Biografia Benedykta XVI. Za co w życiu otrzymał „niezłe baty”?
Benedykt XVI jest ponadczasowo aktualny. Programem całego jego życia była miłość. Całe życie służył i służy nadal z miłością Bogu, człowiekowi i Kościołowi - zaznacza Peter Seewald, autor wydanej przez krakowską oficynę "Znak" książki pt. "Benedykt XVI. Życie".
W rozmowie z KAI autor monumentalnej biografii kreśli osobisty portret Josepha Ratzingera/Benedykta XVI, charakteryzuje jego osobowość, mówi, co jest najważniejsze w jego życiu i dziele, jak jest ono ważne dla współczesnego Kościoła i świata.
Krzysztof Tomasik (KAI): Jesteś zadowolony z polskiego wydania Twojej monumentalnej biografii Benedykta XVI?
Peter Seewald: Bardzo się cieszę. Choćby z powodu mojego podziwu i czci dla św. Jana Pawła II. Polska ma ogromne znaczenie dla zachowania wiary katolickiej. Benedykt XVI wielokrotnie to podkreślał. Jest on wielkim przyjacielem Polaków. To nie przypadek, że jego pierwsza podróż zagraniczna po Światowych Dniach Młodzieży w Kolonii zaprowadziła go do Polski, ojczyzny jego przyjaciela Karola. Na pierwszy rzut oka wydawali się zupełnie różnymi osobowościami. Jeden dobrze zbudowany i silny, wysportowany, emocjonalny, „człowiek-góra”. Drugi mały i drobny, delikatny i racjonalny. Ale doskonale się uzupełniali. Walczyli o tę samą sprawę i na tych samych zasadach. Reformę Kościoła pojmowali jako odnowę, która prowadzi z powrotem do sedna wiary, a nie do jej wydrylowania.
KAI: Poświęciłeś kawał życia J. Ratzingerowi/Benedyktowi XVI. Dlaczego?
– Po prostu tak się stało, bez moich specjalnych intencji. Pierwsze moje spotkanie z ówczesnym kardynałem miało miejsce w listopadzie 1992 roku. Jako redaktor dziennika „Süddeutsche Zeitung” otrzymałem zlecenie sporządzenia portretu ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Niekoniecznie byłem jego fanem, a gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że z późniejszym Benedyktem XVI opublikuję cztery książki-wywiady i dużą biografię, pomyślałbym, że jest szalony.
Ale życie jest czasem bardziej szalone, niż możemy sobie to wyobrazić. Ówczesny kardynał powiedział w jednej z naszych rozmów: „Życie nie składa się ze zbiegów okoliczności, lecz ktoś uprzedza moje postrzeganie, myśli i kieruje moim życiem. Mogę się temu sprzeciwiać, ale mogę też to przyjąć i wtedy uświadamiam sobie, że naprawdę prowadzi mnie «opatrznościowe» światło”. I ja też w pewnym sensie podążyłem za tym światłem. Było to tak ekscytujące i ważne, że nie mogłem się temu przeciwstawić.
KAI: Kim jest osobiście dla Ciebie Benedykt XVI, jako człowiek, kapłan, papież?
– W ciągu prawie trzydziestu lat towarzyszyłem mu jako dziennikarz i zawsze starałem się zachować zawodowy dystans. Dworska sprawozdawczość jest nic nie warta, nawet przy wielkiej sympatii. Już wtedy, gdy spotkałem go po raz pierwszy, kard. Joseph Ratzinger był, obok Jana Pawła II, najbardziej znanym człowiekiem Kościoła katolickiego na świecie i też najbardziej kontrowersyjnym, określanym epitetami: „pancerny kardynał”, czy „wielki inkwizytor”. Byłem nieco zaskoczony, gdy zobaczyłem, że obraz jego osoby przedstawiany w większości mediów nie był prawdziwy. W rzeczywistości była to bardzo skromna, gotowa do pomocy i ciepła osoba, pozbawiona próżności, nie demonstrująca swojej władzy. Przede wszystkim widziałem, że ten człowiek dawał przekonujące odpowiedzi na problemy naszych czasów, płynące z wiary, tradycji i własnej refleksji.
