Wspomnienia wciąż żywe GSB#3
Minęło już 8 miesięcy od zeszłorocznej pieszej wyprawy – podczas której przemierzaliśmy beskidzkie i bieszczadzkie szlaki – a wciąż wydaje się, jakby to było wczoraj.
Rozpoczynając wędrówkę w Ustroniu, myślę, że nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, co nas czeka i jak właściwie przeżyjemy ten czas. To, co z łatwością można było zaobserwować, napotkawszy bandę rozśpiewanych studentów na czele z szalonym oblatem, to szczerą radość, jaka malowała się na twarzy każdego z nas. Paradoksalnie, trudno było wyjaśnić, co jest jej źródłem. Przecież upał, zmęczenie, niewyspanie, deszcz, grad czy głód nie sprzyjają dobremu samopoczuciu. A może jednak? Tego wszystkiego doświadczyliśmy w przeciągu 3 tygodni wędrówki, a mimo wszystko ciągle potrafiliśmy się cieszyć sobą oraz otaczającą nas przyrodą.
Zadziwiające jest to, że rzekomo „popsuta dzisiejsza młodzież” okazała się być niezwykle wrażliwa na potrzeby drugiego człowieka, otwarta na Boże działanie i umiejąca przyjmować to, co otrzymywała w danym dniu od napotkanych ludzi. Dzięki krótkim, niezobowiązującym rozmowom, chwilom uśmiechu i pozdrowieniach na szlaku dawaliśmy prawdziwe świadectwo temu, że wiara, to radość z wszystkiego co, jest tu i teraz – pomimo trudności i chwilowych kryzysów. Przez całą drogę staraliśmy wykształtować w sobie otwartość na to, co ma przyjść oraz wyzbyć się postawy roszczeniowej wobec Boga i bliźnich. Ilekroć napotykał nas deszcz, chłód czy znużenie, tylekroć więcej dostawaliśmy pod koniec dnia, zupełnie niespodziewanie. Właśnie to było niesamowite: im mniej troszczyliśmy się o swój komfort, tym bardziej docenialiśmy każdy gest dobroci, ofiarowany przez nieznajomych.
W każdą niedzielę, po tygodniu wędrówki, czekał nas zasłużony odpoczynek bez konieczności wędrowania ze swoim przybytkiem na plecach. Mogliśmy leżeć, jeść i spać – a wszystko to na chwałę Pana. Myślę, że każdemu pasował taki deal (Bogu również). Nieodłączną częścią niedzielnego dnia była rozmowa, jaką odbywaliśmy w naszej małej wspólnocie. Była to godzina dzielenia się swoimi przeżyciami, zmartwieniami, poruszeniami i rozterkami. Jak na Polaków przystało – znajdowaliśmy również czas na narzekanie typu: „Ale mi się nie chce.”, „A tak właściwie po co to w ogóle robimy?”, „Nie jesteśmy nawet w połowie.”, „A mogłam być teraz w ciepłym łóżku, z kubkiem ciepłego kakao i Netflixem na ekranie” i wiele, wiele więcej… Jednak jak szybko pojawiały się kryzysowe momenty, tak szybko ulatywały dzięki rozmowom, śpiewom, tańcom i żartom, które tak właściwie śmieszyły tylko nas. Do tej pory nie rozumiem, jak można było wybuchać szczerym śmiechem, słysząc po raz enty ten sam żart/ripostę/cytat. Ciągle zastanawiam się, co nas bawiło, kiedy powtarzaliśmy poniższe – słynne już – słowa:
- „Wszystko będzie dobrze, tylko nie wiadomo, kiedy”,
- „Za darmo, to uczciwa cena”,
- „Już nie lato, jeszcze nie jesień, wrzesień. To po prostu wrzesień”.
Obawiam się, że już tego nie zrozumiem. No, chyba że powtórzymy tę przygodę? 😊
Marcin Szuścik
Członek ekipy biura NINIWY. Młody mąż i ojciec. Uczestnik wypraw NINIWA Team. Triathlonista amator.