy

Lider musi jednak pamiętać, że jego grupa jest na wakacjach. Czasami musi dać odpocząć lub pozwolić grupie na kąpiel w pobliskim jeziorze. Powinien także zwracać uwagę na szyk grupy i myśleć „pod najsłabszego”.

Jak powtarza o. Tomasz Maniura – „grupa jest na tyle silna, na ile silny jest jej najsłabszy uczestnik”. Lider powinien starać się utrzymywać stałe tempo, jednak jeśli ktoś jest ewidentnie słabszy, czasami trzeba będzie odpuścić, żeby się ta osoba nie podłamała. Przypomnijmy sobie, co jest sukcesem wyprawy.

Nasza grupa, podobnie jak każda organizacja, wymaga jasnej i przejrzystej komunikacji. Ważne jest zatem stworzenie przestrzeni do rozmawiania ze sobą, żeby wszyscy mieli to samo w głowach. Jeśli każdy będzie miał inne patrzenie na organizację wyprawy, prędzej czy później wszyscy się pozabijają. Lider musi przyjąć, że choć jedziemy tą samą drogą, każdy widzi coś innego, inaczej postrzega rzeczywistość, ma inne plany i zamiary.

Trzeba więc jasno planować – ile do następnej przerwy, o której jemy obiad oraz ile kilometrów zamierzamy przejechać. Ludzie muszą wiedzieć, po co wsiadają na rower w danym momencie. Jeśli komuś będzie się trudno jechało, to będzie wiedział, po co jedzie – myśl o nadchodzącym obiedzie będzie go napędzać. Na początek i na koniec dnia, a najlepiej właściwie po każdej dłuższej przerwie, warto się zebrać razem i jasno przekazać grupie, jakie są najbliższe cele i ile nam zostało jazdy. Nawet jeśli ludzie nie będą zbyt rozmowni, lider powinien mówić.

W niedzielę mamy spotkanie, na którym każdy w kółku opowiada o minionym tygodniu – jak mu się jechało. Tak czysto fizycznie. To buduje jedność i ma na celu wyjaśnić wszystkie niewyjaśnione sytuacje, spory i kwasy. W końcu jesteśmy razem 24 godziny na dobę. Przy ekstremalnych warunkach, gdy szukasz noclegów po raz któryś, jest za ciepło lub za zimno; ty jesteś brudny i mokry – wtedy bardzo łatwo jest na kogoś coś powiedzieć. Łatwo się wkurzyć. Wyobraź sobie, że rower się popsuł komuś, kogo nie lubisz, i przez niego stoisz na zimnie przez 2 godziny. Łatwo ci nerwy puszczą. Niedzielne spotkanie jest po to, by każdy poprosił o przebaczenie i przebaczył to, co trzeba. To nawet nie ma charakteru religijnego. To jest ważne, żebyśmy rozmawiali ze sobą. Są tacy, którzy nie chcą nic powiedzieć. A inni gadają bez powodu. Na wyprawie jednak nie da się nic ukryć. Sytuacja powoduje, że się jest prawdziwym. Po jakimś czasie wszystko wyjdzie na wierzch. Przez kilka tygodni nie da się gadać tylko o pogodzie.

By utrzymać grupę, musimy się silnie zorganizować wewnętrznie. Choć nie brzmi to dobrze na urlopie i wielu będzie się chciało zbuntować, dobra organizacja spowoduje w grupie lepszą atmosferę. Jeśli przez brak organizacji zacznie nam uciekać czas, w grupie szybko stworzą się podziały i atmosfera się rozsypie.

Autorytet lidera powinien być niepodważalny, ale żeby to osiągnąć, lider powinien być opanowany, pewny swego i zawsze dawać z siebie 100%. Gdyby jechał autem technicznym obok rowerzystów, nie miałby prawa niczego od nich wymagać. Wszystkiego, czego wymaga od grupy, najpierw wymaga od siebie, nie dając sobie żadnych taryf ulgowych. A jeśli wszystko zacznie się walić, nie powinien dać po sobie niczego poznać. Czasami trzeba robić dobrą minę do złej gry, żeby grupa nie zaczęła panikować. W końcu jeszcze nigdy nie było tak, żeby jakoś nie było – dopóki będziemy jednością, naszej grupie nic nie grozi.