Inspirował mnie entuzjazm, z jakim występował w obronie sprawy Chrystusa, prawdziwego humanizmu i prawdy. Zawsze postrzegałem go jako człowieka myślącego nowocześnie, jako kogoś, kto jest mocno osadzony w rzeczywistości, ale nie dostosowuje się do ducha czasów, i pozostaje wobec niego krytyczny. I do tego był gotów otrzymywać nieraz za swoją postawę niezłe baty. Patrząc w kontekście osoby Benedykta XVI na wielu biskupów i księży, wydają się oni być mieszczanami i wygodnickimi. Zadowalają się instytucjonalnym katolicyzmem i chętnie poświęcają filary wiary, aby zyskać powszechną akceptację. Natomiast Benedykt XVI był zawsze kimś, kto starał się strzec ognia wiary, a nie popiołów.
KAI: Napisałeś, że charakterystyczną cechą J. Ratzingera jest „semper idem” – „zawsze taki sam”. Dla mnie Benedykt XVI jest też przykładem osoby w pełni zintegrowanej, łączącej dziecięcą wiarę z najwyższym intelektualnym i duchowym wyrafinowaniem. Tym samym może być wzorem dla współczesnego chrześcijanina, człowieka, zwłaszcza dla młodzieży.
– Kiedy Ratzinger zaczął wykładać na uniwersytecie, wszyscy zwrócili na niego uwagę. Była w tym nieznana świeżość, nowe podejście do tradycji połączone z głęboką refleksją i językiem, którego na salach wykładowych wcześniej się nie słyszało. Nie jest przypadkiem, że wiele z jego dzieł, jak na przykład „Wprowadzenie w chrześcijaństwo”, stało się już dawno klasyką literatury religijnej. Z milionami wydrukowanych egzemplarzy swoich dzieł na całym świecie jest prawdopodobnie najbardziej poczytnym teologiem współczesności.
„Moim podstawowym impulsem było – powiedział w jednym z naszych wywiadów – odsłonięcie rzeczywistego rdzenia wiary pod inkrustacjami i nadanie temu rdzeniu siły i dynamizmu”. Impuls ten był stałym motywem w jego życiu. Podobnie jak jego koledzy, na przykład wielki francuski teolog o. Henri de Lubac, uważał się za nowoczesnego, postępowego teologa. Poszukując znaków czasu, domagał się, aby za żadną cenę nie zdradzić tego, co jest ważne i słuszne.
Jego wielkim darem jest także niezwykła zdolność do rozplątywania spraw, wyjaśniania skomplikowanych kwestii, znajdowania tego co wspólne i najważniejsze. Nawet jego krytycy mówią o jego ostrym jak brzytwa umyśle. Jednocześnie zawsze bronił pobożności zwykłych ludzi, czym nieraz gardzą profesorowie teologii, którzy uważają się za szczególnie postępowych. Ratzinger pokazuje też „lekkość” wiary bez jej trywializowania czy obierania jej powagi. Jego pisma, oprócz wysokiego poziomu intelektualnego i duchowości, zawsze zawierają w sobie tę wspaniałą „szczelinę”, która poprzez umysł dotyka serca i duszy.
KAI: Swoją biografią starasz się też obalać krytyczne stereotypy jakie nagromadziły się wokół osoby Benedykta XVI. Już wspomnieliśmy epitety, którymi był określany: „pancerny kardynał”, „wielki inkwizytor”, „konserwatysta” itd.
– Zastanawiałem się, dlaczego na osobie Josepha Ratzingera/Benedykta XVI skupiły się tak potężne ataki. Odpowiedź brzmi: Zawsze był tym który upomina, człowiekiem niewygodnym, który sprzeciwiał się wysiłkom, aby uczynić z Kościoła katolickiego coś w rodzaju społecznego stowarzyszenia lub przypisać mu rolę globalnego strażnika zasad etycznych, światowego etosu. Stąd jako obrońca wiary stał się celem ataków. Zaczęło się to bardzo wcześnie. Po Soborze Watykańskim II zderzyły się ze sobą dwa odmienne teologicznie i kościelno-politycznie obozy, które walczyły o suwerenność interpretacji Soboru Watykańskiego II. Ojcowie soborowi w żadnym wypadku nie uprawomocnili retoryki, która oznaczałaby sekularyzację, czy też „zeświecczenie” wiary. Ani celibat nie został zachwiany, ani nie było w perspektywie kapłaństwa kobiet itd. Niemniej jednak stało się jasne, że wraz z Soborem Watykańskim II wzmocniły się siły, które wyczuły szansę na wyrzucenie za burtę podstawowych wartości wiary katolickiej.
W takim kontekście Ratzinger zdecydowanie promował modernizację Kościoła, którą podjął Sobór, ale był też jednym z pierwszych, którzy ostrzegali przed reinterpretacją soborowych postanowień. Aby wyeliminować jego krytyczny głos, nagle zniesławiano go jako renegata i reakcjonistę. Temu celowi służyła na przykład legenda o jego „traumie” podczas studenckiej rewolty w 1968 r., o której mówiono, że zmieniła go z postępowego teologa w skrajnego konserwatystę. Ta historia nie ma jednak nic wspólnego z prawdą. Nie było ani „traumy” Ratzingera, ani punktu zwrotnego. Jego stanowisko nie różni się od tego, które zajmował przed Soborem. „Folwark zwierzęcy” George’a Orwella bardzo dobrze opisuje taki proces, w którym nowa władza stara się wyeliminować siły opozycyjne, wprowadza nowe słowa, nową interpretację programu i nowe obrazy, przede wszystkim głównego wroga, który za wszystko ponosi winę, także za to, że po wszystkich koniecznych ulepszeniach nie wszystko idzie jak należy.
KAI: Co dla Ciebie jest najważniejsze w życiu i dziele Benedykta XVI?
– Można by dużo na ten temat mówić. Być może jego wierność zasadom i autentyczność. W swoich wysiłkach naśladowania Chrystusa, nigdy nie dał się skusić, aby zrobić coś, co sprzeciwia się przesłaniu Jezusa. Zawsze starał się swoim kierowanym świętością życiem, świadczyć o Jezusie. Oczywiście przy wszystkich ludzkich słabościach, które również jako papież posiadał. Nawiasem mówiąc wśród protestantów można znaleźć takich, którzy widzą w nim „latarnię morską”, według której mogą obrać kierunek. Ewangelicki proboszcz Kościoła Chrystusa w Rzymie Jens-Martin Kruse po wspólnej wieczornej liturgii 14 marca 2010 roku podkreślił, że Benedykt XVI rozumie wielkie pytania i tematy naszych czasów. Kto spotyka się z papieżem, spotyka chrześcijanina, który w centrum nie stawia siebie samego ani swojego urzędu, lecz Chrystusa, „i to w sposób przekonujący i czyniący go wzorem wiary także dla luteran”.
Jan XXIII, w przemówieniu na otwarcie Soboru, stwierdził, że Kościół nigdy nie może odejść „od świętego dziedzictwa prawdy przekazanej przez Ojców”, a jednocześnie musi uwzględniać „teraźniejszość, nowe warunki i formy życia nowoczesnego na świecie, które otwarły nowe drogi dla apostolstwa katolickiego”. To jest to, co Joseph Ratzinger wziął sobie do serca, o to walczył od początku, nie tylko jako „teologiczny żółtodziób”, ale przez całe swoje życie.
KAI: Dlaczego dzieło Ratzingera/Benedykta XVI jest tak ważne dla współczesnego Kościoła i świata? Jest uważany za wielkiego diagnostę nowoczesności, kryzysu chrześcijaństwa, kultury i cywilizacji na Zachodzie.
– W swoim osobistym doświadczeniu Ratzinger analizuje doświadczenie historyczne od początku XX wieku do epoki cyfrowej. On zna sytuację Kościoła w różnych epokach: Kościoła ludowego, Kościoła prześladowanego w czasach nazistowskiej i komunistycznej dyktatury i Kościoła w kryzysie, takim jakim go teraz przeżywamy.
Zawsze był budowniczym mostów, który promował ponowne odkrycie Ojców Kościoła, pomógł kształtować Sobór Watykański II, ale także zwalczał herezje okresu posoborowego. Ratzinger nie tylko pisał historię Kościoła, ale także kształtował debatę społeczną. To nie przypadek, że jest zaliczany do największych myślicieli naszych czasów. Niektórzy już o nim mówią jako o Doktorze Kościoła nowoczesności.
Pokazał, że religia i rozum nie są sobie przeciwstawne, że to właśnie rozum jest gwarancją uchronienia religii przed popadnięciem w obłąkańcze fantazje i fanatyzm. Przede wszystkim jednak wszyscy wiedzieli, że to, co głosi, być może nie jest dla wielu wygodne, ale z pewnością odpowiada nauce Ewangelii i tradycji Kościoła.