Organizacja dnia (punktualność)

Chociaż jesteśmy na urlopie i kalendarze wyrzuciliśmy za siebie, podczas jazdy w grupie musimy dobrze zagospodarować czas. Zaoszczędzi nam to wiele czasu i nerwów. W grupie dobrze jest wyodrębnić osobę, która jasno określi ramy czasowe, w których będziemy się poruszać każdego dnia. Wiemy, że są wakacje i chce się mieć trochę swobody, ale uwierzcie – swobodę będziemy mieli i tak, a dobra organizacja czasowa da nam spokój i zgranie grupy, a przy tym da pewność, że wrócimy w jednej grupie, a nie jako kilka obrażonych na siebie jednostek.

Na wyprawie rowerowej nie warto się rano lenić. Im wcześniej wstaniemy, tym łatwiej będzie nam przejść (przejechać) ten dzień. Ci, którzy długo wstają, celebrują śniadania, po czym wyjeżdżają przed południem, narażają się latem na silne słońce przez całą podróż, a na miejsce dojeżdżają po ciemku, nerwowo szukając noclegu.

Ustalając godzinę pobudki (w europejskim klimacie najlepiej między 5.00 a 7.00)3, miejmy na uwadze również czas potrzebny na śniadanie i zebranie się całej grupy. Liderzy grup rowerowych mówią, że trzeba mieć zapas do godziny od pobudki. Pamiętajmy, że punktualność w grupie jest szalenie ważna. Jeśli wyjeżdżamy z dużej metropolii, zróbmy to możliwie najwcześniej, żeby korki uliczne nie zrobiły naszym planom „kuku”.

Na rowerze najlepiej jeździ się rano. Postarajmy się do południa zrobić jak najwięcej kilometrów. Jeśli poranne godziny Ci uciekną, stracisz coś więcej niż czas. Wcześniejszy wyjazd da nam wiele opcji w ciągu dnia.

Wy, którzy kochacie spać – nie martwcie się. Pokonane do południa kilometry pozwolą Wam na słodką, orzeźwiającą, długą drzemkę w popołudniowym cieniu. Niektóre ekipy rowerowe w trakcie upalnych dni robiły sobie przerwy na drzemki często nawet od 14.00 do 17.00. Sami przyznają, że takie drzemki dają dużo siły na dalszą jazdę. Jeśli jednak zaśpimy rano, z upałem powalczymy na siodełku.

Organizacja kolumny

Skoro nie jeździmy samemu, musimy się nauczyć jeździć w kolumnie. Żeby to działało, w grupie musimy mieć wspólne tempo. Dlatego ustawienie naszej kolumny rowerzystów na drodze ma duże znaczenie. Na przedzie powinna jechać odpowiedzialna i silna osoba. Ma ona trudną pracę do wykonania – musi myśleć za wszystkich i ich prowadzić. Powinna pamiętać, że rowerzysta za nią powtórzy wszystko. Pierwszy w kolumnie nadaje tempo, pokazuje swoje zamiary i ostrzega przed wszystkim, do czego kolumna się zbliża. Pod koniec dnia ta praca odbija się na nim, człowiek ten zasypia na stojąco, dlatego warto wymieniać się na stanowisku przodownika grupy.

Dobrze, by za pierwszym rowerem jechali najsłabsi rowerzyści, dzięki czemu przodujący ustawi tempo grupy, które nie będzie przewyższać ich możliwości, a słabsi nie pozostaną z tyłu. Ostatni ma za zadanie zatrzymanie grupy na wypadek, gdyby komuś coś się stało, oraz zabierać rzeczy, które innym spadły z roweru.

Jeśli pozwalają nam na to warunki na drodze, miło jest jeździć dwójkami, bo przy rozmowie droga się tak nie dłuży. Jeśli nie ma takiej możliwości, ustawmy się jednak jeden za drugim.

Kiedy oglądamy wyścigi rowerowe, widzimy, że rowerzyści jadą jak po sznurku. Dzięki temu tworzy się tunel powietrzny. Stworzenie tunelu powietrznego i nam zapewni przyjemniejszą jazdę. Pierwszy z nas jednak powinien reagować na wszystkie przeszkody przed nami i odpowiednio wcześnie o nich ostrzegać. Przeszkody omijamy łagodnie, dzięki czemu ostatni rowerzysta, który nie słyszy, o czym ostrzegaliśmy, widzi, że grupa przed nim faluje, a to oznacza, że omija niebezpieczeństwo.