Sądzę, że w ostatecznym rozrachunku spuścizna Benedykta XVI nie dotyczy przeszłości, ale przyszłości. Z czasu pontyfikatu pozostanie przede wszystkim jego trylogia o Jezusie. Żaden z jego poprzedników na katedrze Piotrowej nie odważył się podjąć takiego zadania, a wręcz nikt nie nadawał się do tego lepiej. Jego chrystologia stała się pilnie potrzebna w obliczu niszczenia, fałszowania obrazu i przesłania Jezusa. Jego wielkim ostrzeżeniem jest to, „aby Słowo Boże, w swej wielkości i czystości, było zachowane przeciwko wszelkim próbom jego dopasowania i rozmydlenia”. Wskazał na wiele problemów, które trzeba rozwiązać, a które jednak nie zostaną rozwiązane, „jeśli Bóg nie znajdzie się ponownie w centrum naszego życia i jeśli człowiek nie będzie czynił siebie samego miarą wszystkich rzeczy”.
KAI: Jakiego Kościoła pragnie Benedykt XVI, który chce, aby zwracano się do niego po ustąpieniu z papieskiego urzędu: „Ojciec Benedykt”? Przypomnijmy, że przybrał imię Benedykta nawiązując do „papieża pokoju” Benedykta XV oraz patrona Europy i założyciela zakonu benedyktynów, św. Benedykta z Nursji. Jaka jest jego wizja Kościoła Ojca Benedykta?
– Ratzinger już wcześniej stawił czoła wyzwaniom coraz bardziej zsekularyzowanego świata i wniósł istotny wkład w debatę społeczną. Już w 1958 roku w broszurze pod tytułem „Nowi poganie i Kościół” domagał się „delaicyzacji” Kościoła, co prawie kosztowało go karierę. Jego zadaniem jest nie dopasowywanie się do świata, ale wewnętrzna odnowa wiary. Teraz i w przyszłości będzie to kwestia zachowania sedna wiary autentycznych katolików, do którego będą mogli dołączyć inni. W swojej wizji przyszłości Ojciec Benedykt mówi o Kościele, który znów stanie się mały i mistyczny, który jako „wspólnota wiary” musi odnaleźć z powrotem swój język, swój światopogląd i głębię tajemnicy wiary w Jezusa. Tylko wtedy bowiem może on rozwinąć swoją pełną sakramentalną moc.
Pisał: „Kościół ma swoje światło od Chrystusa” i ostrzegał: „Jeśli nie przejmie tego światła i nie przekaże go dalej, będzie tylko pozbawioną blasku grudką ziemi”. Nie chodzi tu tylko o sam Kościół, ale o ludzi. Społeczeństwo, szczególnie świata Zachodu, aby godnie i normalnie żyć, jest zdane na wodę ze źródeł, a ona płynie do niego ze źródeł chrześcijaństwa. Widzimy na przykładzie strasznych doświadczeń XX wieku, co grozi, kiedy chrześcijański światopogląd i chrześcijańska etyka zostaną wyrugowane z naszego życia.
KAI: Napisałeś monumentalną biografię, która wydawać by się mogło wyczerpuje temat „Benedykta XVI”. Czy na pewno wiemy już wszystko o papieżu Ratzingerze?
– Kiedy podąża się jego drogą, zastanowi na jego dziełem i działalnością jako papieża, wyłania się zupełnie nowy obraz jego osobowości, ale również historyczne znaczenie tego człowieka, choćby na przykład w kwestii znaczącego wkładu w prace Soboru. Zawsze sądzono, że kariera byłego profesora teologii szła gładko i jego droga pozbawiona była upadków. Jednak widać na niej wiele wzlotów i upadków, z dramatami, które prowadziły nawet na skraj przepaści. Stawiano go jako nową gwiazdę na niebie teologii, a równocześnie robiono z niego niebezpiecznego modernistę. Na przykład spójrzmy na aferę wokół Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. Odpowiedzialną za rozpętanie tej afery, która kładzie się pewnym cieniem na pontyfikacie Benedykta XVI, była kampania oparta na manipulacji, co udowadniam w mojej książce. Opowiadam także o zdrowotnych problemach Ratzingera. Mało kto wiedział na przykład, że zanim został wybrany na papieża, potrzebował rozrusznika serca i nie widział na lewe oko z powodu zwyrodnienia plamki żółtej.
KAI: Czego osobiście nauczyłeś się od swojego Mistrza – Ojca Benedykta, a co chciałbyś przekazać dalej?
– Ratzinger jest człowiekiem, który myśli radykalnie i wierzy radykalnie, ale zawsze starał się być wyważony, chronić wiarę przed upolitycznieniem i nie trafiać na pierwsze strony ani prawicy, ani lewicy. Ten, kto zna historię Kościoła, wie że prawdziwymi reformatorami byli zawsze ci, którzy nie dzielili, lecz łączyli. Nie uważam, aby za zacofaną osobę uważać tę, która próbuje zachować źródłowe kody wiary Chrystusa. A tak to dokładnie wygląda dzisiaj. Orędzie Jezusa jest źródłem, z którego nie możemy zrezygnować, tak jak nie możemy zrezygnować ze źródeł życia pochodzących z natury. „Stworzenie jęczy – mówił papież Benedykt XVI – a marnotrawienie stworzenia rozpoczyna się tam, gdzie nie uznajemy już żadnej instancji ponad sobą, lecz widzimy jedynie siebie samych; rozpoczyna się tam, gdzie nie istnieje już żaden wymiar życia po śmierci, gdzie w tym życiu musimy zagarnąć wszystko i mieć jak najbardziej intensywne życie, gdzie musimy posiadać tyle, ile się da”.
Niestety głos Ratzingera był wielokrotnie traktowany podobnie jak głos wołającego na pustyni, którego słów nikt nie słyszał albo nie chciał słyszeć. Pozostaje on jednak wielkim mędrcem Kościoła, mistrzem duchowym, który może nas nauczyć sztuki życia. Dla niego ważne było ukazywanie osobowego Boga, z którym można i trzeba mieć osobistą relację, aby być naśladowcą Chrystusa. „Odważmy się żyć stylem życia Jezusa Chrystusa – zachęcał – miejmy odwagę żyć wiarą. Nie dajmy się zwieść myśleniu, że chrześcijaństwo jest przestarzałe lub nieaktualne! Przestarzałe i nieudane są materialistyczne modele życia, wszystkie próby zbudowania modelu życia bez Chrystusa. Chrystus to nie tylko wczoraj i dziś, On jest także jutrem, ponieważ do Niego należy wieczność”.
KAI: Czy Ojciec Benedykt przeczytał Twoją biografię?
– Pokazałem mu wcześniej kilka rozdziałów, aby mógł wyrobić sobie zdanie. Napisał do mnie: „Tak jak okazuje się, że jest Pan historykiem historii najnowszej, tak okazuje się, że jest Pan żywym narratorem mojej osobistej historii”. Nie mogę powiedzieć, czy podobają mu się wszystkie rozdziały. Moim celem było stworzenie możliwie szeroko otwartego dostępu do nie dającego się zastąpić dzieła Benedykta XVI oraz zabranie czytelnika w historyczną, duchowo pasjonującą i wzbogacającą podróż. Podkreślę z mocą: programem całego jego życia była miłość. Całe życie służył i służy nadal z miłością Bogu, człowiekowi i Kościołowi. Benedykt XVI jest ponadczasowo aktualny.
***
Peter Seelwald (rocznik 1954), był redaktorem i publicystą w niemieckich tygodnikach “Der Spiegel”, „Stern” oraz w magazynie dziennika „Süddeutsche Zeitung”. Obecnie jest niezależnym publicystą, mieszka w Monachium. Jest autorem kilku książek o kardynale Josephie Ratzingerze, m.in. wywiadów-rzek „Sól ziemi” i „Bóg i świat” na temat chrześcijaństwa i Kościoła katolickiego u progu XXI wieku oraz opublikowanego w 2010 roku wywiadu z Benedyktem XVI pt. „Światłość świata. Papież. Kościół. Znaki czasu” i w 2016 r. wywiadu z papieżem seniorem pt. „Benedykt XVI. Ostatnie rozmowy”. Wszystkie te książki stały się bestsellerami na całym świecie, zostały również wydane w Polsce.
Źródło: KAI Krzysztof Tomasik / Monachium
Krzysztof Zieliński
Od 2008 roku współtworzy Oblackie Duszpasterstwo Młodzieży NINIWA, co jest jednocześnie pracą i życiową misją. Współorganizuje i animuje wydarzenia, pisze artykuły, redaguje treści książek i robi znacznie więcej. Człowiek orkiestra.