Sygnalizacja

Jeśli chcemy w kolumnie porozumiewać się głosowo, szybko się zawiedziemy. By nasza kolumna potrafiła jeździć jak wąż, należy wcześniej wypracować sobie odpowiedni system znaków. Podnośmy rękę, zanim zaczniemy hamować, pokazujmy sobie palcem dziury i słupki po drodze, sygnalizujmy zbliżanie się do torów kolejowych.

Przeszkód po drodze będzie mnóstwo. Czasami studzienka wystaje pół metra nad ziemię, czasami jest pół metra pod ziemią; czasami na drodze leży stara opona, cegły, czy deska. Pierwszy, który widzi przeszkodę, jest w stanie ominąć ją bez problemów. Drugi musi wykonać gwałtowny ruch, a trzeci będzie leżeć.

Dlatego pierwsza osoba w kolumnie musi myśleć, żeby następna miała odsłoniętą przeszkodę minimum 5 metrów wcześniej. W tym celu przeszkodę wskazuje palcem, a każdy automatycznie musi pokazywać znak dalej, aż do końca stawki. Powinniśmy starać się jeździć po niewidocznej linii.

Niezależnie czy jedziemy w małej, czy w dużej ekipie, powinniśmy szybko nauczyć się sygnalizacji i przed wyruszeniem w daleką podróż wypróbować ją w grupie podczas wycieczki przygotowawczej. Wkrótce będziemy grypsować tak, że nawet ci we Wronkach nam będą zazdrościć.

Ostrzeżenia

Najtrudniej będzie nam na początku nauczyć się podnosić rękę, zanim zaczniemy hamować. A jednak jest to absolutnie kluczowe. Nie jedziemy sami i musimy uważać na tych, którzy jadą za nami, ufając w naszą roztropność. Jeśli nie ma wyjścia i musisz nagle zahamować, spróbuj natychmiast uciec na prawo. Po pierwsze, da to rowerzyście za Tobą więcej czasu na reakcję, a po drugie, nagła ucieczka w lewo może zakończyć się bliskim spotkaniem z jadącym samochodem.

Może nas to zdziwić, ale jadąc w kolumnie, nie powinniśmy stawać na pedałach. Chodzi o to, że gdy wstaniemy, nasz rower w kolumnie przesunie się nagle o pół metra do tyłu, przez co możemy spowodować niepotrzebną panikę u osób jadących za nami, zmuszonych do walki, by nie wjechać nam w koło.

Myśląc o innych, pamiętajmy też, by po wjeździe na szczyt górki pierwszy nie zatrzymywał się na wierzchołku, tylko jakieś 100 metrów dalej, by przez jego egoizm reszta ekipy nie musiała zatrzymywać się pod górkę.

Poza tym starajmy się także utrzymywać jednostajne tempo. Osoby, które trochę pedałują i trochę odpoczywają, niszczą zarówno szyk kolumny, jak i atmosferę w niej panującą.

Mały Poradnik Wielkich Wypraw

Powyższy tekst jest fragmentem Małego Poradnika Wielkich Wypraw, który został napisany na podstawie 11 lat doświadczenia wypraw NINIWA Team. Dowiesz się z niego wszystkiego na temat organizacji i przebiegu wyprawy rowerowej!

Zapraszamy do sklepu NINIWY 


1 Chociaż ciężar sakw i tak powinien nas uchronić przed ewolucjami akrobatycznymi z użyciem kierownicy i asfaltu przed nami.

2 Zapisy w kodeksie drogowym o dopuszczeniu rowerzystów do jazdy po chodniku ulegają zmianie. Przed wyruszeniem w drogę warto usiąść do lektury regulacji prawnych w danym kraju.

3 Kiedy NINIWA Team jechała do Maroka, ze względu na wysokie temperatury obrała nocny tryb jazdy. Przy planowaniu dnia i pobudek uwzględnijmy więc warunki atmosferyczne panujące w miejscu, do którego się wybieramy.

Marcin Szuścik

Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.